Choć blog jest zakończony, będę tu wpadać, więc możecie komentować i pisać. Do końca jeszcze go nie opuściłam! I również nie zamierzam go usuwać.
Wpadajcie na nowego bloga (o wszystkim i niczym)!
Chcecie dowiedzieć się o mnie więcej? "Kontakt i Portale Społecznościowe"
Instagram: aleks_lover
Snapchat: aleksa213
Ask: aleks_to_ja
Twitter: @arleciaxd
Musical.ly: paandaa13

czwartek, 31 grudnia 2015

Chapter 28 "Martwię się o ciebie, bo cię kocham"

♪ narrator ♪

- No dobra, ja spadam do domu, jutro szkoła, a ja się jeszcze muszę pouczyć. - powiedziała Laura do Raini i Van spoglądając na zegarek.
- Odprowadzić cię? - zapytała Vanessa.
- Nie, dam sobie radę. Paa! Raini, wpadnij jutro po mnie.
- Spoczko, siemka!
- Pa!
     Laura niosła swoje torby z zakupami do domu. Gdy już prawie była w domu, wyciągnęła telefon, a wtedy akurat Ross żegnał się z Calumem. Gdy blondyn właśnie sprzątał popcorn z ziemi, usłyszał trzask drzwi.
- Laura? - zapytał wchodząc na korytarz.
- Cześć kochanie. - powiedziała brunetka i przytuliła się do chłopaka.

- Tęskniłem. - wtulił się w dziewczynę.- Ja też. - pocałowała go.
- Wezmę torby. Zrobiłem obiad. Zjesz?
- Nie. Jadłam na mieście. - Ross spojrzał na swoją dziewczynę z lekką złością.
- Ja tu o ciebie dbam, a ty jesz na mieście? - założył ręce.
- Emm... tak?
- Ech... To potem sobie odgrzejesz. - pocałował ją w czoło, wziął torby i poszedł na górę.
      Laura odwróciła się i ujrzała nowy dywan. Oparła się o próg. Uśmiech zszedł jej z twarzy. Ross schodząc na dół, zauważył to. Podszedł do niej i objął mocno.
- Już jest okey. - powiedziała brunetka i poszła do kuchni, łapiąc za rękę chłopaka.

♪ kilka godzin później ♪

    Telefon dzwonił uparcie na stoliku obok pootwieranych książek, dwóch długopisów, ołówków i obok samej Laury, drzemiącej na kanapie.
- Laura? Telefon ci dzwo... - blondyn ujrzał śpiącą Laurę. - ...ni.
     Podszedł do telefonu i włączył aplikację automatycznej wiadomości. Polegało to między innymi na tym, że osoba, która po prostu nie chciała odbierać telefonu mogła odsłuchać jak osoba dzwoniąca nagrywa pocztę.
- Witamy, tu bank "Mind dolar". Rok temu wyciągnęła pani pożyczkę o wysokości dwóch tysięcy dolarów. Nie spłacała pani pieniędzy w terminie. Można wpłacić pieniądze do naszych oddziałów lub wysłać paczką lub listem albo oczywiście do naszego biura w Nowym Jorku. Dziękujemy, prosimy o oddzwonienie.
- Och, Laura, Laura. - westchnął, przykrył dziewczynę kocem, pocałował w głowę i sprzątnął wszystkie książki ze stolika.

♪ rano ♪

- Hey, gdzie Laura? - weszła do środka Raini i rozejrzała się po pomieszczeniu.
- Szykuje się. - powiedział Ross słabym głosem. Spojrzał się na Raini i przeciągnął się.
- Wątpię czy jesteś zmęczony. Czym się martwisz? - zauważyła szatynka.
- Niczym. Nie wyspałem się. Laura! Chodź już! - krzyknął blondyn spoglądając na schody.
- Już, już idę. - zeszła ze schodów brunetka, trzymając w ręku klucze. - Wychodzimy?
     I zmierzyli do szkoły. Przy okazji gadali trochę o nauczycielach. Gdy doszli do szkoły, Rossa zaczepił jego kolega.
- My idziemy na zajęcia. - powiedziały dziewczyny i zostawiły chłopaków.
- Co jest Rossowi? - zapytały siebie jednocześnie, gdy znalazły się na korytarzu szkolnym.
- Ty nic nie wiesz? - zapytała Laura, załamując ręce.
- Ty z nim mieszkasz. - powiedziała Raini westchnąwszy.
- Dobra, pogadam z nim... chodźmy na lekcje...

- Laura, zgłaszałaś się przy sprawdzaniu obecności. Więc bądź obecna! - krzyknęła pani Allan odbierając brunetce zeszyt z rysunkami.
- Ale proszę pani! Czemu? Ja mam rozdzielną uwagę! - broniła się dziewczyna zawzięcie.
- Czy jednocześnie rysujesz, myślisz o chłopakach i słuchasz?
- Nie myślę o chłopakach. Mogłaby mi pani oddać zeszyt?
- Dostaniesz go od wychowawcy.
- Ale...
- Nie dyskutuj!
- Ja...
- Czy ty zamierzałaś zabluźnić!? - krzyknęła nauczycielka, aż osoby siedzące w pierwszej ławce wzdrygnęły się, a Kevin, siedzący w ławce drugiej, przekreślił sobie cały zeszyt jedną długą linią, ponieważ ręka, która podpierała mu brodę przestraszyła się i zjechała na dół, przez co Kevin uderzył się w głowę [omg co ja pisze XD Taka tam nawiedzona ręka xd ~ Aleks xd ]

♪ Laura ♪

     Co za jędza... Ja nie mogę...
- Ale to nasza ostatnia lekcja, ja muszę mieć ten zeszyt.
- To odbierzesz go sobie jutro. - powiedziała wielka jędzowata czarownica.
      I dzwonek. Całe szczęście!
      Wyszłam pierwsza. Trudno, jutro to jutro. Pójdę poszukać Rai...
- Jak łazisz?!
- Właśnie cię szukałam. - pomogłam przyjaciółce zebrać książki.
- Sorki, nie wiedziałam, że to ty.
- Nie ważne. Wiesz, że ta jędza Callister zabrała mi zeszyt?
- Jaki zeszyt?
- No z rysunkami, a jaki?
- Ja nie wierze, rysowałaś na jej lekcji?! - krzyknęła Rodriquez, gdy wyszły na ulicę.
- Nie mogę się jej patrzeć w oczy, bo jej nienaturalne godzillowe brwi i rzęsy są... ohydne, nie oszukujmy się. Są  n a d n a t u r a l n e. - zaśmiałyśmy się.
- Z czeeego się śmiejecie? - zaskoczył nas Ross od tyłu.
- Z nadnaturalnych brwi pani Allan. Wyobrażasz sobie, zabrała mi zeszyt.
- Ten rysunkowy?
- No.
- Miałaś tam coś niewłaściwego? - zapytał obejmując mnie.
- W sumie... to... nic.
- Więc nie powinnaś się martwić. - pocałował mnie w czoło.
    Zaczęłam się zastanawiać czy spytać się, czy coś się stało. Musiało się coś stać.
- Ross? A czy... em... Robisz dzisiaj obiad?
- No dobra. Wiecie co? Chyba zbiera się na deszcz. Chodźmy już.

♪ kilka dni później, narrator ♪

     Ross oglądał film. W sumie to nie oglądał, tylko myślał. Myślał o telefonie z banku.
- Laura! - wstał i zmierzył poszukać brunetki. - Laura? - zajrzał do pokoju dziewczyny, jednak tam jej nie było. Przeszukał kuchnię, salon, korytarz nawet. Wreszcie poszedł do pokoju Vanessy, tam też jej nie było. W końcu poszedł do pokoju muzycznego. Zanim do niego wszedł, usłyszał pianino.
      Wszedł do pokoju niezauważalnie i usiadł obok dziewczyny. Zaczęli razem grać jakąś bezsensowną melodię. W końcu blondyn przestał grać, a brunetka razem z nim.
- Wiesz, jak wróciłaś ze szpitala, w niedzielę, zadzwonił do ciebie telefon. - zaczął Ross. Laura już wiedziała, że za chwilę chłopak powie jej powody swojego przygnębienia i wsłuchała się uważnie. - I wtedy dzwonił bank. Powiedzieli, że nie spłaciłaś dwóch tysięcy. Jak byłaś w NY. Możesz mi opowiedzieć więcej, co tam robiłaś? Powiedziałaś, że gdzieś pracowałaś.
- W KFC.
- Ale przez cały rok? No bo... no...
- Jak pojechałam, to po miesiącu zabrakło mi kasy. Wzięłam pożyczkę.
- Ale powiedz coś więcej.
- Po pewnym czasie tego też mi zabrakło.
- Kradłaś? - spytał i spojrzał na brunetkę. Ona pokiwała głową na tak i spojrzała na klawisze. Blondyn winny, że przywołał jej złe wspomnienia, odwrócił jej głowę do siebie i pocałował, co brunetka odwzajemniła. Dziewczyna przytuliła się do niego mocno.
- Tym tak się martwiłeś?
- Od czasu tych wypadków boję się kilkaset razy bardziej. Martwię się o ciebie, bo cię kocham. - pocałował ją jeszcze raz.
- Ja ciebie też.

:::::::::::::::::::::::::::::

Nie będę już mówić za ile pojawi się kolejny rozdział, bo kłamczę :|
Proszę o komentarze. To serio motywuje. I chociaż będą już ze dwa komentarze to napiszcie jeszcze ten trzeci, czwarty. Bo na tym serio mi zależy. Nie chodzi oczywiście o zarabianie czy coś, przecież jestem za młoda, żeby zarabiać na blogach, robię to tylko i wyłącznie dla przyjemności. Ten kto prowadzi jakiegoś bloga, to wie, jak to motywuje i jak to zachęca do pracy.
Tylko dwie blogerki mi tu komentują (mega to doceniam, komentujcie dalej XD ) Ale no... tak się czuję jakby nikt tego inny nie czytał. Prolog zobaczyło ponad 120 osób. Nikt nie dodał komentarza od czasu dwóch kopii komentarza mojej kumpeli (klikło jej sie ;p)
To ja spadam kończyć kolejny rozdział.

Chapter 29 "Dzwoń, będę tęsknić"

♪ 26 listopad, narrator ♪

     Został tylko miesiąc do trasy R5. Przygotowania szły w zaparte. Telefony, spotkania, próby. Na początku wszyscy myśleli, że trasa rozpocznie się w styczniu, jednak po długich przemyśleniach stwierdzono, że rozpocznie się ona w grudniu. Nie przewidywano na ten miesiąc srogiej zimy. Większość występów była planowana na powietrzu, jednak w wielu krajach zaproponowano zespołowi na wszelki wypadek występ w filharmoniach i stadionach. Tam gdzie zespół miał występować w styczniu i lutym, miało zostać ustalone do końca tego miesiąca i zostało naprawdę mało czasu.
     Wszyscy mieli spędzać Wigilię, Boże Narodzenie i Sylwestra w Nowym Yorku lub Los Angeles. R5 nie wiedziało, którą ofertę występu na Sylwestra przyjąć: NY czy LA.
     Próby trwały po kilka godzin dziennie. Czasem przychodzili na nią również Raini i Calum. Laura była tam zawsze i gdy jej się strasznie nudziło, telefon miała rozładowany i znała na pamięć wszystkie teksty piosenek R5, a zabronili dawać jej rad dotyczących występów, choć czasem były one bardzo trafne, podchodziła do jakiegoś pustego instrumentu i zaczynała im przygrywać. Czasem śpiewała. Kiedy brunetka szła ze swoją przyjaciółką na zakupy, cały zespół omawiał czy nie powinna śpiewać na początku, razem z nimi, a może i na końcu występów.
     Zespół grał "Smile" po raz siódmy. Riker odłożył gitarę i rozwalił się w fotelu. Reszta poszła w jego ślady. Laura wstała na moment z kanapy, by Ross usiadł, a ona mogła usiąść na jego kolanach.
- Laura, nudzi ci się? - zapytała Rydel.
- Nie, nie nudzi się jej. - wytknął siostrze język Ross i przytulił brunetkę. - Przez to wszystko związane z trasą to nawet nie mam czasu cię przytulić. - zwrócił się chłopak do swojej dziewczyny i pocałował ją.
- A czemu miałoby mi się nudzić? - zapytała Laura.
- Zaśpiewasz... "Me and you"?
- No spoko. - brunetka wstała z kolan blondyna i zmierzyła do fortepianu.
     Jej rehabilitacja skończyła się na początku października, wszystkie obiecane wywiady zostały udzielone i Laura w pełni zajęła się szkołą i nauką. Zdobyła nowe koleżanki, nowych kolegów, którzy nie patrzyli na jej sławę, lecz na osobowość. Jednak nie ufała ona teraz za bardzo nikomu. Bała się wszystkiego. Trzasku drzwi, przychodzącego sms'a, dzwonka do drzwi, a nawet tostera. Ross próbował się tego pozbyć. Jednak bezskutecznie.
     Laura zagrała ostatnie nuty piosenki i wstała, ale rodzeństwo Lynch i Ell zrobili to szybciej. Wszyscy stali przed nią uroczyście.
- O co wam chodzi? - spytała zdziwiona dziewczyna spoglądając po kolei na każdego.
     Riker, Rocky i Ryland spojrzeli na Rossa, Rydel, Rocky i Ell na Rikera.
- No dobrze... Może ja zacznę. Chciałbym ci coś powiedzieć, ale to nie to miejsce, nie ten klimat. Czy dasz się zaprosić na kolację urodzinową do "Cafe Prima Pasta" o godzinie dwunastej? Przyjdę po ciebie. - zapytał Ross, łapiąc ręce swojej dziewczyny.
- Em...  tak. Jasne. - powiedziała brunetka, a chłopak niespodziewanie ją pocałował.
- Mam nadzieję, że nie przeszkadza ci to, że cię tak całuję, prawda?
- Nic a nic. - odpowiedziała Marano i sama pocałowała chłopaka, a następnie go przytuliła.
- A korzystając z okazji. - Ellington pocałował Rydel.
     Riker patrzył na to wszystko smutnym wzrokiem. Po kilku sekundach wyszedł z pokoju, a potem można go było ujrzeć przez okno jak zmierza w nieznanym kierunku i celu.

♪ 11:40, 29 listopada, Laura ♪

    Zakładałam kolczyki przed lusterkiem. Myślałam, co chce powiedzieć mi Ross na dzisiejszej kolacji. Powiedział, że sala prób to nie miejsce i nie klimat. A jeśli...? Nie, Laura, myśl! Przecież on się nie chce z tobą żenić, idiotko!
     Po raz tysięczny od rana usłyszałam sygnał Twittera, Facebooka. Poczty było multum, a moja skrzynka odbiorcza powoli wysiadała.
     Tradycyjnie przestraszyłam się dzwonka do drzwi. Wzięłam torebkę, skórzaną kurtkę i wyszłam otworzyć. Oczywiście był to Ross.
- Jak zawsze przed czasem. - oznajmił, patrząc na zegarek. Pocałował mnie w policzek i wyszliśmy. Droga nie była długa.
      Gdy chłopak otworzył przede mną drzwi restauracji, od razu w oczu rzuciły mi się pięknie nakryte stoły, dyplomy i zdjęcia sław, które odwiedziły tą restaurację.
- Witam. Zamówiłem wczoraj stolik.
- Nazwisko?
- Laura i Ross Lynch. - gdy Ross to oznajmił, aż mnie zamurowało.
- Oczywiście, już państwa prowadzę. - powiedział kelner. Blondyn wziął mnie pod rękę i szliśmy za kelnerem.
      Nasz stolik był specjalnie przystrojony. Chłopak odsunął mi krzesło. Popatrzyłam się na zastawę. Myśląc, że nie widzę, Ross zaczął pytać o coś kelnera.
- Tak, tak, wszystko jest. - usłyszałam w odpowiedzi, udając, że patrzę na dyplomy.
      Kelner odszedł i po chwili inny człowiek przyniósł nam menu.
- Witam, panie Lynch, pani Lauro. - powiedział podając nam karty.
- Nie chciałbym być nietaktowny. Mam dwie córki, które składają pani jak najszczersze życzenia z okazji urodzin.
- To słodkie. Bardzo dziękuję. - kelner ukłonił się i odszedł.
- Pięknie wyglądasz. - oznajmił Ross patrząc mi w oczy.
- Dziękuję, ty też bardzo ładnie się ubrałeś. - uśmiechnęłam się do chłopaka. - To chyba było zbyt sztuczne.
- Ta, w takich restauracjach to tak po prostu czuje się taki przymus zachowywania się dobrze, no nie?
- Jakoś tak. W sumie to normalne.
- Po części.
       Po zjedzeniu przepysznego dania i po miłych pogawędkach, Ross zawołał kelnera.
- Poprosimy na chwilę. - człowiek wyjął coś z pod lady i podszedł do nas.
- Bardzo proszę. Podać coś jeszcze?
- Nie, dziękujemy.
       Na małej, niebieskiej poduszeczce, leżało czerwone pudełeczko w kształcie serca. Moje własne serce zaczęło strasznie bić. Ross wziął pudełeczko do ręki i otworzył.
- Chciałbym życzyć ci wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, rozwinięcia kariery muzycznej i spełnienia marzeń. Chciałbym prosić cię jeszcze o to, byś pojechała z nami w trasę i byś śpiewała razem z nami. Wszystko już załatwione. - oznajmił blondyn.
- Tak. - powiedziałam i wzięłam do rąk śliczną bransoletkę i naszyjnik.
- Pozwól, że ci je założę. - powiedział chłopak. Kelner podszedł do nas z aparatem i zaczął robić zdjęcia.
         Ross najpierw założył mi bransoletkę, a potem naszyjnik. Po założeniu drugiej części kompletu pochylił się i pocałował mnie. Goście restauracji zaklaskali. Ten dzień mogę zaliczyć do najszczęśliwszych w moim życiu.

