♪ Laura ♪
Już chwytałam za klamkę, gdy ktoś od tyłu chwycił mnie za ramie! Tak się wtedy przestraszyłam, że moje serce było w gardle. Odwróciłam się do tej osoby, ale nikogo tam nie było... Weszłam bezmyślnie do pokoju Peter'a, ale tam już nikogo nie było. Rozejrzałam się. I jednak Peter stał przy drzwiach od łazienki.
-Co to miało być?! Z kim rozmawiałeś?
-Co? Lau, o czym ty mówisz..? Przecież się przebierałem. Nie rozumiem cię, skarbie.
-Nie skarbuj mi tu. Miałeś sie przebierać, nie z kimś gadać.
-No przecież jestem przebrany.-omiotłam go wzrokiem. Był ubrany.
-Ale... Nie rozumiem, ja słyszałam...-machnęłam ręką i coś zrzuciłam z komody. Spojrzałam na ziemię.
-Czy to mój telefon?-podniosłam z podłogi przedmiot.
-Tak. Miałem ci go oddać, jak bym wychodził do pracy. A wychodze za dwie godziny.
-A nie pomyślałeś, że może mi być potrzebny?! Mógł dzwonić reżyser, z jakąś ważną sprawą...
-Ty nadal nie pamiętasz jego nazwiska? To Kopelow.
-Nie mówimy teraz o tym! I nie przerywaj mi. Ja mam mieć cały czas dla ciebie, a ty nawet nie masz pięciu minut na oddanie mi smartphona?!
-Nie denerwuj sie, Lau.
-Ile ja musiałam już przerwać spotkań? Ile razy?
-A skąd ja mam wiedzieć? Masz mieć dla mnie czas, rozumiesz? Inaczej powiem wszystkim, że jak przyjechałaś do New Yorku w pierwszy tydzień mieszkałaś na ulicy.-przybliżył się do mnie i złapał za nadgarstek bardzo mocno.
-Czy ty mi grozisz?-zapytałam z przestrachem. Wzmocnił uścisk. Auu...
-A jeśli?
-Nie możesz mi tego zrobić... Strace przyjaciół, odwrócą się ode mnie, powiedzą, że kłamałam...-w moich oczach pojawiły się łzy. Z bólu i ze strachu.
-Nie obchodzi mnie to. Jeśli jeszcze raz na mnie krzykniesz, lub nie przyjdziesz na zawołanie... powiem, powiem wszystko.-ze złości zacisnął zęby, a ja z bólu opadłam na podłogę. Oderwał dłoń od mojego nadgarstka. Był czerwony. Prawie siny. Złapałam się za niego odruchowo. Ukucnął przy mnie-A teraz wychodze. Mieszkanie jest do twojej dyspozycji. Bo przecież ja tak bardzo cie kocham.-podniósł mój podbródek. I spojrzał w moje oczy.
Zmierzył do wyjścia wcześniej zabierając klucze. Ja oparłam głowę o komodę. Wstałam nadal trzymając się za nadgarstek i oparłam się o próg.
-Peter. Czekaj.
-Co? Nie mam czasu.
-Do pracy idziesz za dwie godziny. Gdzie wychodzisz?-przełknęłam łzy. Podszedł szybkim krokiem do mnie.
-Wiesz, nie powinno cię to obchodzić. Ale nie śpieszy mi się.-złapał mnie za ręce, ale już lekko. Musnął moje wargi.
Bałam się tego, co teraz zrobi. Co zamierza. Ale długo się zastanawiać nie musiałam. Pocałował mnie, ale ja się wyrywałam. Rzucił mnie brutalnie na łóżko. Szarpałam się, ale on był za silny. Ściągnął mi buty, i już prawie ściągnął bluzke. Ja jakoś się wyrwałam i spadłam pod łóżko. Podniósł mnie, i znów to robił.
-Przestań! Przestań, rozumiesz?!-krzyknęłam, ale zatkał mi usta.
-Albo to zrobisz, albo powiem wszystko.
-Nie, nie dam się, nie powiesz. Zgłosze to na...
