Choć blog jest zakończony, będę tu wpadać, więc możecie komentować i pisać. Do końca jeszcze go nie opuściłam! I również nie zamierzam go usuwać.
Wpadajcie na nowego bloga (o wszystkim i niczym)!
Chcecie dowiedzieć się o mnie więcej? "Kontakt i Portale Społecznościowe"
Instagram: aleks_lover
Snapchat: aleksa213
Ask: aleks_to_ja
Twitter: @arleciaxd
Musical.ly: paandaa13

poniedziałek, 26 października 2015

Chapter 25 "Wiesz, jedna chwila i możesz zmienić wszystko..."

♪ Narrator, kilka dni później ♪


W telewizji nadawano Wiadomości Miami. Człowiek lekko już siwawy, postarzały, przeglądał ze starannością zegarek ścienny obsypany sztucznym złotem. Pokręcił głową i rzucił go za siebie.
- Tyle sztucznej taniochy? - zapytał ktoś za jego plecami.
- Bierz to, co ma na sobie cenę. Masz szczęście, że mamy pieniądze na jedzenie. Masz jakiś dom na oku? - zapytał staruszek swojego syna.
- Taa... Jest taki na rogu Sky Street i Merfild. O, cicho. O mnie mówią.
- "Sprawa zamachu na piosenkarkę i aktorkę Laurę Marano stała się popularna w telewizji i Internecie. Policja ujawniła kilka nagrań z przesłuchań fanów i przyjaciół i jej chłopaka."
" - Kto mógł zaatakować panią Marano?
- Laura nigdy nie miała wrogów. W karierze tak się zdarza, że zdarzają się jacyś "przeciw". - mówi Calum Worthy, przyjaciel aktorki z serialu "Austin & Ally".
- O zdrowiu Laury wiem tyle, że już dawno się wybudziła i czuję się coraz lepiej. Ominie ją wiele zajęć szkolnych.
- A co z serialem?
- Mieliśmy nakręcić jeszcze kilka poprawek. I te poprawki miały zostać wcielone w życie razem z pierwszym września. Nakręcić mieliśmy jeszcze raz kilka scen z tańcem i to chyba nie będzie możliwe. - opowiada Raini Rodriguez.
- Laurę czeka ciężka rehabilitacja. Została postrzelona trzykrotnie i na razie może tylko leżeć i siedzieć. Nie może chodzić, ponieważ kule postrzałowe mogłyby się przemieścić. Operację ma wyznaczoną na jutrzejszy dzień.
- Panie Lynch, każdy wie, że bardzo kocha pan Laurę Marano. Podobno wyjeżdża pan w trasę. Zostawi pan pannę Marano?
- Muszę. Wyjeżdżamy już za tydzień. Nie mogę zabrać Laury ze sobą, ale będę bardzo tęsknił. "
Na dole ekranu pojawił się biały napis "Ross Lynch"
" - A gdyby sprawca oglądał teraz ten program? Co pan by mu powiedział?"
Ross zwrócił się do kamery.
" - Nie wiem po co to robisz i czemu, ale radzę zostawić ci ją w spokoju. "
- Dreszczyk mnie przeszedł. - powiedział młodszy złodziej i spojrzał na ojca.
- Skoro chłoptaś tej piosenkarki wyjeżdża za tydzień, to zaatakujesz ją za dwa tygodnie. Wtedy będą już daleko. I nie zdołają jej już obronić. Nie strzelaj, tylko ukradnij kij jakiemuś dzieciakowi na mieście. Załóż rękawiczki i... albo po prostu się spytaj czy możesz pożyczyć. Potem będzie na niego nie na ciebie. I zwrócisz tą całą kupę tej taniochy. Pożałuje, że nas okłamała. - powiedział staruszek i rozsiadł się w fotelu, patrząc na zatrzymane zdjęcie Laury przed wypadkiem.