♪ dzień wyjazdu w trasę, studio "Austin & Ally", narrator ♪

     Laura i Ross żegnali się z parą przyjaciół.
- Wysyłaj nam lekcje, żebyśmy zdążyli nadrobić. - zwróciła się Laura do Raini, przytulając ją mocno.
- Dobra, spadajcie, bo za chwile się tu rozkleję. Dzwońcie kiedy chcecie, jak nie odbieram to jestem w szkole albo śpię, tak to zawsze mam telefon przy sobie.
- Do  n a s. - poprawił szatynkę Calum.
- Tak, nas.
- Będziemy dzwonić. - powiedział Ross i wszyscy się przytulili.
- Laura! - krzyknął ktoś z dala. Brunetka rozejrzała się i ujrzała swoją siostrę. Dziewczyny podbiegły do siebie i mocno się przytuliły.
- Siostra, gdzieś ty była? - po policzkach Laury spłynęły łzy.
- Ross, Laura, wsiadajcie! - krzyknął Riker.
- Przepraszam, musiałam jakoś odreagować. Będe dzwonić.
- Dzwoń, będe tęsknić.
- Vanessa! - najstarszy z rodzeństwa ujrzał szatynkę. Pobiegł i mocno ją przytulił. - Proszę, wróć do mnie.
- Pogadamy, jak wrócisz. - powiedziała Vanessa, chyba nieświadomie, jeszcze mocniej przytulając się do blondyna.
- Będę tęsknił każdego dnia. - powiedział odchodząc razem z Rossem i Laurą .

♪ miesiąc później ♪

      Urodziny Rossa były hucznie obchodzone w klubie. R5 postanowiło zostać w Los Angeles. Wigilię spędzili w pięciogwiazdkowej restauracji, a w Sylwestra bawili się świetnie na własnym koncercie.

::::::::::::::::::::::::::::

Nic więcej nie zdążę napisać, wybaczcie.

WESOŁEGO NOWEGO ROKU KOCHANI!

wtorek, 22 grudnia 2015

Chapter 27 "Choćby to, że wiesz jak odróżniać rzeczy złe od miłości"

♪ narrator ♪

     Laura czesała się przed lusterkiem. Patrzyła na swoją jasną, już bardziej kolorową cerę. Przeglądała siebie, ale jednocześnie patrzyła na drzwi, które odbijały się w małym lustereczku. Zobaczyła przekręcającą się klamkę i zaprzestała czesania. Odwróciła się i zamiast ujrzeć te osoby, które najbardziej chciała ujrzeć, zobaczyła wypis trzymany w rękach lekarza.
- Panie doktorze, widział może pan moich znajomych? - zapytała doktora.
- Nie, nie widziałem. Niech pani zadzwoni. Dziś niedziela i do tego tak rano. Może zaspali? Nie powinna pani wychodzić sama. Czy jutro zamierza pani iść do szkoły?
- Tak, zamierzam. Odrobię jeszcze lekcje, które sobie na dzisiaj odłożyłam.
- Miesiąc w szpitalu to bardzo dużo. Dobrze, że sprawa się rozwiązała. Gdzie teraz będzie pani mieszkała?
- U siebie w domu z moim chłopakiem. Chyba już wymienili dywany... - brunetka spojrzała na swoje szpitalne łóżko, a potem uśmiechnęła się delikatnie do poczciwego lekarza, który przez ten miesiąc tak dbał o jej zdrowie. Uśmiech ten, był chyba dowodem, że Laura była już całkowicie spokojna. - Dobrze, chyba powinnam zadzwonić.
- Tak, ja już muszę iść do innych pacjentów. Do widzenia. - mężczyzna wręczył jej wypis. - Proszę się z tym zgłosić do recepcji.
- Dobrze, oczywiście. Do widzenia. - dziewczyna położyła papiery na stoliku i chwyciła telefon.
     Pierwszy sygnał. Drugi sygnał. Trzeci. Czwarty. Piąty. Szósty. "Cześć, tu Ross, jeśli nie odbieram, to pewnie robię coś ważnego. Zostaw wiadomość, albo oddzwoń później"
     I po pięciu telefonach, Laura w końcu postanowiła zadzwonić do Raini.
- Hej, kochana, wpadniesz po mnie? Ross nie odbiera. - powiedział Laura siadając na łóżku, ponieważ przypomniała sobie, że nie może za dużo stać z powodu pleców.
- Tak, jasne. Ross pewnie śpi, przecież jest niedziela.
- W sumie racja. Za ile będziesz?
- Daj mi dziesięć minut. - powiedziała szatynka i od razu się rozłączyła.
     Laura zaczęła pakować resztę rzeczy powoli, nie śpiesząc się. Szczotka, kosmetyczka, reszta ubrań. Pościeliła łóżko, na którym po chwili  musiała usiąść, ponieważ nie za bardzo wolno jej było się schylać. Założyła łańcuszek, potem kolczyki i bransoletkę. Brunetka jeszcze sprawdziła czy wszystko ma. Kwiaty od rodziny Lynchów zostawiła w wazonie. Przychodzili do niej prawie codziennie, jednak konflikt między Rossem a resztą zespołu nie został zażegnany.
      Wyszła i zmierzyła do recepcji. Oddała wypis. Laura zaczęła rozglądać się po poczekalni. Co chwilę przez drzwi wchodził ktoś inny. Za kobietą, która niosła swojego synka na rękach, szła Raini.
- Cześć. - przywitała się z przyjaciółką i odebrała wypis.
- Chodźmy. Nie mam ochoty patrzeć na te nieszczęścia.
- Tak, tak, chodźmy. Idziemy do ciebie? - zapytała Laura z uśmiechem.
- Jasne. Dzwoniłaś do Rossa?
- Tak, pięć razy aż. Ale teraz nie.
- Napisz mu sms'a, że będziesz u mnie, bo się będzie martwił. - powiedziała Raini, gdy już wyszły ze szpitala.

♪ tymczasem w domu Lynchów ♪

- Ross? - Rydel próbowała obudzić brata. - Ross!
- Co? - obudził się spanikowany blondyn. - Co się stało?
- Laura do ciebie napisała. Widziałam przypadkowo i postanowiłam cię obudzić.
- Jezuu! Ja miałem ją odebrać! - chłopak podskoczył do telefonu.

Laura:
Raini mnie odbiera i idziemy do niej. Będe u siebie koło 16:00. Idziemy jeszcze na zakupy. Do zobaczenia ;)

- Kiedy chłopaki wracają? - zapytał Ross siadając na łóżku.
- Za godzinkę.
- Zbieram się. - oświadczył blondyn i wyjął walizki kilka ubrań.
- Ja ci wybaczyłam, bo wiem, że robisz to dla Laury. Może po prostu z nimi jeszcze raz porozmawiasz?
- To nie ma sensu. Nie słuchają mnie.
- Ross... - Rydel próbowała przekonywać jakoś brata na rozmowę z rodzeństwem.
- Rydel, nie. - powiedział i wyszedł z pokoju.
- Wpadnę potem po walizkę. Cześć, muszę jeszcze posprzątać. - pożegnał się z siostrą i wyszedł.

♪ Laura ♪

     Przechadzałam się z Raini po parku. Gadałyśmy trochę o serialu, trochę o szkole. Nic ciekawego.
- Laura, patrz! - nagle ściszyła głos Raini. Pokazała palcem na parę kilka metrów przed nimi.
- Vanessa i Riker. - powiedziałam i schowałam się z przyjaciółką zza drzewa.
- Kiedy oni się pojawili?
- Wyszli z tej dróżki. - odpowiedziałam i kiwnęłam głową na ścieżynkę nieopodal.
- Czym chcesz to naprawić? Od dawna, między nami nic nie było szczególnego. - powiedziała Vanessa stając naprzeciwko chłopaka.
- Nie traktowałem tego ostatnio poważnie. Chciałem ci się oświadczyć, bo zrozumiałem, że kocham cię naprawdę.
- A wcześniej nie kochałeś? Prawie cały rok! Odkąd Laura wróciła! Rok! Wróciła na sylwestra, a my wcześniej byliśmy już pół roku razem.
- Półtora roku... minęło. - poprawił blondyn dziewczynę, spoglądając na dół.
- Czemu?
- Vanessa, ja cię kocham, nie rób mi tego, proszę! - klęknął przed szatynką na kolana i złapał jej dłonie.
- Riker... nie. Ja nie mogę. - dziewczyną zmierzyła w naszą stronę.
- Ross mi odpisał. - powiedziałam wyjmując telefon i opierając się o drzewo.
- Serio? Co napisał? - zrozumiała moją taktykę Raini i oparła się o przeciwne drzewo.
- Vanessa! - udawałam, że dopiero teraz ją zauważyłam.
- Laura? Wyszłaś już? - przytuliła mnie mocno siostra. - Czemu tu się kryłaś?
- Chciałam tak się oprzeć, bo nie mogę długo chodzić. Chodźmy do Raini. Powiedziałam Rossowi, że wrócę o szesnastej, a może coś tam szykuje, więc słowa dotrzymam. - uśmiechnęłam się.
- No dobra. Mogę? - Van zwróciła się do Rodriquez.
- Spoko. Zróbmy sobie babskie popołudnie. Wyślę gdzieś Caluma. O, do Rossa go wyślę. - powiedziała szatynka i zaczęła dzwonić do swojego chłopaka.

♪ kilka minut później, dom Raini ♪

- Dobra, przyznawaj się, podsłuchiwałaś? Jeśli słyszałaś, to łatwiej będzie mi tobie o tym opowiadać.
- Tak. - przyznałam się z westchnieniem. - Serio jest między wami tak źle?
- Niestety. - po policzkach szatynki spłynęły łzy. - Kocham go, ale nie mogę. Nie mogę być z nim razem.
- Czemu?
- A jak mam z nim żyć? Ze świadomością, że tak naprawdę nie dawno zrozumiał, że jestem dla niego ważna? Wiesz, miłość boli.
- Miłość nie boli. Boli wszystko wokół. Boli wszystko co jest z ł e.
- Ona jest zła.
- Nie. Zła jest zazdrość, odrzucenie, stracenie ważnej dla ciebie osoby. Wszyscy mylą te rzeczy z miłością. A tak naprawdę miłość jest rzeczą, dzięki której człowiek może znów poczuć się szczęśliwy, poczuć się cudownie. Czy odrzucenie jest miłością?
- Nie.
- Strata?
- Nie.
- Zazdrość?
- No.. nie. Załóżmy, że rozumiem. Ale co to mi daje?
- Choćby to, że wiesz jak odróżniać rzeczy złe od miłości.
- Dzięki siostra. - powiedziała Vanessa i przytuliła mnie mocno.
- Hej, dziewczyny, może wyskoczymy gdzieś na zakupy? - do pokoju weszła Raini z napojami.
- Najpierw film. - powiedziałam. - Komedia. - i pobiegłam na dół do TV.
- Horror się chyba nie nadaje, co nie? - zapytałam, gdy dziewczyny dostrzegły mnie w końcu pod telewizorem wybierającą film.
      Po kilku minutach siedziałyśmy i oglądałyśmy film, którego tytuł nie był zbyt ciekawy, jednak film wręcz przeciwnie.

:::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::

Coraz bliżej święta, coraz bliżej święta...
Choinka nie ubrana, świąteczny rozdział nie wstawiony... No i co? I nic. A zostały DWA DNI do wigilii. Dodam w pierwszy lub drugi dzień Świąt, bo się nie wyrobię.
Życzenia wam jeszcze złożę.
Poproszę o jakiś komentarzyk, bo serio to mnie MOTYWUUUJE.
Mam nadzieję, że nie będziecie źli, że trochę krótki. Ale jakoś to to muszę rozłożyć!
Do następnego rozdziału ;)

sobota, 5 grudnia 2015

Chapter 26 "Po prostu"

♪ Ross ♪

- Czemu powiedziałaś "nie"? Przecież było między wami dobrze. - zapytałem przejęty.
- No właśnie się nie układało. N i c  nie było ostatnio dobrze. Było źle. Nie pocieszał mnie, nie wspierał i nawet już nie przytulał! Gdy oglądaliśmy telewizję to zrobiło mi się zimno, więc powiedziałam żeby Riker podał mi koc, ale on powiedział, że mu się nie chce. Wtedy powiedziałam "skoro nie, to mnie przytul". A on spojrzał się na mnie jak na idiotkę i odszedł. I nawet nie podał mi tego przeklętego koca!
- Ty jesteś zła czy zrozpaczona? - zapytała Raini.
- Już sama wiem.
- My nie możemy się do tego wtrącać. Najlepiej pogadaj o tym z Rydel. - powiedział Ellington, kładąc rękę na ramieniu przyjaciółki.
- Lepiej mówcie co z Laurą.
- Siedzimy tu już od pół godziny. Nic nam jeszcze nie powiedzieli. - powiedziałem, patrząc na kolejny list.
- Przecież to aż trzy kule... To może potrwać... Amm.. Ross?
- Tak? - podniosłem wzrok na szatynkę.
- Słyszałam o twoim planie z włamywaczem.
- To dobrze. Nie będę ci tego musiał tłumaczyć. - moje oczy znów wpatrywały się na kartkę papieru.
- Dobrze robisz. Nie słuchaj ich.
- I nie słucham. - oznajmiłem, kiedy do sali weszła pielęgniarka. - I jak? - zapytałem odruchowo.
- Pani Marano jest jeszcze w trakcie operacji. Potrwa ona może jeszcze z godzinkę, dwie. Niech paaństwo zrobią coś z tymi tłumami paparazzi. Prawie staranowali jednego pacjenta! Jeśli nie odejdą, szpital będzie zmuszony zawiadomić policję.
- Tak, tak, już idziemy. - powiedziałem i zabrałem resztę z sali. Wyszliśmy na zewnątrz.
- Ell, Calum idziecie na lewo, Vanessa z Raini na prawo, ja odejdą tylko trochę. - omówiliśmy plan wracając na chwilę do środka. Wyszliśmy i działaliśmy według planu.
- Obiecujemy, że gdy Laura wyzdrowieje, będziecie mogli zrobić z nią wywiad, ale nie teraz! Teraz przeprowadzona jest operacja. Jeśli nie odejdziecie państwo z pod tej placówki, panna Marano nie udzieli wam wywiadu! Sami osobiście ją przed tym ostrzegniemy. - powiedziałem, jednak to nie wystarczyło.
- Potomek Hitlera przyjechał do Miami i chodzi po ich ulicach! Dokładniej koło najbliższej szkoły! - krzyknął Ellington.
- Wiesz, paparazzi są tacy łatwowierni. - powiedział mi, gdy wszyscy staliśmy przed szpitalem, patrząc na odjeżdżające auta.
- Zwolnią tych dziennikarzy. - powiedziała Vanessa.
- Tak.
- Dokładnie.
- No racja.
- Mądrze powiedziane.
     "Rozszumieliśmy" się z chłopakami i Rodriguez.
- Dobra, chodźcie. Może zdążę przeczytać jeszcze trochę tych listów. - oznajmiłem.