-Policje? Policja nie ma dowodów. A ja mam pełno haczyków na ciebie. Kradłaś jedzenie, pracowałaś na lewo. Myślisz, że nie wiem.
-Nie zrobisz mi tego. Ja nie chce.-Moje policzki były już strasznie mokre. Uderzył mnie mocno w twarz. Upadłam znów na łóżko.
-Czego się boisz? Że sie kochać nie umiesz?
-Ja nie chce.-skuliłam się zapłakana i obolała.
-Dobra, wychodze. Jak wróce, ma cie tu nie być.-kopnął mojego buta i wyszedł. Wybuchnęłam płaczem.
I co ja mam teraz zrobić? Nikomu nie moge się wyżalić. On wie o mnie wszystko. Zakochałam się w innym nim. Nie mogę z nim zerwać. Muszę udawać, że wszystko jest okej. Ale... czy tak sie da?
Wstałam powoli. Dotknęłam bolącego policzka i spojrzałam na zaczerwieniony nadgarstek. Zmierzyłam do łazienki. Spojrzałam w lustro. Zobaczyłam siebie z rozmazanym makijażem, potarganymi włosami i z takim wyrazem twarzy... takim ponurym... to nie byłam ja.
Doprowadziłam się jakoś do porządku. I znowu wyglądałam jak ja. Ale nie było mnie stać na uśmiech. Mama zawsze powtarzała mi, że jeśli coś w życiu strasznego lub smutnego nas spotkało, przypomnijmy sobie jakieś chwile wesołe. Przypomniałam sobie ostatnie spotkanie z Ross'em. Uśmiech na mojej twarzy pojawił się.
W domu przed Van musze udawać że nic się nie stało i nic mi nie jest. Recepta? Myśleć o Ross'ie.
Nagle dostałam SMS. Przestraszyłam się. Podeszłam do komody i wzięłam z podłogi telefon i odczytałam wiadomość od Petera:
I nie chce cie widzieć z tym dupkiem. Tym twoim Rossiem. Jak cie tylko z nim zobacze, to on ma przerąbane i ty też.
O Boże... Co ja teraz zrobie?
Nie myśląc o tym za dużo, założyłam buty, poszłam jeszcze raz przejrzeć się w lustrze czy mogę tak wyjść na ulicę. Było okey.
Wzięłam wszystko z czym tu przyszłam i to, co tu swojego znalazłam (czyli telefon). I wyszłam. Zaczepiła mnie jakaś starsza pani.
-Panienko, usłyszałam jakieś krzyki z domu pana Concory'ego. Czy coś się stało?
-Nie, proszę pani, wszystko dobrze.
-Bo wie, panienka. U pana Concory'ego to często jakieś krzyki, piski słychać, a inne panienki to wybiegają z tego mieszkania zapłakane, bez butów. Ja to sie nie raz pytałam pana Petera co tam sie dzieje, ale on tylko mówi, żebym była cicho. Bo ryby i staruszki głosu nie mają. Ja chyba nie jestem tak bardzo stara. Jak sądzi panienka?
-Nie, proszę pani. Wygląda pani na 80 lat jeśli mam być szczera. A starość dla mnie jest po setce.-zaśmiałam się.
-Ależ miła panienka. Panienka jak się nazywa?
-Laura Marano.
-Więc Lauruniu... Mogę tak do ciebie mówić?-kiwnęłam głową na tak. Bez uczuć.-To dobrze. A ty mi mów pani Loren.
-Dobrze.
-Dziękuję bardzo, zapraszam cię na herbatkę. Masz czas, prawda?
-Tak, oczywiście.
♪ Ross ♪
Chyba nie powinienem tyle myśleć o Laurze. W ogóle musze sobie wybić z mojej głowy, że z naszej przyjaźni będzie coś więcej. Ona ma chłopaka...
Chwila, chwila... przecież wtedy na tego sms-a odpowiedział mi Peter. Bo kto inny? I na bank usunął te wiadomości... Ale przecież ja znam pewnego fana, który świetnie zna się na komputerachi telefonach... Obym miał jego numer!