♪ dom Lynchów ♪

     Cały zespół siedział w salonie. Rocky i Riker chodzili z jednego kąta do drugiego, Rydel siedziała z Ellingtonem na kanapie i patrzyli się w wyłączony telewizor. Ryland opierał się o ścianę i patrzył na wszystkich z nieciekawą miną.
    Wszyscy spojrzeli na otwierające się drzwi frontowe. Rocky nie mógł opanować nerw i naskoczył na swojego młodszego brata, na którego wszyscy byli źli. Złapał Rossa za koszulę i przypiął do ściany. Blondyn kopnął brata w nogę, ale ten nie puścił go.
- Stary, ogarnij się! - krzyknął młodszy i odepchnął Rocky'ego od siebie. Obaj upadli na ziemię.
- Czy zdajesz sobie sprawę, w jakie bagno nas wpakowałeś?! - krzyknął wściekły Riker.
- Niby w co was wpakowałem?!
- Powiedziałeś, że jedziemy w trasę za tydzień, a jedziemy wiesz kiedy?! Za cztery miesiące! W styczniu, rozumiesz?! W styczniu! Jest wrzesień! - Rydel wstała z kanapy i również dołączyła do "obchodu" pokoju z braćmi.
- Dajcie mi się wytłumaczyć!
- Tłumacz się! Broni ci ktoś?! - odkrzyknął najstarszy.
- Tak, ty. Radzę ci uważać na swoją dumę!
      Riker nagle zamachnął się i uderzył brata w twarz. Ross pod wpływem uderzenia przechylił twarz na prawą stronę.
- Ci co zranili Laurę pomyślą, że wyjechaliśmy. Gdy znów zaatakują, ja tam będę z policją. Złapią ich. I skończy się kariera sprawcy!
- Czemu tak spokojnie mówisz? Wcześniej nie umiałeś?!
- Nie dasz mi się nawet wysłowić, tylko od razu dajesz mi w twarz! Przypominam ci, że jesteś moim bratem! A ja nie powinienem być dla ciebie śmieciem!
- W tej chwili się nim stałeś! - po wypowiedzi najstarszego w pokoju zapanowała cisza. - Gdybyś więcej czasu spędzał z nami, a nie z Laurą i dbał trochę o nas i myślał, może bym cię za "coś"  nie uważał.
     Riker pobiegł na górę. Zepchnął walizkę Rossa ze schodów, którą przed tym całym zdarzeniem ze złodziejem przyniosła do ich domu Laura.
- Wynoś się! Wynoś się i nie chcę cię widzieć!
- Riker, uspokój się w tej chwili. To nie jest powód, żeby wyrzucać Rossa za drzwi. - wstawiła się za bratem Rydel.
- Nie, spokojnie. Wyjdę. I poczekam, aż zmienisz zdanie. Kiedyś uważałem cię za przykład. Teraz nawet nie jesteś wart spojrzenia. Duma boli, nie? - powiedział Ross, odgrywając się na bracie. Potem wyszedł, trzaskając drzwiami.
      Zmierzył do Caluma. Do domu Laury nie miał kluczy, zresztą nie chciał być sam.
- Stary, wchodź. Co się stało? - zapytał Worthy widząc przyjaciela w drzwiach swojego domu z walizką.
- Moje rodzeństwo oszalało. - Ross wszedł do środka.
      Po uspokojeniu się i wypiciu mocnej kawy, opowiedział o wszystkim przyjacielowi.
- Uderzył cię?
- Tak. Też jestem w szoku. A wiesz, że jeszcze kilka dni temu nazwałem go super bratem?
- Wiesz, jedna chwila i możesz zmienić wszystko... Jak tam w szkole?
- Zmieniasz temat?
- No. Gadaj, jak tam pierwsze dni studiów?
- "Rose kupiła półtora kilo melonów. Wsiadła na delfina i popłynęła 300km/h. Oblicz masę słońca." - chłopaki zaśmiali się na wypowiedź blondyna. - Czemu nie mieszkasz już z Raini?
- Ona upierała się, żebym został. Ale też tutaj mieszkałem. Odnowiłem i wysprzątałem i jest moja stara kawalerka.
- Racja, małe to mieszkanko.
- Słyszałem z wiadomości, że w waszej szkole była jakaś afera narkotykowa. Z tej imprezy powitalnej nowych uczniów Raini... no wypiła jednego drinka. Ale nie powiedziała skąd go wzięła. - oznajmił Calum z miną typu "Nie wiem skąd i czemu".
- Ta, jakiś tam apel był, ale ja wtedy byłem u Laury.
- A ty czasem za dużo u niej nie przebywasz?
- Byłem ostatnio trzy dni temu. Prosiła mnie, żebym przyszedł dopiero jutro, by wspierać ją podczas operacji. Miała też przyjść reszta, ale chyba tylko ja, ty i Raini przyjdziemy... - po tej wypowiedzi zadzwonił telefon Rossa. - To Laura. - blondyn zdziwił się.
- Odbierz, może to coś ważnego. Weź na głośno mówiący.
- Halo?
- Ross? Proszę weź wszystkich i przyjedźcie od szpitala. - usłyszeli w słuchawce przerażoną Laurę.
- Co się stało?
- Przełożyli operację na dzisiaj. Bardzo się boję. Chciałabym, żebyście tu byli.
- Dobrze, już jedziemy. - Lynch rozłączył się. - Ty dzwonisz do Raini. Ja do Rylanda. Jeśli chociaż on przyjdzie będzie dobrze. Napiszemy do nich w drodze. - wybiegli na ulicę, wcześniej zamykając dom.