♪ 3 h potem ♪

- Czwarta kawa to o wiele za dużo, Calum. Muszę ci tego zabronić. - powiedziała Raini, zatrzymując chłopaka przed drzwiami. 
- Ale ja tu za chwilę umrę z niecierpliwości! - prawie krzyknął Worthy, opadając na łóżko. 
- Masz. - szatynka podała mu jakąś tabletkę, która wyjęła z torby. - To na uspokojenie. Ross, dajesz sobie radę? - zwróciła się do mnie. - Masz podkrążone oczy i w ogóle wyglądasz źle. 
- Raini, moją ukochaną tną wzdłuż, wszerz, w poprzek, across i w ogóle! I jak mam nie płakać? I jak mam się nie czuć źle? - zapytałem, nie myśląc. Po przeanalizowaniu tego co powiedziałem, poczułem się głupio. - Przepraszam... Operacja miała się skończyć godzinę temu. 
- Ale Ross, operacja się skończyła godzinę temu. Za chwilę powinni ją przywieźć tutaj, już spokojną, zszytą i wybudzoną. - powiedziała Van.
- Że jak? 
- Kiedy ty z Calumem poszliście po drugą kawę lekarz wszedł, powiedział "operacja zakończona" i nic więcej. 
- Kuurde, dziewczyny, czemu nie powiedziałyście? Przecież ja tu umieram z niepokoju! 
- Co wy dzisiaj z tym umieraniem? - zapytał Ell.
- Tak jakoś. - odpowiedział Calum. 
      Na korytarzu rozległy się kroki i szmery. Otworzyły się drzwi i na salę wjechało łóżko razem z Laurą. Wszyscy ją okrążyli. Ona tylko uśmiechnęła się do wszystkich delikatnie, przez lekko sine usta.
- Ja żyję. - powiedziała. - Ale nie mogę się śmiać. - złapałem swoją dziewczynę za rękę, ale za chwilę znów musiałem ją puścić, ponieważ pielęgniarki musiały jej dopiąć kroplówkę. 
       Po kilku minutach zostaliśmy tylko my: Laura, ja, Vanessa, Raini, Ellington i Calum. 
- Rossy, ja nie umrę?
- Nie. Ty żyjesz, kochanie. - ucałowałem ją w czoło. Ona znów uśmiechnęła się delikatnie.
       Vanessa podeszła z przeciwnej strony łóżka i złapała ją za drugą rękę.
- Już nigdy więcej się z nim nie kłóć i nie rozstawaj. On jest zbyt dla ciebie dobry. - powiedziała i łza poleciała jej po policzku.
       Laura żyje, uśmiecha się. Może i czeka ją jeszcze rehabilitacja, ale jest w świecie żywych. My mamy po prostu takiego pecha, że najbardziej doceniamy życie jak jesteśmy w szpitalu albo po prostu po wypadku. Życie jest podłe. Ale my, ludzie, go nie doceniamy, a ono się odwdzięcza.

♪ tydzień później ♪


- Dobrze, świetnie, jest coraz lepiej. Prostuj się. Plecy są już w bardzo dobrej formie. - wszedłem do sali podczas monologu rehabilitanta. Podszedłem do Lau i ucałowałem ją.
- I odzyskujesz kolorki. - popatrzyłem na jej rumiane policzki.
- To przez wysiłek. Ale dobrze, że już nie jestem ścianą. - zażartowała brunetka i z moją pomocą usiadła na wózku.
- Tak, w zupełności się zgadzam. - powiedział rehabilitant i wpisał postępy dzisiejszych zajęć.
- Kiedy musisz iść? - zapytała moja dziewczyna, gdy byliśmy na korytarzu.
- Przyszedłem się tylko przywitać i spadam.
- Co? Czemu?
- Po prostu. Muszę. - pocałowałem ją i położyłem na szpitalnym łóżku. - Raini za chwilę powinna przyjść z książkami i pomóc ci w nauce.
- Ah, no racja. Chociaż nie będę sama. Jak to coś ważnego, to już leć, nie będę cię zatrzymywać.
- To mega ważne. Pa, kochanie. - powiedziałem i jeszcze raz ją ucałowałem. Prawie wybiegłem ze szpitala.
       Założyłem perukę i kaptur, by nikt mnie nie rozpoznał. Przecież wyjechałem w trasę. Czemu tu jeszcze jestem?
      Podjechałem pod komisariat policji. Wszedłem do biura komisarza i zdjąłem sztuczne włosy.
- Włamywacz powinien działać gdzieś pod wieczór lub wtedy, kiedy nikogo nie będzie. - powiedziałem.
- Moi ludzie już tam są od samego rana.
- Pod szpitalem ktoś jest?
- Tak, wzmocniliśmy ochronę. Panie Lynch, mam do pana pytanie. Czy zgadza się być pan świadkiem w sądzie w sprawie pani Marano?
- Oczywiście. Możemy już jechać?
- Tak, proszę załóż perukę. Zaprowadzimy cię do radiowozu. Staniemy blisko domu pani Marano. Jeden policjant do zmyłki pójdzie do pączkarni, a my będziemy siedzieć w aucie. Przestępca jest odważny. Prawdopodobnie uda, że idzie do swojego domu.
- Jasne.

♪ narrator ♪

Wszystko szło zgodnie z planem. Komisarz i Ross patrzeli bacznie na ulicę. Było dość spokojnie. Na chodniku pojawił się wysoki brunet. Wyjął portfel, a z niego klucze.
- On tu nie mieszka. - powiedział blondyn stanowczo.
- To skąd ma klucze? - zapytał komisarz.
Brunet rozejrzał się kilka razy. Z sąsiedniego domu wyjrzała starsza kobieta. Nawet w radiowozie dało się słyszeć jej ochrypły głos;
- Pan nowy sąsiad? - zapytała.
- Na ty wygląda. - odkrzyknął jej mężczyzna.
- Chłopaki, intruz się zbliża. Kod 257, powtarzam kod 257.
Brunet otworzył sobie drzwi kluczem i wszedł do środka. Tam czekała na niego policja.
Powalili chłopak na ziemi i po chwili wszyscy jechali znów na komisariat.
- Gadaj! Po co to zrobiłeś! - Ross słuchał całego przesłuchania.
- Mogła o tym komuś wyjawić.
- Jak wszedłeś do jej domu?
- Przez balkon.
- Skąd miałeś klucze?
- Leżały, to wziąłem.
Brunet nazywał się Shaun Cooper. Działał pod zleceniem swojego ojca, Ridera Coopera. Kradnąc zarabiał na życie. Był jednym z najbardziej poszukiwanych przestępców w Miami.
Lynch wyszedł na korytarz. Czekał. Czekał, aż będzie mógł mu spojrzeć w oczy. Policja mu nie pozwoliła.
W końcu facet wyszedł pod osłoną policji.
Ross wstał i spojrzał mu się w oczy. Jakiś policjant trzymał go na dystans od bruneta.
- Po co?
- Po prostu.
Ross nie wytrzymał. Zamachnął się uderzył chłopaka z pięści w twarz. Policjant skuł Rossa.
- Należało mi się. Przeproś ją ode mnie. I powiedz, że... Że już nigdy nikogo nie okradnę.
I na tym dialogu chłopaków skończyło się ich spotkanie. Shauna wsadzono na cztery lata, a Rossa wypuszczono, gdy kraty zamknęły się za brunetem, by ten nie mógł mu nic zrobić.

::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::

Dawno dawno temu
Za 24 rozdziałem
Pewna blogerka Aleks
Dodała rozdział 25

Dawno dawno temu.

Kurde, no racja, że trochę dawno. Myślałam nad zrobieniem rozdziału świątecznego. Powinien się pojawić nie długo ;]

poniedziałek, 26 października 2015

Chapter 25 "Wiesz, jedna chwila i możesz zmienić wszystko..."

♪ Narrator, kilka dni później ♪


W telewizji nadawano Wiadomości Miami. Człowiek lekko już siwawy, postarzały, przeglądał ze starannością zegarek ścienny obsypany sztucznym złotem. Pokręcił głową i rzucił go za siebie.
- Tyle sztucznej taniochy? - zapytał ktoś za jego plecami.
- Bierz to, co ma na sobie cenę. Masz szczęście, że mamy pieniądze na jedzenie. Masz jakiś dom na oku? - zapytał staruszek swojego syna.
- Taa... Jest taki na rogu Sky Street i Merfild. O, cicho. O mnie mówią.
- "Sprawa zamachu na piosenkarkę i aktorkę Laurę Marano stała się popularna w telewizji i Internecie. Policja ujawniła kilka nagrań z przesłuchań fanów i przyjaciół i jej chłopaka."
" - Kto mógł zaatakować panią Marano?
- Laura nigdy nie miała wrogów. W karierze tak się zdarza, że zdarzają się jacyś "przeciw". - mówi Calum Worthy, przyjaciel aktorki z serialu "Austin & Ally".
- O zdrowiu Laury wiem tyle, że już dawno się wybudziła i czuję się coraz lepiej. Ominie ją wiele zajęć szkolnych.
- A co z serialem?
- Mieliśmy nakręcić jeszcze kilka poprawek. I te poprawki miały zostać wcielone w życie razem z pierwszym września. Nakręcić mieliśmy jeszcze raz kilka scen z tańcem i to chyba nie będzie możliwe. - opowiada Raini Rodriguez.
- Laurę czeka ciężka rehabilitacja. Została postrzelona trzykrotnie i na razie może tylko leżeć i siedzieć. Nie może chodzić, ponieważ kule postrzałowe mogłyby się przemieścić. Operację ma wyznaczoną na jutrzejszy dzień.
- Panie Lynch, każdy wie, że bardzo kocha pan Laurę Marano. Podobno wyjeżdża pan w trasę. Zostawi pan pannę Marano?
- Muszę. Wyjeżdżamy już za tydzień. Nie mogę zabrać Laury ze sobą, ale będę bardzo tęsknił. "
Na dole ekranu pojawił się biały napis "Ross Lynch"
" - A gdyby sprawca oglądał teraz ten program? Co pan by mu powiedział?"
Ross zwrócił się do kamery.
" - Nie wiem po co to robisz i czemu, ale radzę zostawić ci ją w spokoju. "
- Dreszczyk mnie przeszedł. - powiedział młodszy złodziej i spojrzał na ojca.
- Skoro chłoptaś tej piosenkarki wyjeżdża za tydzień, to zaatakujesz ją za dwa tygodnie. Wtedy będą już daleko. I nie zdołają jej już obronić. Nie strzelaj, tylko ukradnij kij jakiemuś dzieciakowi na mieście. Załóż rękawiczki i... albo po prostu się spytaj czy możesz pożyczyć. Potem będzie na niego nie na ciebie. I zwrócisz tą całą kupę tej taniochy. Pożałuje, że nas okłamała. - powiedział staruszek i rozsiadł się w fotelu, patrząc na zatrzymane zdjęcie Laury przed wypadkiem.


♪ dom Lynchów ♪

     Cały zespół siedział w salonie. Rocky i Riker chodzili z jednego kąta do drugiego, Rydel siedziała z Ellingtonem na kanapie i patrzyli się w wyłączony telewizor. Ryland opierał się o ścianę i patrzył na wszystkich z nieciekawą miną.
    Wszyscy spojrzeli na otwierające się drzwi frontowe. Rocky nie mógł opanować nerw i naskoczył na swojego młodszego brata, na którego wszyscy byli źli. Złapał Rossa za koszulę i przypiął do ściany. Blondyn kopnął brata w nogę, ale ten nie puścił go.
- Stary, ogarnij się! - krzyknął młodszy i odepchnął Rocky'ego od siebie. Obaj upadli na ziemię.
- Czy zdajesz sobie sprawę, w jakie bagno nas wpakowałeś?! - krzyknął wściekły Riker.
- Niby w co was wpakowałem?!
- Powiedziałeś, że jedziemy w trasę za tydzień, a jedziemy wiesz kiedy?! Za cztery miesiące! W styczniu, rozumiesz?! W styczniu! Jest wrzesień! - Rydel wstała z kanapy i również dołączyła do "obchodu" pokoju z braćmi.
- Dajcie mi się wytłumaczyć!
- Tłumacz się! Broni ci ktoś?! - odkrzyknął najstarszy.
- Tak, ty. Radzę ci uważać na swoją dumę!
      Riker nagle zamachnął się i uderzył brata w twarz. Ross pod wpływem uderzenia przechylił twarz na prawą stronę.
- Ci co zranili Laurę pomyślą, że wyjechaliśmy. Gdy znów zaatakują, ja tam będę z policją. Złapią ich. I skończy się kariera sprawcy!
- Czemu tak spokojnie mówisz? Wcześniej nie umiałeś?!
- Nie dasz mi się nawet wysłowić, tylko od razu dajesz mi w twarz! Przypominam ci, że jesteś moim bratem! A ja nie powinienem być dla ciebie śmieciem!
- W tej chwili się nim stałeś! - po wypowiedzi najstarszego w pokoju zapanowała cisza. - Gdybyś więcej czasu spędzał z nami, a nie z Laurą i dbał trochę o nas i myślał, może bym cię za "coś"  nie uważał.
     Riker pobiegł na górę. Zepchnął walizkę Rossa ze schodów, którą przed tym całym zdarzeniem ze złodziejem przyniosła do ich domu Laura.
- Wynoś się! Wynoś się i nie chcę cię widzieć!
- Riker, uspokój się w tej chwili. To nie jest powód, żeby wyrzucać Rossa za drzwi. - wstawiła się za bratem Rydel.
- Nie, spokojnie. Wyjdę. I poczekam, aż zmienisz zdanie. Kiedyś uważałem cię za przykład. Teraz nawet nie jesteś wart spojrzenia. Duma boli, nie? - powiedział Ross, odgrywając się na bracie. Potem wyszedł, trzaskając drzwiami.
      Zmierzył do Caluma. Do domu Laury nie miał kluczy, zresztą nie chciał być sam.
- Stary, wchodź. Co się stało? - zapytał Worthy widząc przyjaciela w drzwiach swojego domu z walizką.
- Moje rodzeństwo oszalało. - Ross wszedł do środka.
      Po uspokojeniu się i wypiciu mocnej kawy, opowiedział o wszystkim przyjacielowi.
- Uderzył cię?
- Tak. Też jestem w szoku. A wiesz, że jeszcze kilka dni temu nazwałem go super bratem?
- Wiesz, jedna chwila i możesz zmienić wszystko... Jak tam w szkole?
- Zmieniasz temat?
- No. Gadaj, jak tam pierwsze dni studiów?
- "Rose kupiła półtora kilo melonów. Wsiadła na delfina i popłynęła 300km/h. Oblicz masę słońca." - chłopaki zaśmiali się na wypowiedź blondyna. - Czemu nie mieszkasz już z Raini?
- Ona upierała się, żebym został. Ale też tutaj mieszkałem. Odnowiłem i wysprzątałem i jest moja stara kawalerka.
- Racja, małe to mieszkanko.
- Słyszałem z wiadomości, że w waszej szkole była jakaś afera narkotykowa. Z tej imprezy powitalnej nowych uczniów Raini... no wypiła jednego drinka. Ale nie powiedziała skąd go wzięła. - oznajmił Calum z miną typu "Nie wiem skąd i czemu".
- Ta, jakiś tam apel był, ale ja wtedy byłem u Laury.
- A ty czasem za dużo u niej nie przebywasz?
- Byłem ostatnio trzy dni temu. Prosiła mnie, żebym przyszedł dopiero jutro, by wspierać ją podczas operacji. Miała też przyjść reszta, ale chyba tylko ja, ty i Raini przyjdziemy... - po tej wypowiedzi zadzwonił telefon Rossa. - To Laura. - blondyn zdziwił się.
- Odbierz, może to coś ważnego. Weź na głośno mówiący.
- Halo?
- Ross? Proszę weź wszystkich i przyjedźcie od szpitala. - usłyszeli w słuchawce przerażoną Laurę.
- Co się stało?
- Przełożyli operację na dzisiaj. Bardzo się boję. Chciałabym, żebyście tu byli.
- Dobrze, już jedziemy. - Lynch rozłączył się. - Ty dzwonisz do Raini. Ja do Rylanda. Jeśli chociaż on przyjdzie będzie dobrze. Napiszemy do nich w drodze. - wybiegli na ulicę, wcześniej zamykając dom.

♪ Ryland, pięć minut potem ♪

     Sytuacja w domu była bardzo napięta. Ja wolałem stać z boku i nie odzywać się. Byłem przeciw temu, żeby chłopaki tak ostro traktowali Rossa.
      Piłem mleko, patrząc jak Rydel krzyczy na Rikera. Nagle usłyszałem dźwięk sms'a.

Ross

Laura ma operacje dzisiaj. Przyjdź, jeśli nie jesteś przeciw jej i chcesz mnie jeszcze znosić, bo reszta najwidoczniej nie chce na mnie patrzeć. 