Może on przecież wydrukować jej usunięte wiadomości.
Nie. Zły pomysł. Zobaczy tego sms-a z moim "wyznaniem miłosnym". Kurde, co mnie wtedy podkusiło z tą wiadomością?!
Nagle ktoś zapukał w moje okno.
♪ Peter ♪
Wyszedłem wcześniej z domu, by pójść do domu tego debila i dać mu nauczke. Żeby takie wiadomości, do jednej z moich dziewczyn wysyłać?! A jakby Laura to zobaczyła? To by mnie zostawiła. Ona niby jest tylko do wolnego czasu i do odpoczynku od innych dziewczyn. W sumie, to teraz pewnie będzie się mnie bać. Nosz kurde, i teraz nie będzie mi już do niczego potrzebna... no nie przemyślane to było. Dobra tam, wykorzystam ją jeszcze z dwa razy i em zostawię. A po co mi ona?
Zapukałem w okno tego blondasa. Leżał na łóżku i patrzył w sufit. Hmm... włączył mu sie tryb marzyciela?
Spojrzał w okno ze zdziwieniem. Podszedł i je otworzył.
-Peter? Co ty tu robisz? Coś z Laurą?
-Otwórz na oścież.-poprosiłem tak, jakbym przyszedł w dobrych zamiarach. Posłuchał i wszedłem powoli. Podszedłem do drzwi i zamknąłem je na zamek.
-Co? Co ty robisz? Otwórz to.
-Nie. Najpierw dam ci nauczkę, żeby się nie zbliżać do MOJEJ Lau.
-Że co? Człowieku, co ty stuknięty jesteś?-złapałem go za bluze i i rzuciłem na ścianę obok drzwi. Zsunął się po niej pół przytomny.
-Nie masz prawa się do niej zbliżać. Na 5 kilometrów. Zrozumiano?
-To ty odwal się od Laury.-wstał i uderzył mnie z pięści w brzuch. Ja dałem mu w twarz. I dalej pamiętam tylko tyle, że on leżał prawie pod łóżkiem nie przytomny, a ja ledwo co przeskoczyłem płot od drugiej strony domu. Ale wygrałem. I gościu bedzie miał nauczke. I jeszcze tyle, że słyszałem krzyk jakiejś dziewczyny i sygnał karetki.
A tak naprawdę miałem wolne w pracy.
♪ Laura, następnego dnia ♪
Siedziałam na łóżku w swoim pokoju skulona. I płakałam. Ale po cichu, żeby Vanessa nie słyszała. Od razu zaczęłyby sie pytania "Co się stało?".
Telefon ładował mi się mi się na szafce nocnej. I nagle zadzwonił. Wzięłam go do ręki odebrałam wcześniej patrząc kto dzwonił.
-Halo?-próbowałam mieć spokojny głos.
-Laura, przepraszam że dzwonie o 8:00 rano, ale no musiałam.-Rydel była widocznie roztrzęsiona.
-Coś się stało?-podniosłam się z łóżka i założyłam buty.
-Nie. Znaczy tak. Ross jest w szpitalu.
-Co?! Co się stało?!
-To nie jest rozmowa na telefon. Proszę, przyjedź do tego najbliższego szpitala od naszego domu.
Rozłączyłam się i wbiegłam do mojej garderoby, o mało nie potykając się o próg. Założyłam byle jakie ciuchy i wybiegłam ze swojego pokoju wcześniej zabierając smartphona.
-Van, rusz się!-przebiegałam kuchnie
-Po co?
-Ross jest w szpitalu!
Siostra wypluła mleko do szklanki, pobiegła na górę zmienić swoje szpilki na vansy, a mi przyniosła moją torebke. Ja miałam trampki na korytarzu. Założyłam je z prędkością światła i wybiegłyśmy z domu wcześniej zamykając dom.
-Laura, czekaj! Szybciej będzie taxówką! Nie będziemy szły tempem pantery do szpitala. To zresztą cztery ulice dalej.
Więc wezwałyśmy taxi i po sześciu minutach byliśmy na miejscu.