♪ Ryland, pięć minut potem ♪

     Sytuacja w domu była bardzo napięta. Ja wolałem stać z boku i nie odzywać się. Byłem przeciw temu, żeby chłopaki tak ostro traktowali Rossa.
      Piłem mleko, patrząc jak Rydel krzyczy na Rikera. Nagle usłyszałem dźwięk sms'a.

Ross

Laura ma operacje dzisiaj. Przyjdź, jeśli nie jesteś przeciw jej i chcesz mnie jeszcze znosić, bo reszta najwidoczniej nie chce na mnie patrzeć. 

Wysłano

Przyjde

- Halo! - przerwałem rodzeństwu w kłótni.
- Laurze zmienili termin operacji na dzisiaj. Ktoś idzie ze mną? - zapytałem. Wszyscy jednak wrócili do kłótni, oprócz Rocky'ego.
- Ja pójdę.
     Pojechaliśmy razem autem starszego. Spotkaliśmy się z Rossem i Calumem przy wejściu do sali Laury.
- Ryland, cieszę się, że jesteś. - Ross zauważył mnie jakiego pierwszego. Dopiero potem dojrzał drugiego brata. - A ty tu po co? - zapytał Rocky'ego ostro.
- Żeby ci powiedzieć, że się zgadzam, żebyś nie wracał do domu.
- Tylko po to tu ze mną przyszedłeś?! - nakrzyczałem na niego. Ross popchnął go i tak cała scena przeniosła się przed szybę od sali.
- Oprócz tego chciałem wesprzeć Laurę. I powiedzieć, że jej ukochany chłopak umie tylko krzyczeć i bić się!
- To ty pierwszy przypiąłeś mnie do ściany, a ja tylko próbowałem się uwolnić! I to ty z Rikerem zaczęliście na mnie się drzeć. Gdzie w tym moja wina?! - Ross złapał rękę Rocky'ego, który chciał go uderzyć, potem drugą. - Ty też wstawiasz się za rozwiązaniami siłowymi. Jesteśmy braćmi! Wy od teraz zaczęliście traktować mnie jak śmiecia! Ale ja tak nie zacznę, bo mam swój honor.
- Rocky, idź stąd. - zainterweniował Calum.
- Jesteś za nim?
- Tak. Idź stąd. - brat odwrócił się i poszedł.
- Dzięki, stary.
- Chodźmy do Laury. - zaproponowałem. Chłopaki pokiwali głowami i weszliśmy do sali.