Wysłano

Przyjde

- Halo! - przerwałem rodzeństwu w kłótni.
- Laurze zmienili termin operacji na dzisiaj. Ktoś idzie ze mną? - zapytałem. Wszyscy jednak wrócili do kłótni, oprócz Rocky'ego.
- Ja pójdę.
     Pojechaliśmy razem autem starszego. Spotkaliśmy się z Rossem i Calumem przy wejściu do sali Laury.
- Ryland, cieszę się, że jesteś. - Ross zauważył mnie jakiego pierwszego. Dopiero potem dojrzał drugiego brata. - A ty tu po co? - zapytał Rocky'ego ostro.
- Żeby ci powiedzieć, że się zgadzam, żebyś nie wracał do domu.
- Tylko po to tu ze mną przyszedłeś?! - nakrzyczałem na niego. Ross popchnął go i tak cała scena przeniosła się przed szybę od sali.
- Oprócz tego chciałem wesprzeć Laurę. I powiedzieć, że jej ukochany chłopak umie tylko krzyczeć i bić się!
- To ty pierwszy przypiąłeś mnie do ściany, a ja tylko próbowałem się uwolnić! I to ty z Rikerem zaczęliście na mnie się drzeć. Gdzie w tym moja wina?! - Ross złapał rękę Rocky'ego, który chciał go uderzyć, potem drugą. - Ty też wstawiasz się za rozwiązaniami siłowymi. Jesteśmy braćmi! Wy od teraz zaczęliście traktować mnie jak śmiecia! Ale ja tak nie zacznę, bo mam swój honor.
- Rocky, idź stąd. - zainterweniował Calum.
- Jesteś za nim?
- Tak. Idź stąd. - brat odwrócił się i poszedł.
- Dzięki, stary.
- Chodźmy do Laury. - zaproponowałem. Chłopaki pokiwali głowami i weszliśmy do sali.

♪ Ross ♪

       Byłem strasznie wkurzony. Na szczęście chociaż Ryland i Calum są ze mną.
- Co to miało być? Ross, czemu Rocky tak cie potraktował? - wypaliła Laura, gdy chciałem pocałować ją na przywitanie. Spojrzałem zaskoczony na resztę towarzystwa. Do sali wparowała Raini. Widząc, że wszyscy są jak zaczarowani, lekko zamknęła drzwi i próbowała zrozumieć sytuację.
- Czemu twój własny brat tak cię potraktował?
- Wiesz... Nie powinnaś się teraz denerwować. Powiem ci już po operacji.
- Na pewno?
- Oczywiście.
- No dobrze. - przytuliła mnie. Do sali wkroczył lekarz.
- Pani Lauro. Czy jest pani gotowa?
- Nie, jeszcze nie.
- Czy wystarczy dziesięć minut?
- Tak, tak wystarczy. - powiedziała brunetka z załzawionymi oczyma. - doktor miał już wychodzić, ale cofnął się.
- Chciałbym jeszcze tylko powiedzieć, że nie ma się pani czego obawiać. Jesteśmy bardzo świetną kliniką. - wyszedł.
       Laura nagle zalała się płaczem. Próbowałem ją uspokoić głaszcząc ją po włosach, jednak z bardzo słabym skutkiem. Usiadłem przy niej. Ona zakryła oczy rękoma, po czym jednak przytuliła się do mnie mocno.
- Laura, przecież wszystko będzie okey. - powiedział Raini siadając u jej drugiego boku.
- Ale coś na pewno pójdzie nie tak. Na pewno! - brunetka zdawała się jednocześnie płakać z rozpaczy i bólu. Nikt z nas nie wiedział co zrobić. Bałem się podnieść jej głowy, ponieważ bałem się, że się po prostu nie da się ją ode mnie oddalić. Zresztą mi to pasowało. Położyłem podbródek na jej włosach. Spojrzałem na wszystkich wokół. Zauważył, że brakowało Vanessy. Wyjąłem telefon, wybrałem numer starszej siostry Marano i dałem znak Raini, by do niej zadzwoniła.
       Nagle zauważyłem, że dźwięki łkania i płaczu uciszają się.
- Lauruś... Będziemy z tobą. Zaśniesz i potem znów się obudzisz, ale już nie będzie bolało cię tak bardzo. Jeśli będziesz bardzo się bała, po prostu pomyśl o nas. Będą ci się śnić najmilsze wspomnienia, bo złych za dużo nie ma. Praktycznie nie ma wcale. Jeśli ja kiedyś cię zraniłem to wiesz, że baardzo żałuję i nie daruję sobie tego.
- Po prostu pomyśl o nas. - dodali jednogłośnie Calum z Rylandem.
- Chyba... za chwilę powinna przyjść pielęgniarka. - Laura położyła się na łóżku na płask. Otarłem jej mokre policzki z łez.
- Jesteś piękna nawet kiedy jesteś smutna.
- Uśmiechniesz się dla nas? - Raini oddała mi telefon, pozostawiając wiadomość na notatkach "przyjedzie za pół godziny".
       Laura spojrzała na wszystkich i uśmiechnęła się. Do sali wkroczył lekarz.
- Nie możemy już dłużej czekać. Sala czeka już od dawna.
- Jestem już gotowa.
       Pielęgniarki wzięły łóżko Laury prosząc wcześniej mnie, bym zszedł. Wykonałem rozkaz. Lekarz prosił, byśmy zostali w sali, więc zostaliśmy. Siedzieliśmy na dotychczas pustym łóżku sąsiednim. Chłopaki oglądali TV, a ja z Raini przeglądaliśmy listy do fanów. Niektóre były strasznie wzruszające, a niektóre straszliwie obrażały sprawcę. Nawet na kilka pierwszych odpisaliśmy. Po trzydziestu minutach przyjechała Vanessa.
- Laure operują?
- Tak, zaczęli pół godziny temu. - odpowiedziałem na jej pytanie, zastanawiając się jak odpisać chłopcu, który nazwał sprawcę wypadku "przemądrzałą parówką".
- Rozstałam się z Rikerem. Wygadał się, że chciał mi się oświadczyć i już miał iść po pierścionek, ale ja powiedziałam "nie".
     
::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::

DAM  DAM  DAAAAAM
Tak tak podła ja

Zapraszam na mojego youtuba :D
Aleks Lover
Nie długo film jak gram na gitarze...
Może jutro
Albo w weekend

Wiem, dawno nie było rozdziału
Nie moja wina
Tylko czasu
No czemu on tak szybko leci...
Trudno xd

Mam dzisiaj power od rana i nie wiem czemu
Nawet kawy nie piłam
HAPPY
:D

Nie rozpisuję się, chociaż już to zrobiłam
Komentarzyk mile widziany (:


niedziela, 4 października 2015

Chapter 24 "Taka nie specjalna ironia losu"

♪ Ross ♪

        Gdy wszedłem do sali, zauważyłem, że Laura śpi. Złapałem ją za rękę delikatnie, by jej nie obudzić.
- Ryland nas oszukał, że nie spała. Dorwę tego drania. A jak Laura się obudzi, pokaże jej to nagranie. - Riker usiadł po stronie łóżka.
- To co gadałem z Vanessą? W ogóle czemu ty nas nagrałeś?
- Bo tak słodko gadałeś o Laurze, z taką troską, więc uznałem, że to nagram i pokażę, żeby Laura ci wybaczyła.
- Super z ciebie brat. - powiedziałem i uśmiechnąłem się. Spojrzałem na brunetkę. I nagle poczułem, że mogę patrzeć tak na nią całe godziny, dnie, zawsze. - Kocham jej włosy, jej cerę, jej oczy, jej ręce, nawet jej pięty! Może brzmi to niedorzecznie, ale kocham w niej wszystko. Jak wyjechała to ten nowy styl życia i w ogóle, to ja popełniłem błąd.
- Ale się zmieniłeś.
- Dowiedziałem się, że wróciła i prawie w tym samym czasie, że ma chłopaka. To była kompletna załamka.
- Ale się uśmiechasz. - Riker zrobił pytającą minę.
- Bo wtedy naprawdę skumałem, że inne życie nie ma sensu. I że naprawdę kocham Laurę.
- To też powinienem nagrać. - zaśmialiśmy się.

♪ Raini ♪

        Szykowałam się na imprezę do szkoły. Calum na mnie już czekał na dole. To największa taka impreza w szkole, a mojej najlepszej przyjaciółki tam nie będzie. A następnej takiej nie będzie, ponieważ chodzimy od ostatniej klasy licealnej... Ech...
- Raini, kochanie, zejdź już. Ile można robić sobie makijaż?
- Już, już idę. - odkrzyknęłam chłopakowi.
Zeszłam na dół, Calum stał oparty o drzwi grzebiąc w telefonie.
- Dobra, możemy iść. Zamyśliłam się o Laurze.
- Będzie Ellington, Rydel, Ryland, Rocky... Reszta jest u Laury, ale jak oni będą nie będziemy mogli być smutni, nie będzie okazji. Znasz Laurę. Jest silna. Zawsze dąży do celu i zawsze go zdobywa. Da sobie radę i wyzdrowieje. - Calum spojrzał mi w oczy. Przytuliłam się do niego. On objął mnie i razem poszliśmy na imprezę.
        W wejściu spotkaliśmy naszych przyjaciół. Gdy przekroczyliśmy progi szkoły, wszyscy byli tak zajęci zabawą, że nie zauważali wchodzących osób. I do takiej szkoły aż marzy się wracać! Ktoś przemycił alkohol i narkotyki. Dopalaczy nie biorę, nawet chciałam naskarżyć, ale gdy powiedziałam o tym chłopakom, zakazali mi. Ten co to świństwo sprzedawał to uczeń czwartego roku i gdybyśmy naskarżyli, zniszczylibyśmy mu życie czy coś. Napiłam się trochę piwa i jednego drinka łyknęłam. No niby rozpoczęcie roku, ale impreza to impreza!
        Nie przypominam sobie, żeby urwał mi się po tym film. Raczej bawiłam się świetnie, a następny dzień nie miałam bólu głowy. Nawet lepiej się czułam na pierwszy dzień nauki. Jak zawsze gadali o tych zasadach BHP i o wszystkich tych nudnych rzeczach. Bez Rossa i Laury siedziałam cały czas sama w ławce. Calum poszedł ze mną na imprezę, ale on już dawno skończył liceum. Teraz jest na ostatnim roku studiów filmowych i to mnie cieszy. Jednak szkoda, że nie mogę go widywać przez to codziennie. Opowiadał, że jeśli ma jakiś ważny egzamin, a jest w innym kraju, przyjeżdża do niego mentor z tamtej szkoły i go egzaminuje. A czasem, musi tam specjalnie jechać. No niestety.
- Raini, cześć! - zauważył mnie Rocky. Miał już dwa lata studiów za sobą, więc gdy zagadał do mnie, osoby z mojej klasy spojrzały się na mnie wzrokiem "ona się zadaje ze starszym, a dzisiaj dopiero drugi września!".
- Siema. Dzwonił Ross?
- Chciałem ciebie o to spytać. Riker dzwonił wczoraj wieczorem, że Ross obejmie jeszcze jedną wartę. Wyspał się podobno na pustym łóżku obok Laury.
- No a Laura co? Nie przebudziła się?
- Gdy spał Ross, ona nie, gdy ona spała, Ross się przebudził. Taka nie specjalna ironia losu. - zaśmialiśmy się.
- Spadam na lekcje. Teraz mam język polski...
- Właśnie, nie powiedziałaś mi, na co poszłaś. Na muzykę?
- Na prawo.
- Ty, Raini, na prawo? Naprawdę?
- A czy smerfy mają niebieskie tyłki?
- Pytaniem na pytanie. Ciekawe. Rób tak dalej, a zostaniesz moim adwokatem przed Rydel. Do następnej lekcji!
- Siema! - odkrzyknęłam i poszłam na drugiego piętro.

♪ Laura ♪

    Otworzyłam powoli oczy. Zawsze gdy nagle je otwierałam, witało mnie jasne światło lampy, więc teraz wolałam nie ryzykować. Jednak teraz ujrzałam czystą biel ściany. A obok Rikera.
- Witaj.
- Cześć. Nie było zmiany warty? Przecież dwanaście godzin temu cię tu jeszcze widziałam.
- Wyspałem się, kiedy ty spałaś. - uśmiechnął się. - Lekarz poprosił, żebym sprawdził czy poprawił się twój stan, ponieważ on sam wyjechał. Czy możesz przytaknąć? - zapytał, a ja wykonałam polecenie. - Spoko, przekręć głowę w bok. W leewo... - zrobiłam tak. - ... i w praawo. - udało mi się i ujrzałam coś, przez co aż podskoczyłam.
- Co się stało Rossowi? Co mu jest? Coś sobie zrobił? - przechylałam głowę w tą i we w tą. - Gadaj, co mu jest?!
     Ross leżał na sąsiednim łóżku przykryty kołdrą szpitalną i tak się wydawało, jakby był podpięty pod kroplówkę.
- Spokojnie już mogą nie zakładać ci kołnierza. Ale nie nadwyrężaj karku.
- Co jest Rossowi?! Odpowiesz mi łaskawie? - podniosłam głowę do góry i zabolały mnie nagle plecy.
- Spokojnie, nic mu nie jest. Po prostu chciał się wyspać. Obudzę go, jeśli chcesz.
- Kiedy zasnął?
- Trzy godziny temu.
- Nnoo to obudź.
    Blondyn zdjął kołdrę z brata, a ten od razu otworzył oczy i rozejrzał się niespokojnie.
- Coś sie... ? - zobaczył nagle mój uśmiech. Uspokoił się i podszedł do mojego łóżka.
- Laura... W końcu mogę zobaczyć twoje bielutkie ząbki. - wyszeptał i zaśmiał się.
- A ja się śmieję, że cię widzę. - przytulił mnie delikatnie.
- Przepraszam. Jest durniem. Nie chciałem ci po prostu mówić. Nie pomyślałem.
- Już dawno ci przebaczyłam. Przecież damy sobie radę, co nie? - pocałowałam go w policzek.
- Czyli znów jesteś moją dziewczyną?
- A ty moim chłopakiem. - złapał moją dłoń delikatnie. - Kocham jak tak robisz.
- A ja kocham ciebie całą. - pocałował mnie najdelikatniej jak tylko mógł, by mnie nie zranić.
- Aaawwwwww! - wtrącił się Riker, patrzący na to wszystko z maślanymi oczyma.
- Przeszkadzasz. - powiedział Ross i wypchnął brata za drzwi. Usiadł obok mnie patrzył się w moje oczy. Ja odwzajemniałam to przez cały czas. Widziałam w jego oczach błyski. Błyski zakochania.
- Jesteś piękna.
- Taka poraniona?
- Poraniona, ale moja. Sama przed chwilą mówiłaś, że sobie poradzimy. Z moją trasą, z twoim zdrowiem. Schwytamy tego idiotę, który ci to zrobił. Schwytaliśmy już Peter'a. Nie poradzimy sobie z jakimś włamywaczem amatorem? - ziewnął. Chciał to przede mną ukryć, jednak mu się to nie udało.
- Leć do domu. Zrób sobie skrzydła czy coś. Byle szybko. Musisz coś zjeść, wyspać się, umyć. Obudziłam się, wszystko ze mną jest dobrze. Boli coraz mniej. Może opracujesz nową piosenkę?
- Ale na zmianę jest tylko Vanessa.
- A ona czasem nie poszła też do szkoły?
- Aa, no racja.
- Dam sobie radę. Van była przedtem. Ciągle przy mnie siedzicie. Ktoś będzie chciał to przyjdzie.
- Nie chcę cię zostawiać.
- To dla twojego dobra.  - powiedziałam. Pocałował mnie w czoło i wyszedł. Ja ucieszona, że nie jestem już zmuszona do patrzenia się w sufit, rozejrzałam się powoli po sali. Prawie wszystko było białe. Ale jednak obok mnie na szafce był duży bukiet kwiatów. Na przeciw mnie był telewizor. W rogu leżała cała stera listów i kwiatów. Wcześniej ich jakoś nie zauważyłam. Przecież byłam skazana na kołnierz, obrażona na cały świat i pochłonięta bólem.
- Witam, pani Marano. Czy panowie mogą z panią porozmawiać? - do sali wkroczył mój lekarz prowadzący z dwoma policjantami.
- Tak, oczywiście. - powiedziałam i próbowałam się podnieść, jednak mi się to nie udało. Doktor podszedł do mnie i lekko podniósł mnie z poduszek, czego ja zrobić nie umiałam. - Dopiero się obudziłam. Odpowiem na każde pytanie.
- No dobrze. Rozmowa będzie notowana i nagrywana dla pani bezpieczeństwa i dla dowodów rzeczowych w sprawie. Czy będzie pani mówiła prawdę?
- Tak.
- Czy zgadza się pani na to? Potrzebuje pani adwokata?
- Zgadzam się i nie potrzebuje.
- Dobrze. Zaczynamy notowanie i nagrywanie głosowe. - powiedział jeden policjant i zaczął nagrywać.
- Imię i nazwisko? - drugi zaczął mnie wypytywać.
- Laura Marano.
- Czy podejrzewa pani kogoś, kto mógł panią zaatakować?
- Mój były siedzi w więzieniu. Moi przyjaciele, rodzina, chłopak, oni byli załamani, siedzieli przy mnie cały czas. Byli przed tym zdarzeniem na wywiadzie. Ja też byłam tam zaproszona, ale wyszłam w połowie, ponieważ pokłóciłam się z moim chłopakiem, który tam został. Dziewczyna, która chciała mnie z nim rozdzielić siedzi w oddziale psychiatrycznym. Wszystkich kogo mogłabym podejrzewać siedzą w kicu albo w psychiatryku, więc... nie.
- Czy widziała pani twarz przestępcy?
- Nie.
- Jaki był przebieg zdarzenia?
- Wróciłam do domu zmęczona. Byłam u mojej siostry, która nie była na wywiadzie, przy okazji jeszcze wpadłam do moich przyjaciół, Raini i Caluma. Więc zamknęłam drzwi i przede mną stanął jakiś facet z pistoletem. Krzyczał, żebym dała mu wszystkie drogie rzeczy. Spakowałam mikser, mikrofalówkę i potem rzeczy, które tylko wyglądały na tanie.
- Skoro wracała pani wieczorem, to przecież już wszyscy byli w domach. Każdy mógł panią zaatakować.
- Proszę przejrzeć nagranie monitoringu, gdy lekarz powiedział mojej rodzinie, że nie przeżyłam. Ale przeżyłam śmierć kliniczną. Wszystkie podejrzenia na nich znikną. Jestem tego pewna. - westchnęłam.
- O co pani pokłóciła się ze swoim chłopakiem?
- O jego trasę koncertową.
- Czy jest taka możliwość, że ta sama osoba, która zaatakowała panią, to ta sama osoba, która zaatakowała Rossa Lyncha?
- Przecież ustalono, że Peter Concory jest teraz w zakładzie karnym.
- Tak, dotarł do nas, ale po pani ataku.
- Nie, on oma zakaz zbliżania się do mnie. - powiedziałam stanowczo.
- Co stało się dalej?
- Spakowałam wszystko co mogłam i powiedział, że to wszystko ma pozostać tajemnicą i zagroził, że ma moje klucze od domu. Ja miałam jedne, Ross miał ich kopię. Nie zabrał ich na wywiad, lecz zostawił w domu. Gdy się z nim pokłóciłam, włożyłem je pod lampę i spakowałam go, po czym poszłam z jego walizką do jego rodziny. Wracając, gdy facet mi zagroził, chciał już wychodzić. Jednak zatrzymał się, popatrzył na mnie i powiedział, że woli mieć pewność. Pierwszy strzał mnie nie trafił. Za drugim dostałam w ramię. - odsłoniłam piżamę. Policjant wziął aparat i zrobił zdjęcia bandażu. - Trzeci raz w tą samą rękę, tylko niżej. - odsłoniłam rękaw. - No i ostatni strzał był w plecy. - pokazałam im miejsce obok lewego żebra.
- Czy to wszystko?
- Tak. To wszystko.
- Gdyby chciała pani jeszcze coś zeznać, zapraszam na komendę, albo proszę dzwonić na te dwa numery. - władza zapisał mi na kartce dwa ciągi cyfr. - Życzę zdrowia. Do widzenia.
- Dziękuję, do widzenia. - wyszli. Ja znów się położyłam i zaczęłam tradycyjnie gapić się w sufit.