-W której sali leży Ross Lynch?-zapytałam paniw recepcji.
-Sala dwieście trzydzieści osiem. Drugie piętro.
Gdy wjechałyśmy na górę, Rydel była przytulona do Ellingtona, a reszta wpatrywała się w szybe od drzwi.
-Ej, ludzie! Co się stało?-Vanessa podeszła do Riker'a i przytuliła go na powitanie.
-Lekarz mówi, że to pobicie. Brutalne pobicie.-Ryland usiadł na krześle i złapał się za głowę.
-Chciałam mu powiedzieć, że planujemy na jutro próbę zespołu, ale nie mogłam otworzyć drzwi od jego pokoju. W końcu weszłam od balkonu... i on leżał za łóżkiem. Taki nie przytomny... Krzyknęłam do chłopaków. No i otworzyłam drzwi i wezwaliśmy karetke.-blondynka rozpłakała się.
-Kiedy to się stało?
-Koło trzynastej wczoraj.
-I ja się o tym dowiaduje dopiero teraz?
-Przepraszamy.
-No dobra, okey, nie mam urazy. Teraz najważniejszy Ross.-w moich oczach pojawiły się łzy, gdy spojrzałam przez szybę, na jego bezwładne ciało, podpięte do kilkunastu sprzętów na raz.
-Jakie rokowania?-Van przytuliła się do swojego chłopaka.
-Lekarze mówią, że powinien się obudzić w ciągu najbliższych dwóch godzin.-Rocky oparł się o oparcie krzesła.
~♥~
-Wybaczcie, muszę odebrać.-zadzwonił do mnie Peter.
Odeszłam kawałek od towarzystwa i odebrałam.
-No witaj, kochanie. Może wpadniesz na... godzinke? Taak, tyle mi wystarczysz...
-To ty. To ty pobiłeś wczoraj Ross'a.
-Och, kochanie. On musiał dostać nauczkę.
-Nie pójdę do ciebie. Bo jestem w szpitalu u Ross'a. I czekam, aż się obudzi. A ty, jesteś dla mnie zerem.
-Czyli mam powiedzieć?
-Zrobię to, tylko daj spokój Ross'owi.
-Żebym dał mu spokój?
-I żebyś nic nie mówił. Zrobię to.-po moim policzku spłynęła łza.
-Oo... to stawka jest podwójna. Nie wystarczy raz...
-To co mam jeszcze zrobić?
-Coś tam wymyślę. Na razie... przyjdziesz do mnie w nocy. Po cichu. O północy. I wiesz, jak masz się ubrać...
-Wiem.-połykałam łzy.
:::::::::::::::::::
Przepraszam.
Za Co?
Za to, że tak długo nie było rozdziału. I za to, co zrobiłam z Ross'em i co zrobiłam Laurze.
Wybaczcie, koale! Ale ta sytuacja, zbliży ich do siebie ;) zdradziłam wam coś za rekompensatę za rozdział.
Pisze na telefonie, bo zepsuł mi się laptop ;-;
Czekam na komenatrze jeszcze raz:
Przepraszam ;p
♪ Aleks ♪
Choć blog jest zakończony, będę tu wpadać, więc możecie komentować i pisać. Do końca jeszcze go nie opuściłam! I również nie zamierzam go usuwać.
Wpadajcie na nowego bloga (o wszystkim i niczym)!
Chcecie dowiedzieć się o mnie więcej? "Kontakt i Portale Społecznościowe"
Instagram: aleks_lover
Snapchat: aleksa213
Ask: aleks_to_ja
Twitter: @arleciaxd
Musical.ly: paandaa13
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
O k**wa... PRZEPRASZAM, ALE CHYBA CIĘ NAPRAWDĘ UDUSZĘ!!!
OdpowiedzUsuńRozdział genialny, laska masz talent, tak bardzo współczuję Laurze... :'(
Pisz next'a szybko!
Hahaha :D Dzięki ;D I masz prawo mnie udusić xD Zezwalam :D
UsuńNie wiem kiedy będzie next... Jeszcze nic nie napisałam. Ale dzisiaj się za to zabieram! :)