♪ Ross ♪

       Byłem strasznie wkurzony. Na szczęście chociaż Ryland i Calum są ze mną.
- Co to miało być? Ross, czemu Rocky tak cie potraktował? - wypaliła Laura, gdy chciałem pocałować ją na przywitanie. Spojrzałem zaskoczony na resztę towarzystwa. Do sali wparowała Raini. Widząc, że wszyscy są jak zaczarowani, lekko zamknęła drzwi i próbowała zrozumieć sytuację.
- Czemu twój własny brat tak cię potraktował?
- Wiesz... Nie powinnaś się teraz denerwować. Powiem ci już po operacji.
- Na pewno?
- Oczywiście.
- No dobrze. - przytuliła mnie. Do sali wkroczył lekarz.
- Pani Lauro. Czy jest pani gotowa?
- Nie, jeszcze nie.
- Czy wystarczy dziesięć minut?
- Tak, tak wystarczy. - powiedziała brunetka z załzawionymi oczyma. - doktor miał już wychodzić, ale cofnął się.
- Chciałbym jeszcze tylko powiedzieć, że nie ma się pani czego obawiać. Jesteśmy bardzo świetną kliniką. - wyszedł.
       Laura nagle zalała się płaczem. Próbowałem ją uspokoić głaszcząc ją po włosach, jednak z bardzo słabym skutkiem. Usiadłem przy niej. Ona zakryła oczy rękoma, po czym jednak przytuliła się do mnie mocno.
- Laura, przecież wszystko będzie okey. - powiedział Raini siadając u jej drugiego boku.
- Ale coś na pewno pójdzie nie tak. Na pewno! - brunetka zdawała się jednocześnie płakać z rozpaczy i bólu. Nikt z nas nie wiedział co zrobić. Bałem się podnieść jej głowy, ponieważ bałem się, że się po prostu nie da się ją ode mnie oddalić. Zresztą mi to pasowało. Położyłem podbródek na jej włosach. Spojrzałem na wszystkich wokół. Zauważył, że brakowało Vanessy. Wyjąłem telefon, wybrałem numer starszej siostry Marano i dałem znak Raini, by do niej zadzwoniła.
       Nagle zauważyłem, że dźwięki łkania i płaczu uciszają się.
- Lauruś... Będziemy z tobą. Zaśniesz i potem znów się obudzisz, ale już nie będzie bolało cię tak bardzo. Jeśli będziesz bardzo się bała, po prostu pomyśl o nas. Będą ci się śnić najmilsze wspomnienia, bo złych za dużo nie ma. Praktycznie nie ma wcale. Jeśli ja kiedyś cię zraniłem to wiesz, że baardzo żałuję i nie daruję sobie tego.
- Po prostu pomyśl o nas. - dodali jednogłośnie Calum z Rylandem.
- Chyba... za chwilę powinna przyjść pielęgniarka. - Laura położyła się na łóżku na płask. Otarłem jej mokre policzki z łez.
- Jesteś piękna nawet kiedy jesteś smutna.
- Uśmiechniesz się dla nas? - Raini oddała mi telefon, pozostawiając wiadomość na notatkach "przyjedzie za pół godziny".
       Laura spojrzała na wszystkich i uśmiechnęła się. Do sali wkroczył lekarz.
- Nie możemy już dłużej czekać. Sala czeka już od dawna.
- Jestem już gotowa.
       Pielęgniarki wzięły łóżko Laury prosząc wcześniej mnie, bym zszedł. Wykonałem rozkaz. Lekarz prosił, byśmy zostali w sali, więc zostaliśmy. Siedzieliśmy na dotychczas pustym łóżku sąsiednim. Chłopaki oglądali TV, a ja z Raini przeglądaliśmy listy do fanów. Niektóre były strasznie wzruszające, a niektóre straszliwie obrażały sprawcę. Nawet na kilka pierwszych odpisaliśmy. Po trzydziestu minutach przyjechała Vanessa.
- Laure operują?
- Tak, zaczęli pół godziny temu. - odpowiedziałem na jej pytanie, zastanawiając się jak odpisać chłopcu, który nazwał sprawcę wypadku "przemądrzałą parówką".
- Rozstałam się z Rikerem. Wygadał się, że chciał mi się oświadczyć i już miał iść po pierścionek, ale ja powiedziałam "nie".
     