::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::

W końcu zabrałam się za rozdział :/ zdałam sobie sprawę, że strasznie długo już na niego czekacie, więc bardzo was  p r z e p r a s z a m!
Nie miałam pomysłu na rozdział. I teraz, co najgorsze, również nie mam :(
Więc ma do was wszystkich, wszystkich, którzy czytają rozdziały, notki i obydwa, pewne zadanie. Napiszcie komentarz, z waszym pomysłem na chapter 25 :) Postaram się uwzględnić wszystkie. Ale jeśli któregoś pomysłu nie użyję, to pewnie uwzględnię go kiedyś indziej. W jakimś OS'ie lub dalszym rozdziale.
Więc czekam!
Do następnego rozdziału! :D

wtorek, 8 września 2015

Chapter 23 "Przecież zawsze kochałaś życie"

Ten rozdział jest dowodem, że to nie koniec bloga :) Nie zamierzam go kończyć w najbliższym czasie ;) miłego czytania! :D ~ Aleks

♪ narrator ♪

     Vanessa, Rydel i Raini miały mokre policzki i przytulały się do swoich chłopaków, z wielkim smutkiem w oczach. Riker, Ellington i Calum z czułością pocieszali swoje dziewczyny, choć sami nie byli w lepszym stanie. Rocky i Ryland usiedli na krzesłach i spuścili głowy w dół. Najgorzej jednak czuł się Ross, który już nie wiedział co miał ze sobą zrobić. Spojrzał na wszystkich. Potem podszedł do drzwi i patrzył jak pielęgniarki robią jej ostatnie badania i próbują dowiedzieć się co było powodem śmierci. Zamknął oczy i oparł czoło o chłodną szybę. Jak można żyć bez Laury?
     Choć bardzo bał się i wahał, w końcu wszedł do sali i spojrzał na bladą twarz brunetki.
- Proszę o wyjście, panie Lynch. Bardzo mi przykro z powodu panny Marano, ale nie możemy dawać panu więcej leków na uspokojenie. - prosiła pielęgniarka.
- Proszę mi pozwolić chwilę z nią zostać. Nie chcę już żadnych leków. - odpowiedział chłopak głaszcząc po policzku swoją dziewczynę.
- Pięć minut. - druga pielęgniarka spojrzała na swoją towarzyszkę smutnym wzrokiem i obie wyszły.
- Laura, czemu mnie tu zostawiłaś? Czemu byłaś na mnie zła? Przecież wszystko byśmy sobie wytłumaczyli, prawda? - Ross złapał jej zimną dłoń. - Spokojnie chodzilibyśmy sobie teraz po ogrodzie, albo po parku... Albo leżelibyśmy tu razem. Kocham cię. Nikogo tak bardzo nie kochałem jak ciebie i nie pokocham już nikogo... To wszystko moja wina, moja wina... - ze łzami w oczach przeczesał jej włosy.
      Lynchowie, Ratliff i Vanessa stali w drzwiach wzruszeni tą sytuacją. Nie zauważona Mary stała z założonymi rękami za wszystkimi i bardzo żałowała, że zrobiła to, co zrobiła. To przez nią. Jak mogła dopuścić do tego, żeby Laura chciała się zabić? Czemu chciała rozbić ich związek tylko i wyłącznie dla pieniędzy? Jaka była głupia, jaka nie mądra...
- Nie chcę już pieniędzy. Chcę by wyzdrowiała. - odezwała się nagle. Wszyscy spojrzeli na nią, a ona wkroczyła do sali i spojrzała na zamknięte oczy dziewczyny. - Chciałam rozbić wasz związek. Peter zdradził moją siostrę, zażądałam od niego pieniędzy, ale ona dał mi warunek, więc chciałam go spełnić. - jej łza spadła na czystą, białą kołdrę szpitalną. - Ale już wiem, że byłam głupia i nie mądra. To najgorsze co mogłam zrobić.  Tak bardzo was przepraszam. Wiem, że teraz jesteś na mnie wściekły. Ale muszę powiedzieć wam coś jeszcze... Dałam Laurze przerobione nagranie z Rossem, gdy odzyskała świadomość.
- Była przytomna?
- Oprzytomniłam ją zimną wodą, by pokazać jej tylko to nagranie. Kazała mi odłączyć respiratory i zapewniła, że nic się nie stanie. Nie widziała mnie, inaczej by mi nie uwierzyła. Za nim to zrobiłam powiedziała, że mam napisać kartkę z pożegnaniem. Miałam napisać "nie chcę już żyć". I wtedy zrozumiałam, że gdy to zrobię, zabiję ją. Nie mogłam, nie mogłam! Chciałam wybiec, już byłam przy drzwiach i ona sama to zrobiła... Ona odłączyła sama sprzęt... Uciekłam, jak jakiś tchórz. Tchórz! - krzyknęła Vensis i upadła na ziemię. Płakała rzewnie, a pielęgnairki, wezwane przez lekarza, który wszytko słyszał, zaprowadziły Mary na oddział psychiatryczny.
    I do sprawy, którą zaraz opiszę, było wiele stwierdzeń. Od słów Mary do ludzkiego cudu z nieba, ale tak się stało.
    Nagle respiratory nadal podpięte do brunetki zaczęły pulsować i wariować, aż w końcu ciągła linia zmieniła się na nieregularną, a Laura dostała lekkich drgawek i zaczęła oddychać. Każdy został wyprowadzony z sali na siłę. Jednak gdy doktor po piętnastu minutach, normalnie rozmawiał już z pacjentką, wszyscy wkroczyli do pomieszczenia. Doktor wyszedł, a oni usiedli wokół łóżka i wpatrywali się w nią ze szczęściem. Laura żyje! To nie dzieje się naprawdę... Ona żyje!
- Kochanie, pokonałaś śmierć, pokonałaś! - Ross złapał ją delikatnie za rękę. - Bardzo cię przepraszam. Wiesz, jak bardzo żałuje.. Jak bardzo tęskniłem.
- Czemu mnie uratowaliście? - brunetka objęła wzrokiem wszystkich.
- Przecież zawsze kochałaś życie. Co się stało cztery dni temu?
- Puść mnie. - blondyn zrobił niechętnie co rozkazała. - Pracowałeś z nim. Nie cierpisz mnie. Wszystkie twoje słowa są kłamstwem. - Laura miała smutną twarz. - Czemu aż tak mnie nie lubisz?
- Lau, ja cie kocham, najbardziej na świecie. To nagranie było sfałszowane. Mary się do tego przyznała. Ja nigdy cię nie okłamałem, nigdy w całym swoim życiu.
- Nie chcę cię już więcej widzieć.
- Zrywasz ze mną?
- Tak.
- Ross mówi prawdę. Ona sama to powiedziała. Teraz jest na dziale psychiatrycznym. - przyznał Riker, a reszta przyznała mu rację. Brunetka przekręciła głowę w bok.
- Nie mam już siły.
- Ja z tobą zostanę. Z Raini, dobrze?
- Nie, Vanessa. Nikogo ma tu nie być.
- Wybacz, kochana, ale ktoś tu musi przebywać,
- Dobra, róbcie co chcecie...

~♥~

     Rodzeństwo przez drogę próbowało porozmawiać z Rossem, ale bez skutku. On szklanymi oczyma wpatrywał się w widok za oknem. Gdy byli w domu, wszedł na górę i nie schodził, aż do następnego dnia. Rano wyglądał jak jakiś upiór. Worki pod oczami, niedbałe ubranie, nie odzywał się do nikogo. Vanessa wróciła do domu już w nocy, przy czym wymieniła się z Rockym.
- Ross! - szatynka zawołała blondyna, gdy ten już miał zamknąć drzwi do swojego pokoju. - Laura nie chce spać, jeść, pić, nic. Jest z nią źle. Jest strasznie przygnębiona. - wysłuchał i zamknął się. Vanessa podeszła do drzwi i mówiła do przestrzeni za nimi. - Zerwała z tobą, ale to nie znaczy, że z nikim masz nie gadać i również tylko rozpaczać. Przyznam się, kiedyś byłam przeciwko, ale teraz... zawalcz o nią. Chcesz tylko błąkać się po domu jak duch, nawet nie starając się ją odzyskać? - drzwi otworzyły się.
- Ja sam nie mam siły, jak ona. To wszystko... musi się uspokoić... muszę się z tym pogodzić, wszystko poukładać.
- Ona przeżyła śmierć kliniczną! Rozumiesz, że ona była po drugiej stronie tego świata?! Prawie umarła i może sobie z tego powodu coś zrobić, a ty mówisz, że to musi się uspokoić?! To nigdy się nie uspokoi, rozumiesz?!
- Vanessa, każdy teraz na mnie krzyczy. No chociaż nie ty. Nikt mnie nie rozumie. Wiesz ile ona dla mnie znaczy? Wszystko. Wszystkie pieniądze świata, wszystkie łzy świata, wszystkie uśmiechy świata. Mary dawała mi takie pytania... sprowokowała mnie do takich odpowiedzi i usunęła kilka kawałków. Na pewno wycięła to, jak mówiłem, że "Na pierwszym spotkaniu twoja sukienka i Laury były tego samego kroju." Przed tym powiedziałem, że "Jest bez porównania" Ale powiedziałem to.. jakby nie świadomie no.
Riker wyłonił się ze swojego pokoju i kliknął coś na telefonie.
- Teraz na pewno Laura ci uwierzy. - uśmiechnął się i wyszedł z domu.

♪ Laura, szpital ♪

     Patrzenie w sufit mi się znudziło, ale jednak muszę się patrzeć w tą biel, bo nie mogę przez ten głupi kołnierz ruszać szyją i głową. Do tego cały czas muszę brać te zastrzyki przeciwbólowe, które działają tylko na dwie godziny. Rany cały czas bolą. Nie chcę jeść, po prostu. Nie ma powodu.
     Zraniło mnie to co usłyszałam. To był głos Rossa. Mówił, że go denerwuję, że nie ma porównania sukienki do stroju tamtej dziewczyny, która go nagrywała. Nie poznałam głosu tej osoby, która dała mi nagranie i tej dziewczyny na nim. Czyli wniosek jest jeden. Zdradzał mnie i pewnie nadal to robi. I już znam powód, czemu nie powiedział mi o trasie. Po co mówić dziewczynie, której się nie kocha, o tym, że wyjeżdża się na cztery miesiące? Vanessa ma Rikera, Raini ma Caluma, a ja mam tylko fanów i sławę. Ale co mi po tym, jak nie ma mnie kto w tej sławie wspierać? Nie mogłabym już grać w serialu z Rossem. Jak bardzo go nadal kocham. Ale nie chcę mieć z nim już nic wspólnego.
      Przezroczysta łza spadła mi po policzku.
- Laura, boli cię? - zapytał Calum, zauważając ją.
- Tak. - odpowiedziałam szczerze słabym głosem. Pielęgniarki nauczyły już wstrzykiwać te wstrętne igły każdego kto siedział już przy mnie. Rocky chwycił za strzykawkę. - Nie. Nie rób tego.
- Wiesz, że jak coś zrobię źle, to nic się nie stanie. Po prostu będzie cię mniej boleć w innym miejscu. - uśmiechnął się.
- Nie. To nic nie działa. Przecież i tak mnie boli. Będe miała tylko złe wspomnienia związane z bliznami.
- Na pewno?
- Tak, odłóż to. Czy Ross... - zaczęłam, a chłopaki wsłuchali się. - Czy on już sobie kogoś znalazł?
- Chodzi po domu jak jakiś trup, do nikogo się nie odzywa i w nocy po prostu nie spał, tylko... tylko płakał. Co mam powiedzieć? Nie będę cię kłamał. - Rocky przysunął sobie krzesełko.
- A gdy dowiedzieliśmy się, że ty ten... to on padł na ziemię i też zaczął płakać. On jest silny. Dobrze o tym wiesz. Ale on bez ciebie to cień człowieka.
- To czemu nie pójdzie do swojej dziewczyny? - zapytałam. Chłopcy spojrzeli na siebie z dziwnymi minami.
- Nie rozumiem. - rudowłosy usiadł na łóżku.
- Przecież mnie zdradzał. A ta dziewczyna z nagrania to co?
- To Mary. Pojechaliśmy do niej od razu po wywiadzie. - Rocky zaczął opowiadać, a Calum dawał mu widoczne znaki, by tego nie robił. Jednak od patrzył się w podłogę, albo na mnie nawet go nie zauważając. - My sobie robiliśmy zdjęcia z jej siostrą, a on z nią gadał. Podczas rozmowy, chyba pod drzwiami stał Ryland i chyba wszystko słyszał i widział.
- Wezwijcie go.
- Ale jest dziesiąta. On teraz jest na uczelni.
- No racja, przecież dzisiaj pierwszy września... Na następną wartę, chcę, by on tu siedział.
- Dobra... Zadzwonię do niego i spytam czy się zgodzi na siedemnastą. - Lynch wyszedł.
- Może chcesz teraz coś zjeść?
- A.. co?
- Rosołek. Samolocik? - zaśmiał się.
- Jednak serial ci się z humorem udzielił. - uśmiechnęłam się i potem skrzywiłam z bólu pleców.
- Okey?
- Tak, tak. Nie boli. - wypuściłam powietrze. - Nie musicie się mnie ciągle o to pytać.

