- No dobra, ja spadam do domu, jutro szkoła, a ja się jeszcze muszę pouczyć. - powiedziała Laura do Raini i Van spoglądając na zegarek.
- Odprowadzić cię? - zapytała Vanessa.
- Nie, dam sobie radę. Paa! Raini, wpadnij jutro po mnie.
- Spoczko, siemka!
- Pa!
Laura niosła swoje torby z zakupami do domu. Gdy już prawie była w domu, wyciągnęła telefon, a wtedy akurat Ross żegnał się z Calumem. Gdy blondyn właśnie sprzątał popcorn z ziemi, usłyszał trzask drzwi.
- Laura? - zapytał wchodząc na korytarz.
- Cześć kochanie. - powiedziała brunetka i przytuliła się do chłopaka.
- Wezmę torby. Zrobiłem obiad. Zjesz?
- Nie. Jadłam na mieście. - Ross spojrzał na swoją dziewczynę z lekką złością.
- Ja tu o ciebie dbam, a ty jesz na mieście? - założył ręce.
- Emm... tak?
- Ech... To potem sobie odgrzejesz. - pocałował ją w czoło, wziął torby i poszedł na górę.
Laura odwróciła się i ujrzała nowy dywan. Oparła się o próg. Uśmiech zszedł jej z twarzy. Ross schodząc na dół, zauważył to. Podszedł do niej i objął mocno.
- Już jest okey. - powiedziała brunetka i poszła do kuchni, łapiąc za rękę chłopaka.
♪ kilka godzin później ♪
Telefon dzwonił uparcie na stoliku obok pootwieranych książek, dwóch długopisów, ołówków i obok samej Laury, drzemiącej na kanapie.
- Laura? Telefon ci dzwo... - blondyn ujrzał śpiącą Laurę. - ...ni.
Podszedł do telefonu i włączył aplikację automatycznej wiadomości. Polegało to między innymi na tym, że osoba, która po prostu nie chciała odbierać telefonu mogła odsłuchać jak osoba dzwoniąca nagrywa pocztę.
- Witamy, tu bank "Mind dolar". Rok temu wyciągnęła pani pożyczkę o wysokości dwóch tysięcy dolarów. Nie spłacała pani pieniędzy w terminie. Można wpłacić pieniądze do naszych oddziałów lub wysłać paczką lub listem albo oczywiście do naszego biura w Nowym Jorku. Dziękujemy, prosimy o oddzwonienie.
- Och, Laura, Laura. - westchnął, przykrył dziewczynę kocem, pocałował w głowę i sprzątnął wszystkie książki ze stolika.
♪ rano ♪
- Hey, gdzie Laura? - weszła do środka Raini i rozejrzała się po pomieszczeniu.
- Szykuje się. - powiedział Ross słabym głosem. Spojrzał się na Raini i przeciągnął się.
- Wątpię czy jesteś zmęczony. Czym się martwisz? - zauważyła szatynka.
- Niczym. Nie wyspałem się. Laura! Chodź już! - krzyknął blondyn spoglądając na schody.
- Już, już idę. - zeszła ze schodów brunetka, trzymając w ręku klucze. - Wychodzimy?
I zmierzyli do szkoły. Przy okazji gadali trochę o nauczycielach. Gdy doszli do szkoły, Rossa zaczepił jego kolega.
- My idziemy na zajęcia. - powiedziały dziewczyny i zostawiły chłopaków.
- Co jest Rossowi? - zapytały siebie jednocześnie, gdy znalazły się na korytarzu szkolnym.
- Ty nic nie wiesz? - zapytała Laura, załamując ręce.
- Ty z nim mieszkasz. - powiedziała Raini westchnąwszy.
- Dobra, pogadam z nim... chodźmy na lekcje...
- Laura, zgłaszałaś się przy sprawdzaniu obecności. Więc bądź obecna! - krzyknęła pani Allan odbierając brunetce zeszyt z rysunkami.
- Ale proszę pani! Czemu? Ja mam rozdzielną uwagę! - broniła się dziewczyna zawzięcie.
- Czy jednocześnie rysujesz, myślisz o chłopakach i słuchasz?
- Nie myślę o chłopakach. Mogłaby mi pani oddać zeszyt?
- Dostaniesz go od wychowawcy.
- Ale...
- Nie dyskutuj!
- Ja...
- Czy ty zamierzałaś zabluźnić!? - krzyknęła nauczycielka, aż osoby siedzące w pierwszej ławce wzdrygnęły się, a Kevin, siedzący w ławce drugiej, przekreślił sobie cały zeszyt jedną długą linią, ponieważ ręka, która podpierała mu brodę przestraszyła się i zjechała na dół, przez co Kevin uderzył się w głowę [omg co ja pisze XD Taka tam nawiedzona ręka xd ~ Aleks xd ]
♪ Laura ♪
Co za jędza... Ja nie mogę...