::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::

DAM  DAM  DAAAAAM
Tak tak podła ja

Zapraszam na mojego youtuba :D
Aleks Lover
Nie długo film jak gram na gitarze...
Może jutro
Albo w weekend

Wiem, dawno nie było rozdziału
Nie moja wina
Tylko czasu
No czemu on tak szybko leci...
Trudno xd

Mam dzisiaj power od rana i nie wiem czemu
Nawet kawy nie piłam
HAPPY
:D

Nie rozpisuję się, chociaż już to zrobiłam
Komentarzyk mile widziany (:


niedziela, 4 października 2015

Chapter 24 "Taka nie specjalna ironia losu"

♪ Ross ♪

        Gdy wszedłem do sali, zauważyłem, że Laura śpi. Złapałem ją za rękę delikatnie, by jej nie obudzić.
- Ryland nas oszukał, że nie spała. Dorwę tego drania. A jak Laura się obudzi, pokaże jej to nagranie. - Riker usiadł po stronie łóżka.
- To co gadałem z Vanessą? W ogóle czemu ty nas nagrałeś?
- Bo tak słodko gadałeś o Laurze, z taką troską, więc uznałem, że to nagram i pokażę, żeby Laura ci wybaczyła.
- Super z ciebie brat. - powiedziałem i uśmiechnąłem się. Spojrzałem na brunetkę. I nagle poczułem, że mogę patrzeć tak na nią całe godziny, dnie, zawsze. - Kocham jej włosy, jej cerę, jej oczy, jej ręce, nawet jej pięty! Może brzmi to niedorzecznie, ale kocham w niej wszystko. Jak wyjechała to ten nowy styl życia i w ogóle, to ja popełniłem błąd.
- Ale się zmieniłeś.
- Dowiedziałem się, że wróciła i prawie w tym samym czasie, że ma chłopaka. To była kompletna załamka.
- Ale się uśmiechasz. - Riker zrobił pytającą minę.
- Bo wtedy naprawdę skumałem, że inne życie nie ma sensu. I że naprawdę kocham Laurę.
- To też powinienem nagrać. - zaśmialiśmy się.