♪ kilka godzin później ♪


     Przenieśli mnie do innej sali, ponieważ nie byłam już, aż tak bardzo ciężkim przypadkiem, bym miała pojedynczą salę. Ja tak uważałam, lekarze nie. Za moją prośbą zawieźli mnie do sali podwójnej. Gdy moi tymczasowi opiekunowie zobaczyli podjeżdżające auto Rikera i wysiadającego z niego Rylanda, pozwoliłam im wyjść po niego. Rocky gubił się już po tych salach, więc Calum poszedł z nim. Każdy pamiętał po połowie drogi. Chłopaki na początku nie chcieli iść, ale rozkazałam im to, prawie krzycząc. Po pięciu minutach przyszli z Rylandem, który rozejrzał się tylko po sali, usiadł na pustym łóżku obok mojego.
- Jak się czujesz? - zapytał.
- Dziękuję, lepiej. A ty? A właśnie. Jak tam Van?
- Ja bardzo dobrze, Vanessa również, tylko cały czas denerwuje się na Rossa o wszystko. I ja... specjalnie tu przyjechałem, żeby ci to powiedzieć. Wiesz, z okazji pierwszego września u nas w szkole jest taka wieelka impreza otwarta... Jeszcze jedna będzie taka po koniec półrocza tylko, że zamknięta. Szkoda, że tam nie możesz być, bo tu leżysz. Ale ja... chciałbym pojechać. Tam będzie taka dziewczyna, która mi się strasznie podoba i naprawdę straasznie chciałbym ją zobaczyć.
- Uuuu! - Rocky poklepał brata po plecach i zatańczył coś typu... gangnam style, taniec szczęścia...
- Jasne, że możesz. - uśmiechnęłam się i boli mniej. Jest jakiś postęp. - Ale najpierw powiedz mi, czy ty słyszałeś rozmowę Rossa z Mary w dzień mojego wypadku?
- Stałem wtedy pod drzwiami i tak trochę słuchałem, trochę nie...
- A powiesz mi co słyszałeś?
- Umm.... Jak ona się pytała jego czy jej sukienka jest ładna, a Ross wtedy odpowiedziała, że tak, ale nie porównania do tamtej sukienki tego samego kształtu co miałaś ty w dzień twojego i Mary spotkania pierwszego. - powiedział to wszystko na jednym oddechu.
- Na pewno?
- Tak. Nie kłamię, po prostu miałem w głowie już to zdanie i nie chciałem go zapomnieć mówiąc. - towarzystwo zaśmiało się wesoło.
- Spoko, a coś jeszcze?
- Pytała się o walizkę, którą Turner pokazał Rossowi w drugiej połowie programu. Odpowiedział, że musiał z nią zerwać i że się zaśmiał. I że uśmiech nie był mu łatwy bo się z tobą pokłócił.
- Okey, tyle mi wystarczy. - powiedziałam.
- Jest jeszcze jedna sprawa. Wszyscy właśnie będą na tej imprezie, oprócz Rossa i Rikera i oni chcą z tobą tu posiedzieć.
- Dobrze. Zgadzam się. - odpowiedziałam z przekonaniem. Przecież i tak przez większość ich warty będę spała. - Możecie jechać jednym autem, żeby Riker tyle nie jeźdźił. Nie musicie wołać pielęgniarek. Chcę trochę pomyśleć sama, w spokoju. - Calum chciał coś powiedzieć, ale bracia po prostu zabrali go z sali.
   Zostałam sama, w ciszy, w spokoju... To szpital, tu nic mi się nie stanie, wszystko będzie okey...
   Drzwi otworzyły się i zamknęły z ciszą. Na chwilę zamknęłam oczy, ale prawie od razu je otworzyłam. Przy moim łóżku stała Mary w koszuli szpitalnej.
- Co ty tu robisz? - zapytałam.
- Chciałam cię przeprosić. Że próbowałam cię rozsypać. Ten wypadek, to nie ja. Peter jest w więzieniu. Sama go tam doprowadziłam.
- Już na balu zauważyłam, że się znacie.
- Ja tylko chciałam dostać od niego kasę, ale teraz chcę byś wyzdrowiała. Na serio. - mówiła przygnębionym głosem. Takim smutnym, przykrym.
- Okey, rozumiem.
- Przepraszam. Ja już pójdę. Słyszę jakieś kroki i to chyba twoi znajomi... zdrowiej. - wyszła. Widziałam ją jeszcze trochę przez okno. Po kilku sekundach do sali wszedł Ross i Riker. Od razu zamknęłam oczy, udając że śpię. Młodszy blondyn podszedł do mnie i ujął moją rękę. Tak jak zawsze, gdy byłam chora...


sobota, 29 sierpnia 2015

Chapter 22 "Chciałbyś usłyszeć to, co jest nie możliwe, ale musisz zrozumieć to, co jest właściwe."

♪ Ross ♪


     Jaki byłem głupi! Nie pomyślałem, że on może wspomnieć o trasie koncertowej! Kurde, nie powiedziałem tego Laurze, bo nie wiedziałem jak zareaguje. I chyba nie była zadowolona, skoro wybiegła ze studia.
      Wróciłem razem z rodzeństwem do domu. Vanessa gotowała sos, chyba do spaghetti. Robiłam to z wściekłością w oczach.
- Była tu Lau? - zapytałem.
- Swoje rzeczy masz na górze.
- Słucham?! Wyrzuciła mnie?! - zszokowało mnie to.
- Co się dziwisz? Dowiedziała się, że nie zobaczy nikogo z nas przez ćwierć roku. I to nie od ciebie. Raini dzwoniła, że masz do niej pójść. A tak w ogóle, to gdzie byliście tak długo?
- Po wywiadzie poszliśmy do Mary. Koleżanki Rossa. - przyznał Riker. Walnąłem go w ramie.
- Ja cie za chwile uduszę! Laura chce z tobą zerwać, a ty odwiedzasz jej wroga?! Gdzie jest chłopak mojej siostry? Gdzie Ross? - Vanessa podała jedzenie do stołu i poszła na górę. Ja wybiegłem z domu i zmierzyłem do domu brunetki.
     Gdy tam dotarłem, zacząłem pukać w drzwi i krzyczeć, ale nikt nie otwierał. Zajrzałem przez okno do salonu i ujrzałem... postrzeloną Laurę w jeziorze krwi. Z całej siły kopnąłem w drzwi, których nie mogłem otworzyć. Podbiegłem do dziewczyny i pogłaskałem ją po policzku.
- Laura, Lau, słyszysz mnie? Kocham cie, nie odchodź, proszę. - miałem mokre oczy. Zacząłem działać. Wezwałem pogotowie, amatorsko opatrzyłem rany i nie ruszałem jej. Może jeszcze gdzieś ma ranę, albo ma złamany kręgosłup? Nie mogłem sprawić jej bólu.
    Karetka przyjechała i założyli jej specjalny kołnierz. Nie pojechałem z nimi. Pobiegłem powiedzieć o wszystkich rodzeństwu, Vanessie, Ellowi, Raini i Calumowi.


~♡~


    Podczas gdy Lau ratowali życie, wezwaliśmy policję, by zbadali sytuację. Wypytali nas o wszystko i powiadomili, że mamy im powiedzieć, gdy brunetka się obudzi.
    Wszystko na raz wstali z krzeseł, gdy z sali wyszedł lekarz.
- Wszyscy są rodziną?
- Tak. - odpowiedzieliśmy jednocześnie.
- Coś nie wierzę, ale taka duża rodzinka się zdarza. Cóż, Laurę dało się uratować. Ma trzy rany postrzałowe. Dwie w prawą rękę i jedną w plecy. Gdy upadała... doznała lekkiego urazu głowy. Może być nawet kilka miesięcy w śpiączce.
- Prosimy o więcej szczegółów. Nawet tych strasznych. - przełknąłem ślinę.
- Trzeba cały czas przy niej czuwać. W każdym momencie może przestać oddychać. Jeśli zdarzy się tak raz, bezproblemowo ją odratujemy, jeśli zostaniemy poinformowani od razu. Jeśli taka sytuacja zdarzy się drugi raz, będzie to znaczyło, że kula naruszyła drogi oddechowe i płuca. Strzał mógłbyć po skosie, ale tego nie możemy stwierdzić przez najbliższe dwie godziny. Nie możemy zrobić prześwietlenia ze względu na świeże rany. One są... bardzo głębokie i nie możemy ich wyjąć tak jak wyciągamy strzały z płaskich ran. Wszystkie trzeba będzie wyjąć operacyjnie. Przepraszam, muszę już iść. - doktor odszedł, a my wszyscy spojrzeliśmy po sobie.
- Może... Zrobimy jakieś warty? Żebyśmy wszyscy tu na raz nie byli. - zaproponował Rocky.
- Ja zostanę pierwszy. Z kim mogę zostać? - zapytałem.
- Ja będę z Ratliffem. - oznajmiła Rydel trzymając za rękę swojego chłopaka.
- Sądzę, że gdy Laura się wybudzi, nie powinna widzieć, że ktoś pilnuje jej ze swoim chłopakiem, albo ze swoją dziewczyną. Jest wściekła na Rossa.
- Przyznaję rację Raini. Ja zostanę z tobą. - Calum stanął bliżej mnie.
- Idźcie na razie do domu. Zostaniemy tu na noc. A wy ustalicie w drodze kto przyjedzie i kiedy.
- Spoko. Siema, brat, cześć Calum! - pożegnał się Ryland, a reszta powtórowała mu i wyszli.

~♥~

- Ross, musisz iść do domu i się wyspać. Właśnie odjechała Vanessa. A ja nie pozwolę, byś siedział tu już czwartą zmianę.
- Wyspałem się już. Trochę się zdrzemnąłem przed chwilą. - odparłem, uśmiechając się do Rydel.
- No dobra... Ale jak przyjedzie Riker, masz wracać ze mną do domu.
- Jasne. - spojrzałem się na nieruchome ciało mojej dziewczyny. Cały czas obwiniam się za to, co się stało. Bo to moja wina, że jej nie powiedziałem. Gdyby wiedziała to wcześniej, poszła by ze mną na tą kolację i nie byłoby jej w domu i nic by się jej nie stało. Albo leżelibyśmy tu razem...
- Skocz po kawę. - zwróciła się do mnie Raini. Poszedłem a dziewczyny zostały w gabinecie. Gdy byłem przy zakręcie, zobaczyłem, że Rydel wychodzi z sali z lekarzem. Nie wiedziałem za to, że pod nieobecność Raini na sali, z powodu wyjścia do toalety, Laura odzyskała świadomość na dziesięć procent! W tych chwilach na salę wtargnęła Mary i pokazała jej przerobione nagranie. Ale tego dowiedziałem się dopiero potem... Jednak życie jest podłe.


♪ Mary Vensis, dwa dni wcześniej ♪

    Miałam już dobrze opracowany plan. Peter wrócił wczoraj do więzienia, a ja miałam nagrać Rossa i nagranie przerobić, by Laura go rzuciła. Więc zaprosiłam go od razu po wywiadzie z "Zoomem". Jednak przyszedł z rodzeństwem. Ale ja i tak go nagrałam.
- Świetnie, że już jesteście. Moja siostra jest waszą wielką fanką, w ogrodzie ustawiłyśmy specjalne tło do zdjęć. Możecie tam iść? To te drzwi z szybą. Ross, zostań, mam do ciebie kilka pytań. - tak, użyłam siostry.
- No? To pytaj. - za plecami włączyłam telefon.
- Oglądałam wasz wywiad. Chciałabym tam być.
- Jednak ten Turner mnie denerwuje. Zachowuje się jak typowa dziewczyna. Zadaje głupie pytania i zbiera plotki. Uwierz mi, nie chciałaś.
- Dobra, uwierzę ci na słowo. A co sądzisz dzisiaj o mojej sukience?
- Jest bardzo ładna, nie podobna do sukienki Laury, po prostu dzisiaj bez porównania. Znaczy, chodzi mi o to, że jak pierwszy raz się spotkałyście to miałyście te same kroje sukienek.
- Dziękuję. W drugiej połowie Carl pokazał twoją starą walizkę, którą sprzedałeś rok temu do tego magazynu. Co ty wtedy powiedziałeś?
- Zaśmiałem się, choć było to trochę trudne, bo pokłóciłem się z Laurą, i powiedziałem, że musiałem się z nią rozstać. - zaśmiałam się na jego słowa.
- A teraz odpowiadaj jednym słowem. Słyszałam, że to sprawdzian na inteligencję.
- Ha, no dobra.
- Teledyski R5 są zwykle o dziewczynach.
- Przyznaję.
- Przysłówek na dwie litery.
- Że. - wiedziałem, że tak odpowie.
- Uzupełnij zdanie. " nad nową piosenką."
- Pracowałem.
- Spoko... hmm... Zmieńmy temat. Gadałeś kiedyś z Concorym?
- Z Peterem?
- Dowiedziałam się, że to były Laury.
- Tak... nie cierpię go... Sorry, pójdę do twojej siostry.
     I dwa dni później dowiedziałam się z mediów o wypadku Marano. Już cały kraj wiedział o okrucieństwie jakie ktoś jej zrobił. Nie wiem czy to co ja zrobię teraz nie jest czasem gorsze... Ale ja to robię dla pieniędzy. Jak to zrobię, dostanę więcej kasy od tego tumana...
     Wtargnęłam do szpitala. Akurat miałam szczęście, każdy kto stał przy Laurze na warcie, właśnie się oddalił, więc spokojnie weszłam do tej sali. Czytałam, że gdy oblejesz osobę, która jest w śpiączce zimną wodą od odzyskuje na tyle świadomość by słuchać i na to reagować, jednak nie może patrzeć. Więc tak zrobiłam.
- Lauraa... - szepnęłam. Ona poruszyła palcami i głową. - Teraz ci coś puszczę, a ty zrozumiesz prawdę o Rossie. - włączyłam telefon i już po trzydziestu sekundach dziewczynie poleciały łzy. A na koniec, zdołała podnieść rękę do góry dotknąć mojej ręki. Naprawdę to był chyba cud.
- Odłącz... mi... sprzęt. Wierzę... ci... - wyszeptała i jej ręka opadła na łóżku.
- Ale jak ci to odłaczę to się nic nie stanie, prawda?
- Nie. - uwierzyłam jej, ale jednak za nim to zrobiłam, ona jeszcze raz przemówiła. - Napisz kartkę. - przełknęła ślinę. - "Nie chcę już żyć". - skumałam to dopiero potem.
- Ty umrzesz kiedy ci to zrobię! Nie mogę, chcę, byś żyła, nie mogłabym! - krzyknęłam i gdy już byłam przy drzwiach, zauważyłam, że ona sama sobie to zrobiła. Wybiegłam stamtąd z płaczem. Boże, co ja zrobiłam? Nigdy sobie tego nie wybaczę!

♪ Ross ♪

     Wróciłem z trzema kawami, położyłem je na stoliku i już zmęczony dopiero po dwóch sekundach usłyszałem przeciągły dźwięk respiratora. Przeraziłem się, wybiegłem po lekarza, aż moje adidasy zostawiły po sobie ślad na podłodze. I znowu ratowali jej życie... Zostałbym tam, to szybko bym zareagował, głupia kawa!
    Kopnąłem w krzesło przede mną, a młodszy bracia próbowali mnie uspokoić, choć sami byli zdenerwowani. Czekamy pod tą salą już pół godziny! I czemu ten lekarz nie wychodzi. Vanessa patrzyła przez szybę w drzwiach. Nagle odsunęła się od niej i spuściła głowę w dół. Lekarz wyszedł ze smutną miną. Każdy przyglądał się na niego z nadzieją w oczach. Mieliśmy zmartwienie wypisane na twarzach, każdy miał mokre oczy.
- Dla nas Laura jest rodziną, nie była, jest. I pozostanie. Nie możemy jej stracić. Kocham ją. Doktorze, ja ją tak bardzo kocham, proszę mi powiedzieć, że ona żyje. Proszę. - płakałem. Prawdziwy facet to taki, który przyznaje się do swoich łez i miłości. - Proszę. - wyszeptałem.
- Nie mogę panu powiedzieć tego, co pan by chciał usłyszeć. Przykro mi. - lekarz odszedł.
     Plecami oparłem się o ścianę. Zsunąłem się po niej, usiadłem i przykleiłem twarz do zimnej farby. Wpadłem z rozpacz i głęboką depresję. Nikt nie umie ująć w słowa jak strasznie sie wtedy czułem. Straciłem wszelką chęć do życia w kilka sekund. Sekund, których Laura, moja kochana Laura już nie zdążyła dożyć. Moja... moja kochana Laura. Moja piękna brunetka o błyszczących oczach i jasnej cerze... Moja, tylko moja. Odeszła zostawiając mnie na tym okrutnym świecie. Czemu mnie nie postrzelił?! Czemu nie ja, a ona?!
- Rossy... - rodzeństwo pomogło mi wstać i wszyscy się przytuliliśmy.
- Czemu nie mogli dać jej więcej czasu? Jeszcze chwila i by ją odratowali...
- Chciałbyś usłyszeć to, co jest niestety nie możliwe, ale musisz zrozumieć to, co jest właściwe. - Vanessa przytuliła się do Rikera. - Pamiętaj, ona pozostanie w naszych sercach. Moja siostrzyczka.
- Moja ukochana...
- Nasza przyjaciółka...