- Ale to nasza ostatnia lekcja, ja muszę mieć ten zeszyt.
- To odbierzesz go sobie jutro. - powiedziała wielka jędzowata czarownica.
I dzwonek. Całe szczęście!
Wyszłam pierwsza. Trudno, jutro to jutro. Pójdę poszukać Rai...
- Jak łazisz?!
- Właśnie cię szukałam. - pomogłam przyjaciółce zebrać książki.
- Sorki, nie wiedziałam, że to ty.
- Nie ważne. Wiesz, że ta jędza Callister zabrała mi zeszyt?
- Jaki zeszyt?
- No z rysunkami, a jaki?
- Ja nie wierze, rysowałaś na jej lekcji?! - krzyknęła Rodriquez, gdy wyszły na ulicę.
- Nie mogę się jej patrzeć w oczy, bo jej nienaturalne godzillowe brwi i rzęsy są... ohydne, nie oszukujmy się. Są n a d n a t u r a l n e. - zaśmiałyśmy się.
- Z czeeego się śmiejecie? - zaskoczył nas Ross od tyłu.
- Z nadnaturalnych brwi pani Allan. Wyobrażasz sobie, zabrała mi zeszyt.
- Ten rysunkowy?
- No.
- Miałaś tam coś niewłaściwego? - zapytał obejmując mnie.
- W sumie... to... nic.
- Więc nie powinnaś się martwić. - pocałował mnie w czoło.
Zaczęłam się zastanawiać czy spytać się, czy coś się stało. Musiało się coś stać.
- Ross? A czy... em... Robisz dzisiaj obiad?
- No dobra. Wiecie co? Chyba zbiera się na deszcz. Chodźmy już.
♪ kilka dni później, narrator ♪
Ross oglądał film. W sumie to nie oglądał, tylko myślał. Myślał o telefonie z banku.
- Laura! - wstał i zmierzył poszukać brunetki. - Laura? - zajrzał do pokoju dziewczyny, jednak tam jej nie było. Przeszukał kuchnię, salon, korytarz nawet. Wreszcie poszedł do pokoju Vanessy, tam też jej nie było. W końcu poszedł do pokoju muzycznego. Zanim do niego wszedł, usłyszał pianino.
Wszedł do pokoju niezauważalnie i usiadł obok dziewczyny. Zaczęli razem grać jakąś bezsensowną melodię. W końcu blondyn przestał grać, a brunetka razem z nim.
- Wiesz, jak wróciłaś ze szpitala, w niedzielę, zadzwonił do ciebie telefon. - zaczął Ross. Laura już wiedziała, że za chwilę chłopak powie jej powody swojego przygnębienia i wsłuchała się uważnie. - I wtedy dzwonił bank. Powiedzieli, że nie spłaciłaś dwóch tysięcy. Jak byłaś w NY. Możesz mi opowiedzieć więcej, co tam robiłaś? Powiedziałaś, że gdzieś pracowałaś.
- W KFC.
- Ale przez cały rok? No bo... no...
- Jak pojechałam, to po miesiącu zabrakło mi kasy. Wzięłam pożyczkę.
- Ale powiedz coś więcej.
- Po pewnym czasie tego też mi zabrakło.
- Kradłaś? - spytał i spojrzał na brunetkę. Ona pokiwała głową na tak i spojrzała na klawisze. Blondyn winny, że przywołał jej złe wspomnienia, odwrócił jej głowę do siebie i pocałował, co brunetka odwzajemniła. Dziewczyna przytuliła się do niego mocno.
- Tym tak się martwiłeś?
- Od czasu tych wypadków boję się kilkaset razy bardziej. Martwię się o ciebie, bo cię kocham. - pocałował ją jeszcze raz.
- Ja ciebie też.
:::::::::::::::::::::::::::::
Nie będę już mówić za ile pojawi się kolejny rozdział, bo kłamczę :|
Proszę o komentarze. To serio motywuje. I chociaż będą już ze dwa komentarze to napiszcie jeszcze ten trzeci, czwarty. Bo na tym serio mi zależy. Nie chodzi oczywiście o zarabianie czy coś, przecież jestem za młoda, żeby zarabiać na blogach, robię to tylko i wyłącznie dla przyjemności. Ten kto prowadzi jakiegoś bloga, to wie, jak to motywuje i jak to zachęca do pracy.
Tylko dwie blogerki mi tu komentują (mega to doceniam, komentujcie dalej XD ) Ale no... tak się czuję jakby nikt tego inny nie czytał. Prolog zobaczyło ponad 120 osób. Nikt nie dodał komentarza od czasu dwóch kopii komentarza mojej kumpeli (klikło jej sie ;p)
To ja spadam kończyć kolejny rozdział.
*.* ♥
OdpowiedzUsuńMeeeeega <3 <3 To jest super <3 świetnie piszesz <3
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie: samisally.blogspot.com