♪ Raini ♪

        Szykowałam się na imprezę do szkoły. Calum na mnie już czekał na dole. To największa taka impreza w szkole, a mojej najlepszej przyjaciółki tam nie będzie. A następnej takiej nie będzie, ponieważ chodzimy od ostatniej klasy licealnej... Ech...
- Raini, kochanie, zejdź już. Ile można robić sobie makijaż?
- Już, już idę. - odkrzyknęłam chłopakowi.
Zeszłam na dół, Calum stał oparty o drzwi grzebiąc w telefonie.
- Dobra, możemy iść. Zamyśliłam się o Laurze.
- Będzie Ellington, Rydel, Ryland, Rocky... Reszta jest u Laury, ale jak oni będą nie będziemy mogli być smutni, nie będzie okazji. Znasz Laurę. Jest silna. Zawsze dąży do celu i zawsze go zdobywa. Da sobie radę i wyzdrowieje. - Calum spojrzał mi w oczy. Przytuliłam się do niego. On objął mnie i razem poszliśmy na imprezę.
        W wejściu spotkaliśmy naszych przyjaciół. Gdy przekroczyliśmy progi szkoły, wszyscy byli tak zajęci zabawą, że nie zauważali wchodzących osób. I do takiej szkoły aż marzy się wracać! Ktoś przemycił alkohol i narkotyki. Dopalaczy nie biorę, nawet chciałam naskarżyć, ale gdy powiedziałam o tym chłopakom, zakazali mi. Ten co to świństwo sprzedawał to uczeń czwartego roku i gdybyśmy naskarżyli, zniszczylibyśmy mu życie czy coś. Napiłam się trochę piwa i jednego drinka łyknęłam. No niby rozpoczęcie roku, ale impreza to impreza!
        Nie przypominam sobie, żeby urwał mi się po tym film. Raczej bawiłam się świetnie, a następny dzień nie miałam bólu głowy. Nawet lepiej się czułam na pierwszy dzień nauki. Jak zawsze gadali o tych zasadach BHP i o wszystkich tych nudnych rzeczach. Bez Rossa i Laury siedziałam cały czas sama w ławce. Calum poszedł ze mną na imprezę, ale on już dawno skończył liceum. Teraz jest na ostatnim roku studiów filmowych i to mnie cieszy. Jednak szkoda, że nie mogę go widywać przez to codziennie. Opowiadał, że jeśli ma jakiś ważny egzamin, a jest w innym kraju, przyjeżdża do niego mentor z tamtej szkoły i go egzaminuje. A czasem, musi tam specjalnie jechać. No niestety.
- Raini, cześć! - zauważył mnie Rocky. Miał już dwa lata studiów za sobą, więc gdy zagadał do mnie, osoby z mojej klasy spojrzały się na mnie wzrokiem "ona się zadaje ze starszym, a dzisiaj dopiero drugi września!".
- Siema. Dzwonił Ross?
- Chciałem ciebie o to spytać. Riker dzwonił wczoraj wieczorem, że Ross obejmie jeszcze jedną wartę. Wyspał się podobno na pustym łóżku obok Laury.
- No a Laura co? Nie przebudziła się?
- Gdy spał Ross, ona nie, gdy ona spała, Ross się przebudził. Taka nie specjalna ironia losu. - zaśmialiśmy się.
- Spadam na lekcje. Teraz mam język polski...
- Właśnie, nie powiedziałaś mi, na co poszłaś. Na muzykę?
- Na prawo.
- Ty, Raini, na prawo? Naprawdę?
- A czy smerfy mają niebieskie tyłki?
- Pytaniem na pytanie. Ciekawe. Rób tak dalej, a zostaniesz moim adwokatem przed Rydel. Do następnej lekcji!
- Siema! - odkrzyknęłam i poszłam na drugiego piętro.