::::::::::::::::::::::::::::::::::::::

Dzisiaj nie myślę racjonalnie, bo nic od rana nie jadłam, a już we wtorek szkoła, więc dodaje jakieś takie krótkie, ale sensowne ;-; Ale to przecież nie koniec! Planuję zakończyć dopiero przy rozdziale trzydziestym. Jak odratuję Laurę? Tego dowiecie się w następnym rozdziale, proszę o komentowanie i dołączenie do obserwujących bloga. Po tak dramatycznym rozdziale mam nadzieję, że przybędzie trochę wyświetleń :) Głównie chodzi mi o komentarze, co bardzo mnie wspiera :]
Ten tytuł... :d najmądrzejsze co mogłam napisać :] dobra kończę to pisać bo powoli psuję tą tajemniczooość :p
do następnego rozdziału!

środa, 26 sierpnia 2015

Chapter 21 "Poradzicie sobie sami"

        Dziewczyny w końcu wyszły po długim czasie z pokoju. Rydel miała na sobie strój 
 z ostatniego koncertu, który był wychwalany przez fanów, jednak nie przez gazety. Laura założyła sukienkę, którą miała na sobie w odcinku "A&A", w którym Austin po raz pierwszy wyznawał Ally, że ją kocha. Ross dał sukienkę Rydel, która ten odcinek kochała i chciała mieć z niego rekwizyt, ale samej sukienki nie zamierzała nosić.
- Rocky, powiedz mi, dlaczego powiedziałeś nam coś tak mądrego? - zapytała blondynka biorąc brata pod rękę.
- Nie jadłem od rana żelków, więc no... To raczej jasne?
- Ahaaa. - Laura popatrzyła się w niebo i o mało nie przewróciła się o krawężnik chodnika.
- Czemu limuzyna musiał zaparkować w parku, przypomnijcie mi? - zapytał Ellington.
- Bo tak. - wytknął mu język Riker.
- O patrzcie! Tam jest! - zauważył Ross. Wszyscy stanęli i zaczęli ścigać się do miejsca przy oknie. Wygrały dziewczyny, choć miały buty na podwyższeniu. Może dlatego, że chłopaki uważali, że nie dobiegną i dali im fory...?
- "Zoom" to popularny program, ale nie tak, jak "New York Times". "Times" chociaż nie obsmarowuje za nie dopasowane buty do sukienki. - spojrzał na dziewczyny Rocky.
- W zupełności! - zgodziła się Rydel.
- A jakby co, to ja siedzę koło Laury! - krzyknął Ross i objął dziewczynę.
- A ja koło Rydel. - zrobił to samo Ratliff.
- A... Vanessy tu nie ma. - posmutniał Riker.
Dotarli na miejsce i wysiedli. Gdy zaprowadzono ich do sali, gdzie nagrywano program, od razu zaczęli im robić fryzury i makijaż i mówili, co mają robić.
- Witajcie, jestem Carl Turner. Reżyser programu. Chciałbym, żebyście po kolei usiedli tak, jak będę mówił. Ellington Ratliff, Riker, Ross, Rydel, Rocky, Laura Narano.
- Marano. - poprawiła Carla brunetka.
- To też.
- Ja chciałbym usiąść obok mojej dziewczyny. Nie ma pan prawa nas usadzać. - sprzeciwił się Ross.
- I ja też. - poparł go Ell.
- Mam takie prawo. Wchodzimy za minutkę. Ja tu zadaję pytania. - powiedział z uśmiechem. Następnie kazano im usiąść tak jak rozkazał Turner. Jednak w ostatniej sekundzie się po przesiadali.
Zagrano czołówkę programu.
- Dzień dobry. Dzisiaj w naszym programie gościmy zespół R5 i Laurę Marano. - Turner również był prezenterem. - Ross Lynch i pani Marano będą reprezentować również serial "Austin & Ally". Ale zacznijmy od zespołu. Ostatni koncert okazał się chyba... Nie wypałem, prawda?
- Eee, chyba raczej odwrotnie. - Riker zgarbił się w fotelu.
- Sprzedano tylko pięćset biletów.
- Bo był to mały koncert. Na sali było tylko tyle miejsc. - Rocky przewrócił oczami.
- Wasza nowa piosenka sprzedaje się z prędkością światła. "Pass me By audio"
- Jesteśmy dumni z niej. Jest dość spokojna. Tworząc jej wersję audio przypomnieliśmy ją trochę fanom. - wtrąciła Rydel.
- Ale większość hejtuje ją.
- R5 nie obchodzą hejty. Ktoś myśli inaczej, ktoś inaczej, i tak jakoś wyjdzie, że czasem na nie odpowiedzą. Hejtują, bo tego nie lubią. Wystarczy kliknąć łapkę w dół, jeśli coś jest nie tak, bo obrażanie nie jest żadnym rozwiązaniem. - Laura spojrzała w oczy Turnerowi.
- Przejdźmy może do serialu. Czy Austin i Ally długo będą razem w sezonie czwartym?
- Tak, będą dość długo razem. Ja i Laura uważamy razem, że jednak nie długo powinno być trochę dramy i powinni się rozstać. - Ross objął swoją dziewczynę.
- Tak, trochę dramatyki musi być. - Marano zaśmiała się.
- Krążą plotki, że ty i Ross mieszkacie ze sobą już na dobre.
- Tak.
- Nie. On wyprowadza się za tydzień.
- Nie, nie wyprowadzam się, zostaję.
- Można to wyciąć? - Riker spojrzał na parę.
- To program na żywo. - wszystkich zamurowało. Chłopaki pomachali do kamery. W duszy mieli nadzieję, że ta sytuacja rozśmieszy oglądających. - Dobrze, może porozmawiamy o trasie koncertowej? - para natychmiastowo uspokoiła się.
- Tak, planujemy ją od nie dawna, ale na pewno będzie. - zapowiedział Rocky.
- Po jakich krajach?
- Ymm... Wielka Brytania, Stany Zjednoczone. To jeszcze ustalamy.
- Lauro, co o tym sądzisz?
- Ja sądzę... że to świetny pomysł. - posmutniała, ale nie dała tego po sobie znać.
- Rozstaniesz się z Rossem na cztery miesiące? Podobno ty będziesz chodzić do szkoły.
- Bo będę. I sądzę, że trzeba zrobić przerwę.
- Widzimy się za kilka minut. - światełko w kamerze zgasło. Laura wstała natychmiastowo z fotela i wybiegła z sali. Nikt nie zauważył, gdzie wybiegła. Rodzeństwo rozdzieliło się, by jej poszukać, natknął się na nią Riker. Wołała taksówkę.
- Czekaj, chwila! Laura, Ross zamierzał ci powiedzieć.
- A kiedy? - brunetka spojrzała na niego ze łzami w oczach. - Załatwiamy sprawy z serialem, ze szkołą, a ja dopiero teraz dowiaduję się, że nie zobaczę mojego chłopaka przez cztery miesiące! Dziękuję bardzo! - taksówka zatrzymała się, a dziewczyna wsiadła.
- A program?
- Trudno. Poradzicie sobie sami.

♪ Laura ♪

     Bardzo zraniła mnie wiadomość o trasie koncertowej. Czemu nie powiedzieli mi od razu, gdy już to ustalili? Nawet już wiedzą na ile wyjeżdżają, a ja dowiaduje się ostatnia.
     Wbiegłam na górę do pokoju Vanessy. Zaczęłam wywalać wszystkie rzeczy blondyna. Spakowałam je szybko do walizki na chama. Ross nie wziął swoich kluczy do domu, ponieważ wiedział, że po programie idziemy na kolację do Lynchów. Zabrałam je z łóżka i włożyłam pod lampę, która stała na szafce nocnej.Wzięłam oryginalne klucze i wychodząc z walizką zamknęłam dom.
    Zapukałam zrozpaczona do domu R5. Otworzyła mi Vanessa. Wparowałam do środka wbiegłam na górę rzuciłam walizkę na środek pokoju i zeszłam na dół.
- Siostra, co się stało? Wprowadzasz się, czy co? - szatynka stała zamurowana w salonie. Ryland patrzył na to wszystko dziwnym wzrokiem.
- Nie chcę już więcej widzieć Rossa na oczy! Niech nie dzwoni, ani się nie odzywa!
- Ale wytłumacz czemu?
- Niech sobie wyjeżdża w tą trasę koncertową, nie obchodzi mnie to! On sam mnie nie obchodzi! - krzyknęłam. Siostra objęła mnie, a ja przytuliłam się do niej i rozpłakałam. Ryland podszedł do nas położył mi rękę na ramieniu.
- Znam swojego brata. Skoro do tej pory ci tego nie powiedział, znaczy, że coś planuje. - oznajmił najmłodszy.
- Ja też go znam. Zawsze mi o wszystkim mówił. - usiedliśmy na kanapie.
- On wprowadził się do ciebie, bo chciał cię chronić.  Nadal grozi ci niebezpieczeństwo ze strony Petera.
- Nie, już nie. Dzisiaj kończy mu się przepustka.
- A jeśli nie wróci do więzienia?
- To go złapią.
- Cała reszta ma potem zdjęcia, posiedź trochę z nami.
- Nnoo.. dobrze. Obejrzyjmy kawałek tego wywiadu. Może już koniec przerwy.

♪ w tym samym czasie, narrator ♪

     Zamaskowany chłopak szedł przez ulicę. Nagle ujrzał wielki, dwupiętrowy, ładny, luksusowy dom. Rozejrzał się po okolicy. Nikt nie patrzył, nikt nie przechodził.
    Przebiegł przez ogród i próbował otworzyć drzwi. Były zamknięte. Nie był uzbrojony, więc zaszedł dom od tyłu i otworzył bez przeszkód drzwi od kuchni. Wszedł i rozejrzał się. Wbiegł na górę i powoli zaczął zwiedzać wszystkie pomieszczenia. Po łazience poznał, że mieszka tu jakaś bogata dziewczyna. Wchodząc do nieznanego pokoju zobaczył od razu, że lampa jakoś krzywo stoi. Podniósł ją i ujrzał klucze. Były one od tego domu. Wziął je w kieszeń. Lampę odłożył, zabrał cenne małe rzeczy. Wybiegł drzwiami od kuchni. Wracając, miał już worek, broń i maskę, która zasłaniała mu większą część twarzy. Teraz tylko czekać, aż ktoś, kto tu mieszka. Oprowadzi go po tym domu, zabierze wszystko co cenne... I nikt go nie złapie, bo potem zastrzeli tą dziewczynę, pistolet wyrzuci z normalnymi śmieciami. Czyż plan nie idealny?

♪ Laura ♪

       Wracałam do domu dość późno, ponieważ odwiedziłam jeszcze Raini i Caluma, opowiadając im o wszystkim. Byłam przybita. Ledwo otworzyłam drzwi od domu. Weszłam i zamknęłam je od środka. Stanęłam na korytarzu załamałam ręce. Kilka łez poleciało mi po policzku. Westchnęłam.
- Ręce od góry! Nie waż się dzwonić na policję! Pokażesz mi wszystkie cenne rzeczy, a ja cię wypuszczę. - odwróciłam się. Facet w kominiarce mierzył we mnie pistoletem. Byłam w totalnym szoku. - Drogie, szybko! - poszłam do kuchni, totalnie oszołomiona. Kazał otworzyć mi worek i spakować w niego wszystko cenne. Wrzuciłam zastawę, nową mikrofalówkę o mikser. Z następnych pomieszczeń brałam tylko rzeczy wyglądające na drogie. Kupowałam ładne rzeczy, a nie drogie, ale nad tym nie miałam czasu myśleć. Myślałam tylko jak się wydostać ze szponów złodzieja. Byłam zrozpaczona.
- T-to już wszystko.
- Na pewno?!
- Tak. - podniosłam ręce wysoko.
- Dobra, ty nic nie widziałaś, jasne? - pokiwałam głową na tak. - Mam klucze i mogę wrócić. Więc nie radzę ci skarżyć. Choć... wolę mieć pewność. - powiedział i strzelił, ja uniknęłam pierwszego wypału. Drogi trafił mnie w rękę. Padłam na ziemię, ale nadal byłam świadoma. Boże, jak to bolało. On stanął nade mną i spojrzał na mnie. Wycelował w moją głowę. Ja użyłam zdrowej ręki i walnęłam w broń, przez co facet spudłował i trafił w tą samą rękę. Krzyknęłam i zwijałam się z bólu. On strzelił jeszcze raz, trafiając mi w plecy. Wtedy zemdlałam i dalej... nie pamiętałam już nic.

::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::

Krótki, ale mam nadzieję, że ciekawy :)
YAY! 3000 wyświetleń! Trzy tysiące! Jak ja się cieszę! Dziękuję wam! Z tego szczęścia, wstawiam wam rozdział!
Wyświetlenia: trzy tysiące siedemnaście
komentarze: pięćdziesiąt pięć
Dziękuję wam, kochani :D Jestem dumna ze swojego bloga.
I chciałabym być również tak dumna z mojego drugiego, nowo założonego bloga z przyjaciółką.
Teraz na razie trwa u nas "Back to school" :) Radzimy tam na przykład co robić gdy masz złe oceny, sposoby na naukę itd. Na razie jest pierwszy post z tej serii, ale będzie ich o wiele więcej! Zapraszam!
https://sablarina-and-aleks-blog.blogspot.com


poniedziałek, 24 sierpnia 2015

One Shot "Chyba cię kocham"

One Shot dla ponczek54 :)

:::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::

     Słońce świeciło wesołymi promieniami, oświetlając cały świat. Niektórzy opalali się, niektórzy siedzieli w domu, niektórzy wyjeżdżali, a niektórzy się smucili, że świat może być wesoły.
     Pewien blondyn siedział na łóżku i czytał książkę pod tytułem "Kraina śmierci". Uwielbiał tę powieść. Choć jeden autor rozumiał, że nie wszyscy muszą być szczęśliwi.
- Austin! Zejdź na dół! - krzyknęła mama chłopaka z dołu. Posłuchał jej.
     W drzwiach ujrzał dziewczynę o blond włosach i wesołych, niebieskich oczach. Nie był zachwycony.
- Poznaj nową korepetytorkę z biologii.
- Witaj, jestem Amy Harper. Cieszę się, że mogę cię uczyć. - podała chłopakowi rękę.
- Cześć, chodź na górę. - poprosił blondyn i po chwili znaleźli się w jego pokoju.
- Fajny masz pokój. Przytulny. - dziewczyna rozejrzała się po niebieskich ścianach i instrumentach i obrazkach na nich wiszących.
- To z czego chcesz mnie uczyć? - odparł chłopak bez entuzjazmu.
- Austin, podobno nie radzisz sobie z biologią. - powiedziała wesoło.
- To chyba moja sprawa z czym sobie nie radzę. Wystarczyło tylko powiedzieć "biologia". - wyjął książkę z półki.
- Jesteś beszczelny!
- Bezczelny.
- Twoja mama mówiła, że ty jesteś taki jakiś dziwny. Ale chce zarobić, więc mi nie ubliżaj i zacznij się uczyć, idioto. - powiedziała i otworzyła książkę.
- I kto to mówi? - otworzyłem książkę na właściwej stronie.
- Biologia to inaczej rozbudowana przyroda. W tej klasie będziesz miał rozkładanie żab na kawałki, poznasz różne robale. Lekcja pierwsza skończona.
- Jest połowa grudnia. Jesteśmy na temacie ptaków. - Austin pokazał książkę Amy, która już zabierała swoją torbę.
- Wiesz co to skowronek? Wrona? - blondyn poczuł, że ta dziewczyna nie ma bladego pojęcia o biologii i robi sobie z niego żarty. Jak każdy w szkole.
- Może lepiej wyjdź i nie wracaj. - powiedział bez entuzjazmu chłopak, a blondynka wybiegła z pokoju. Austin wybiegł za nią, stanął u szczytu schodów i rzucił na nią torbę, przez którą Amy przewróciła się na twarz, gdy brała pieniądze od jego rodziców.

~♥~

      Następnego dnia w szkole, Austin ujrzał byłą korepetytorkę z jego największym wrogiem. Nie dziwiło go to w ogóle. Przecież powiedział, by nie wracała.
- Austin, siema. - przywitał się z nim David przytulając Amy. Blondyn minął go i podszedł do swojej szafki. - Ej, głuchy? Przywitałem się. - David szarpnął go, przez co Austinowi książki wypadły na ziemię. Pozbierał je i zamknął szafkę. Postanowił odejść, ale Harper szarpnęła go za plecak, przez co wywalił się i walnął głową o szafkę. Na chwilę stracił świadomość.
- Idioci! Jak możecie?! Co ona wam zrobił?! - usłyszał krzyk obok siebie, ale widział tylko mgłę. - Halo? Słyszysz mnie? - blondyn zorientował się, że to do niego i pokiwał głową na "tak". - A widzisz?
- Nie. - odpowiedział cicho.
- Możesz wstać? Pomogę ci. - dziewczyna próbowała złapać jego rękę, ale on ją odsunął. - Chcę ci tylko pomóc. - Austin myślał, że dziewczyna zaśmieje się. Jednak nie zrobiła tego. To sprawiło, że zaufał jej. Podał jej rękę, a ona pomogła mu wstać. Powoli odzyskiwał wzrok.

♪ Ally Dawson ♪

      Stałam sobie spokojnie przy swojej szafce i szukałam kolejnego tematu, który miał być teraz na chemii, gdy usłyszałam jakiś rumot. Zobaczyłam leżącego blondyna, który trzymał się za głowę. Obok leżały jego książki, które musiał upuścić podczas upadku. Podbiegłam do niego i od razu domyśliłam się kto mu to zrobił. Nakrzyczałam na parę stojąco obok i śmiejącą się. Chciałam pomóc chłopakowi, jednak on za pierwszym moim podejściem odsunął rękę. Dopiero za drugim mi zaufał. Podeszła do nas nauczycielka.
- Austin? Co ci jest? -  zapytała, ale on nie był w stanie odpowiedzieć. Wspierał się na moim ramieniu.
- Oni go ogłuszyli! - wskazałam na blondynkę i bruneta.
- Skąd ja to wiedziałam! David! Zostaw tego chłopaka w spokoju! A ty, Amy? Takie grzeczne dziecko! Do gabinetu dyrektora! To już nie pierwszy raz! Ally, pomóż Austinowi dojść do szkolnej pielęgniarki.
- Oczywiście. - powiedziałam i od razu wypełniłam rozkaz.
       Gdy doszliśmy pod gabinet szkolnej lekarki, Austin chyba odzyskał wzrok, ale jeszcze był słaby. Zapukałam do gabinetu.
- Proszę! - usłyszałam ze środka i otworzyłam drzwi. Pielęgniarka spojrzała na mnie i od razu pomogła mi położyć chłopaka na łóżku.
- Austin? Słyszysz mnie? - zapytała kobieta.
- Tak. I widzę, pani Potter. To nic takiego. - odpowiedział blondyn ze smutkiem.
- Nic takiego? Bardzo mocno walnąłeś o tą szafkę! Pani Potter, ja mogę opowiedzieć co się stało.
- Nie trzeba, Ally. Austina dość często tu widzę i ciebie też. Na takich jak wy, mówię depresanci. Już widzę, że to tylko chwilowe stracenie świadomości. Już powinno być okey, ale będziesz się czuł słabo. Może wypisać ci zwolnienie?
- Nie, nie trzeba.
- Austin, czy możesz już wstać? - zapytała mnie pielęgniarka.
- Już jest okey. - wstał.
- Chciałabym pogadać z Ally. To również ważne. Weź te witaminy. - podała blondynowi tabletki. - Jedną co godzinę. Chociażbyś wszystkie naraz połknął to i tak nic ci to nie da. Jest ich za mało, a pokój z lekami, od twojego ostatniego wybryku, jest zamknięty. To nie szkodliwe tabletki, ale pamiętaj, jedną co godzinę. Poprawi ci to zdrowie, ale może i humor. No, weź teraz jedną. - powiedziała kobieta i dała Austinowi szklankę z wodą. Chłopak połknął jedną witaminę. - Następna... - nie dokończyła, ponieważ zabrzmiał dzwonek na lekcje. - ... przed twoją kolejną lekcją.
- Dobrze. Ja już pójdę.
- Czekaj, ja cie odprowadzę. Za chwilę wyjde. - powiedziałam, a on tylko kiwnął głową, że "okey" i wyszedł. Usiadłam na łóżku.
- Jesteś taka silna. Przeżyłaś taką silną tragedię i jeszcze masz siłę pomagać innym. - powiedziała pani Potter.
- To nic takiego. Nie znam tego chłopaka, ale widzę, że chyba ma depresję. Ja już prawie się z tego wyleczyłam, ale... nadal mam blizny. - podniosłam rękaw bluzki.
- Tak... Austin to bardzo wrażliwy chłopak. Rzadko się uśmiecha. Ostatnio stracił swoją swojego najbliższego przyjaciela. Słyszałaś może?
- Tak, oczywiście. Smutno mi z tego powodu. Znałam tego chłopaka. Ale czy mogę pomóc jakoś Austinowi?
- Zachowuj się przy nim tak, jak on by chciał, byś się zachowywała. Niech znajdzie w tobie przyjaciela. Miłość i przyjaźń uleczy prawie każde serce. Niestety, prawie. Większość osób, które mają depresję, odrzucają od siebie inne osoby. Takie przypadki jak właśnie Austin, tak robią. Stracił przyjaciela, do którego był bardzo przywiązany. I teraz tego przywiązania się boi. Pomóż mu. Masz dobre serce i wiem, że dasz radę. - powiedziała, a ja uśmiechnęłam się.
- Dobrze. Postaram się. - byłam już przy drzwiach. - Do widzenia.
- Do, mam nadzieję, że nie w smutnych sprawach, zobaczenia.
- Jednak czekałeś. - spojrzałam na blondyna. - Dziękuję. 
         Szliśmy chwilę w ciszy. Obaj ze spuszczonymi głowami na dół.
- Co masz teraz za lekcje? - zapytałam.
- Biologię. Nie cierpię jej.
- A ja kocham biologię, twierdzę, że jest bardzo ciekawa. - odparłam bez entuzjazmu, bo przypomniałam sobie, kto również kochał ten przedmiot i słowa pielęgniarki.
- A... masz może czas dzisiaj po szesnastej? - zapytał. - Mama próbuje mi znaleźć korki z tego i przez to robię sobie tylko wrogów. - spojrzał na mnie.
- Okey, chyba nie mam planów. Muszę iść na lekcje. Do szesnastej. - pożegnałam się.
- Cześć.

♪ Austin ♪

      Jeszcze żadna osoba nie zachwyciła mnie swoim charakterem tak jak Ally. Nie śmiała się ze mnie i była zupełnie poważna, gdy mi pomagała. Zaufałem jej i czuję, że słusznie.

♪ Ally, godzina szesnasta ♪

     Chciałam do nowego kolegi pójść drogą, którą zawsze kochałam chodzić jak byłam mała. I jestem po prostu w szoku, jak poglądy ludzkie się zmieniają, względem niektórych zdarzeń.
      Tak, uśmiechałam się już, byłam wesoła. Ale gdy przypominałam sobie o mamie, i co zrobiła, od razu płakałam. To smutne, że już przy mnie jej nie ma.
Mijałam zarośnięty plac zabaw, na którym bawiłam się, gdy byłam mała. Już nikt się na nim nie bawił i się nim nie interesował.
Wiatr poruszył delikatnie moimi włosami. Poruszył również huśtawką, która zaskrzypiała głośno. Po moich policzkach spłynęły dwie wielkie łzy.
    Zapukałam do domu Moonów. Otworzyła mi niska kobieta w fartuszku.
- Dzień dobry. Kim jesteś? - zapytała.
- Ja do Austina. Trochę się spóźniłam.
- A co to za blizny? - zapytała i złapała mnie niegrzecznie za ramię.
- Zwykłe blizny, nie ma co się nad tym rozczulać. - schowałam rękę za plecy.
- Po co przyszłaś do mojego syna?
- Prosił mnie o korepetycję z biologii. Mogłabym wejść?
- Dzisiaj ma przyjść inna korepetytorka. Jest na pewno mądrzejsza i ładniejsza od ciebie. Do widzenia. - zamknęła mi drzwi przed nosem. Naprawdę zraniły mnie jej słowa.
    Postanowiłam pójść do domu.
- Ally! Czekaj! - odwróciłam się, a za mną biegł Austin.
- Chyba mnie tu nie chcą, wybacz.
- Moi rodzice nie, ale ja chcę, żebyś mnie uczyła. Mam pewność, że znasz się na rzeczy, a nie jak te korepetytorki, które załatwiają mi rodzice.
- Przecież mnie nie znasz.
- Ale zaiponowałaś mi. I... chyba ci zaufałem.
- A ja tobie. Dobra, chodź. - już zmierzałam do drzwi.
- Ally, czekaj.
- Hmm?
- Możesz się uśmiechnąć? - zapytał. Zrobiłam to nieświadomie. - Dziękuję. Dawno nie widziałem szczerze uśmiechniętej osoby.

~♥~

         Brunetka przychodziła do blondyna prawie codziennie, kiedy miała wolny czas, odwiedzała go, ale czasem bez książek, tylko żeby pogadać. Austin czuł coraz bardziej, jak bardzo polubił Ally.
         Opowiadali o sobie nawzajem i wiedzieli o sobie coraz więcej. Po dwóch tygodniach Austin wiedział, jak zmarła mama Ally, zaś ona wiedziała już w szczegółach, czemu chłopak już się nie uśmiecha. Opowiadali sobie o swoich znajomych, o swoim dzieciństwie, życiu, a przy okazji blondyn był coraz lepszy z biologii. Jego mama powoli zaczęła akceptować nową przyjaciółkę i korepetytorkę syna, jednak nadal nie pasowały jej blizny, które dziewczyna miała na ramieniu. Z dnia na dzień zanikały.
- Austin, może wiesz, czemu Ally ma takie szramy?
- Nie, nic mi nie mówiła. I tak bym ci nie powiedział, gdyby to zrobiła.
- Och, ale czemu? Przecież jestem twoją matką.
- A ja twoim synem i umiem sam decydować o życiu.
         Jednak jego samego dręczyła tajemnica najlepszej koleżanki. Myślał o tym w nocy, w szkole, kiedy spędzał z nią czas, przy śniadaniu, obiedzie, kolacji i nie umiał nie myśleć o tym nawet, gdy mył zęby. Jednak już trochę poznał Ally i wiedział, że od razu mu nie powie, jeśli on zapyta. Jednak w końcu zdobył się na odwagę.
- Patrzyłam ostatnio na ostatnie strony książki. Są tam bardzo trudne obliczenia matematyczne. A sobie z nią nie radzę. Może przez przypadek jesteś dobry z matmy? - zaśmiała się brunetka.
- No przez przypadek tak. - Austin uśmiechnął się. Nauczył się już nawet śmiać, ale było nadal dla niego to trudne.
- Cieszę się, że jesteś szczęśliwy.
- Dzięki, ale mam pytanie. Czy mogłabyś mi to powiedzieć?
- Postaram się.
- Skąd... te blizny? - zapytał prosto z mostu.
- Myślałam, że nie długo o to spytasz. Wszyscy się pytają, ale czuję, że tylko tobie mogę powiedzieć.
- Ja nikomu nie powiem.
- Moja mama była najcudowniejszą mamą jaka istniała na świecie. Pozwalała mi jeść od czasu do czasu lody na śniadanie, ale zawsze wiedziała, że potem będzie bolał mnie brzuch. I tak próbowała mnie tego oduczyć. Wiem, brutalny sposób, ale skuteczny. Czasem nawet zjechała ze mną na zjeżdżalni dla dzieci, a potem uciekałyśmy przed strażnikiem placu zabaw. Bawiła się ze mną w hula-hop. Ale kiedyś, kiedy odbierała mnie ze szkoły, przechodziłyśmy przez ulicę. W sumie to ja wybiegłam na tą ulicę, bo zauważyłam małego kociaka na chodniku na przeciw. Kotek uciekł, a ja stałam na środku drogi. Mama wybiegła za mną, popchnęła mnie na drugą stronę, a sama wpadła pod tira. Płakałam i płakałam potem cały czas. Tata nie był taki troskliwy jak mama, ale był surowy i wychował mnie na grzeczną dziewczynę. Po roku przyszłam na To miejsce. Usiadłam na ławce i miałam przed oczami tą scenę. Wyjęłam nożyczki z plecaka, bo wtedy akurat wracałam ze szkoły. I wiesz. Wtedy zrobiłam sobie te blizny. Było to sześć lat temu, ale ja... trzy miesiące temu poprawiłam je. - po jej policzkach spłynęły łzy. Austin przytulił ją. Wiedział, że tak tylko mógł ją pocieszyć. Poczuli wtedy takie motylki w brzuchu. Ale żadne z nich się o tym sobie nie przyznało.

~♥~

      Po kilku kolejnych spotkaniach, Austin zrozumiał, że czuje coś do Ally. Uświadamiał to sobie długo i nie mógł się z tym jakoś pogodzić. To jego przyjaciółka! Przecież on wszystko zniszczy!
- Kocham cię i nie pozwolę cię skrzywdzić. - ćwiczył przed lustrem. Jednak bał się wyrazić tego co czuje brunetce w oczy. Ćwiczył dalej.
      W tym samy czasie Ally chciała odwiedzić przyjaciela. Weszła do jego domu i już zmierzała do jego pokoju, gdy usłyszała, że chłopak mówił do siebie.
- ... poprawiaj sobie blizn na rękach. Mnie to.. - coś upadło. - wisi. Zaufałem ci i czułem, że słusznie. Chyba się pomyliłem. - Ally płakała gorzko. Wybiegła. Austin usłyszał ją i zobaczył, że chyba Ally usłyszała co mówił. Pobiegł za nią. Już miała przebiegać przez ulicę. Chłopak dogonił ją i zatrzymał. Auto mrugnęło im przed oczami. Upadli razem. Austin wstał i popatrzył na nieprzytomną brunetkę, leżącą obok niego na chodniku.

~♥~

    Blondyn chodził w tą i z powrotem po sali, w której leżała jego przyjaciółka. Co chwila patrzył na dziewczynę. Myślał co jej powiedzieć, ale nic nie mógł wymyślić. Nagle ujrzał, że Ally mrugnęła. Podbiegł do jej łóżka i złapał ją automatycznie za rękę. Dziewczyna wzięła ją.
- Ally? Słyszysz mnie?
- Nie. Czemu nie dałeś mi zginąć? - zapytała.
- Co? Przecież...
- Mówiłeś, że mogę sobie poprawiać moje blizny na rękach. I tobie to wisi. I mówiłeś, że mi zaufałeś, ale się pomyliłeś.
- Nie, to nieprawda! Mówiłem, zacytuję: "Nigdy już nie poprawiaj sobie blizn na rękach. Mnie to.." wtedy upadła mi suszarka mamy, którą tam zostawiła i powiedziałem, że "ten drut nie potrzebnie tu wisi". Mogłaś nie usłyszeć początku. I mówiłem, że ci zaufałem. Ale potem powiedziałem, że "chyba mi się pomyliło". Bo mam czwórkę z gramatyki.
     Ally patrzyła na Austina z uczuciem... smutku.
- Ale czemu tak mówiłeś?
- Bo... bo jesteś dla mnie ważna.
- A ty dla mnie.
- Chyba cię kocham. - powiedzieli jednocześnie po chwili przerwy. Zaśmiali się, a Austin przytulił mocno brunetkę.

~♥~

     Gdy Ally wyszła ze szpitala, Austin obiecał, że już zawsze będzie wesoły. A ona obiecała, że blizny znikną na zawsze. Od czasu tej sytuacji, byli najpopularniejszą parą w szkole i teraz to oni byli bardziej znani niż David i Amy.
      Byli szczęśliwą parą, mimo swej przeszłości. Austin zdał na szóstkę z biologii i to wszystko dzięki swojej dziewczynie. W ich życiu zapanował spokój.