♪ Laura ♪

    Otworzyłam powoli oczy. Zawsze gdy nagle je otwierałam, witało mnie jasne światło lampy, więc teraz wolałam nie ryzykować. Jednak teraz ujrzałam czystą biel ściany. A obok Rikera.
- Witaj.
- Cześć. Nie było zmiany warty? Przecież dwanaście godzin temu cię tu jeszcze widziałam.
- Wyspałem się, kiedy ty spałaś. - uśmiechnął się. - Lekarz poprosił, żebym sprawdził czy poprawił się twój stan, ponieważ on sam wyjechał. Czy możesz przytaknąć? - zapytał, a ja wykonałam polecenie. - Spoko, przekręć głowę w bok. W leewo... - zrobiłam tak. - ... i w praawo. - udało mi się i ujrzałam coś, przez co aż podskoczyłam.
- Co się stało Rossowi? Co mu jest? Coś sobie zrobił? - przechylałam głowę w tą i we w tą. - Gadaj, co mu jest?!
     Ross leżał na sąsiednim łóżku przykryty kołdrą szpitalną i tak się wydawało, jakby był podpięty pod kroplówkę.
- Spokojnie już mogą nie zakładać ci kołnierza. Ale nie nadwyrężaj karku.
- Co jest Rossowi?! Odpowiesz mi łaskawie? - podniosłam głowę do góry i zabolały mnie nagle plecy.
- Spokojnie, nic mu nie jest. Po prostu chciał się wyspać. Obudzę go, jeśli chcesz.
- Kiedy zasnął?
- Trzy godziny temu.
- Nnoo to obudź.
    Blondyn zdjął kołdrę z brata, a ten od razu otworzył oczy i rozejrzał się niespokojnie.
- Coś sie... ? - zobaczył nagle mój uśmiech. Uspokoił się i podszedł do mojego łóżka.
- Laura... W końcu mogę zobaczyć twoje bielutkie ząbki. - wyszeptał i zaśmiał się.
- A ja się śmieję, że cię widzę. - przytulił mnie delikatnie.
- Przepraszam. Jest durniem. Nie chciałem ci po prostu mówić. Nie pomyślałem.
- Już dawno ci przebaczyłam. Przecież damy sobie radę, co nie? - pocałowałam go w policzek.
- Czyli znów jesteś moją dziewczyną?
- A ty moim chłopakiem. - złapał moją dłoń delikatnie. - Kocham jak tak robisz.
- A ja kocham ciebie całą. - pocałował mnie najdelikatniej jak tylko mógł, by mnie nie zranić.
- Aaawwwwww! - wtrącił się Riker, patrzący na to wszystko z maślanymi oczyma.
- Przeszkadzasz. - powiedział Ross i wypchnął brata za drzwi. Usiadł obok mnie patrzył się w moje oczy. Ja odwzajemniałam to przez cały czas. Widziałam w jego oczach błyski. Błyski zakochania.
- Jesteś piękna.
- Taka poraniona?
- Poraniona, ale moja. Sama przed chwilą mówiłaś, że sobie poradzimy. Z moją trasą, z twoim zdrowiem. Schwytamy tego idiotę, który ci to zrobił. Schwytaliśmy już Peter'a. Nie poradzimy sobie z jakimś włamywaczem amatorem? - ziewnął. Chciał to przede mną ukryć, jednak mu się to nie udało.
- Leć do domu. Zrób sobie skrzydła czy coś. Byle szybko. Musisz coś zjeść, wyspać się, umyć. Obudziłam się, wszystko ze mną jest dobrze. Boli coraz mniej. Może opracujesz nową piosenkę?
- Ale na zmianę jest tylko Vanessa.
- A ona czasem nie poszła też do szkoły?
- Aa, no racja.
- Dam sobie radę. Van była przedtem. Ciągle przy mnie siedzicie. Ktoś będzie chciał to przyjdzie.
- Nie chcę cię zostawiać.
- To dla twojego dobra.  - powiedziałam. Pocałował mnie w czoło i wyszedł. Ja ucieszona, że nie jestem już zmuszona do patrzenia się w sufit, rozejrzałam się powoli po sali. Prawie wszystko było białe. Ale jednak obok mnie na szafce był duży bukiet kwiatów. Na przeciw mnie był telewizor. W rogu leżała cała stera listów i kwiatów. Wcześniej ich jakoś nie zauważyłam. Przecież byłam skazana na kołnierz, obrażona na cały świat i pochłonięta bólem.
- Witam, pani Marano. Czy panowie mogą z panią porozmawiać? - do sali wkroczył mój lekarz prowadzący z dwoma policjantami.
- Tak, oczywiście. - powiedziałam i próbowałam się podnieść, jednak mi się to nie udało. Doktor podszedł do mnie i lekko podniósł mnie z poduszek, czego ja zrobić nie umiałam. - Dopiero się obudziłam. Odpowiem na każde pytanie.
- No dobrze. Rozmowa będzie notowana i nagrywana dla pani bezpieczeństwa i dla dowodów rzeczowych w sprawie. Czy będzie pani mówiła prawdę?
- Tak.
- Czy zgadza się pani na to? Potrzebuje pani adwokata?
- Zgadzam się i nie potrzebuje.
- Dobrze. Zaczynamy notowanie i nagrywanie głosowe. - powiedział jeden policjant i zaczął nagrywać.
- Imię i nazwisko? - drugi zaczął mnie wypytywać.
- Laura Marano.
- Czy podejrzewa pani kogoś, kto mógł panią zaatakować?
- Mój były siedzi w więzieniu. Moi przyjaciele, rodzina, chłopak, oni byli załamani, siedzieli przy mnie cały czas. Byli przed tym zdarzeniem na wywiadzie. Ja też byłam tam zaproszona, ale wyszłam w połowie, ponieważ pokłóciłam się z moim chłopakiem, który tam został. Dziewczyna, która chciała mnie z nim rozdzielić siedzi w oddziale psychiatrycznym. Wszystkich kogo mogłabym podejrzewać siedzą w kicu albo w psychiatryku, więc... nie.
- Czy widziała pani twarz przestępcy?
- Nie.
- Jaki był przebieg zdarzenia?
- Wróciłam do domu zmęczona. Byłam u mojej siostry, która nie była na wywiadzie, przy okazji jeszcze wpadłam do moich przyjaciół, Raini i Caluma. Więc zamknęłam drzwi i przede mną stanął jakiś facet z pistoletem. Krzyczał, żebym dała mu wszystkie drogie rzeczy. Spakowałam mikser, mikrofalówkę i potem rzeczy, które tylko wyglądały na tanie.
- Skoro wracała pani wieczorem, to przecież już wszyscy byli w domach. Każdy mógł panią zaatakować.
- Proszę przejrzeć nagranie monitoringu, gdy lekarz powiedział mojej rodzinie, że nie przeżyłam. Ale przeżyłam śmierć kliniczną. Wszystkie podejrzenia na nich znikną. Jestem tego pewna. - westchnęłam.
- O co pani pokłóciła się ze swoim chłopakiem?
- O jego trasę koncertową.
- Czy jest taka możliwość, że ta sama osoba, która zaatakowała panią, to ta sama osoba, która zaatakowała Rossa Lyncha?
- Przecież ustalono, że Peter Concory jest teraz w zakładzie karnym.
- Tak, dotarł do nas, ale po pani ataku.
- Nie, on oma zakaz zbliżania się do mnie. - powiedziałam stanowczo.
- Co stało się dalej?
- Spakowałam wszystko co mogłam i powiedział, że to wszystko ma pozostać tajemnicą i zagroził, że ma moje klucze od domu. Ja miałam jedne, Ross miał ich kopię. Nie zabrał ich na wywiad, lecz zostawił w domu. Gdy się z nim pokłóciłam, włożyłem je pod lampę i spakowałam go, po czym poszłam z jego walizką do jego rodziny. Wracając, gdy facet mi zagroził, chciał już wychodzić. Jednak zatrzymał się, popatrzył na mnie i powiedział, że woli mieć pewność. Pierwszy strzał mnie nie trafił. Za drugim dostałam w ramię. - odsłoniłam piżamę. Policjant wziął aparat i zrobił zdjęcia bandażu. - Trzeci raz w tą samą rękę, tylko niżej. - odsłoniłam rękaw. - No i ostatni strzał był w plecy. - pokazałam im miejsce obok lewego żebra.
- Czy to wszystko?
- Tak. To wszystko.
- Gdyby chciała pani jeszcze coś zeznać, zapraszam na komendę, albo proszę dzwonić na te dwa numery. - władza zapisał mi na kartce dwa ciągi cyfr. - Życzę zdrowia. Do widzenia.
- Dziękuję, do widzenia. - wyszli. Ja znów się położyłam i zaczęłam tradycyjnie gapić się w sufit.

::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::

W końcu zabrałam się za rozdział :/ zdałam sobie sprawę, że strasznie długo już na niego czekacie, więc bardzo was  p r z e p r a s z a m!
Nie miałam pomysłu na rozdział. I teraz, co najgorsze, również nie mam :(
Więc ma do was wszystkich, wszystkich, którzy czytają rozdziały, notki i obydwa, pewne zadanie. Napiszcie komentarz, z waszym pomysłem na chapter 25 :) Postaram się uwzględnić wszystkie. Ale jeśli któregoś pomysłu nie użyję, to pewnie uwzględnię go kiedyś indziej. W jakimś OS'ie lub dalszym rozdziale.
Więc czekam!
Do następnego rozdziału! :D