Minął tydzień. Podły, nie miły, pełen pracy tydzień. Niby miałam wolne, ale musiałam się cały czas zajmować Ross'em, który czasem sprawiał nie mały problem. Raz chciał sam w nocy iść do łazienki, ale coś go zabolało i spadł ze schodów. Obudziłam się prawie natychmiast i zawiozłam go do szpitala. Okazało się, że Ross naruszył sobie złamanie i minie jeszcze trochę czasu za nim wyzdrowieje.
Omówiłam z nim plan, jak wpakować Peter'a do więzienia. Znaczy, on mówił, ja słuchałam. Nadal się trochę boje. Jak on powie na mnie, że spałam na ulicy, kradłam i uciekłam z domu na rok, to mnie wpakują, a nie jego.
Zrezygnowałam z pozywania policji. Muszę kiedyś iść na komisariat i wszystko wyjaśnić. I żeby usuneli ten mój nagrobek z cmentarza. Bo nie będe miała praw publicznych.
Cały mój dom otacza poukrywana ochrona, i pochowane kamery. Gdy tylko laptopy w furgonetce za domem, której nikt nie widzi, zauważą Peter'a, ludzie z samochodu wysyłają do ochroniarzy wiadomość elektroniczną. Wtedy oni biorą się z nikąd i udawają paparazzi, którzy chcą koniecznie przeprowadzić wywiad z Peter'em. A on zawsze lubił wywiady, więc to skuteczne.
Gdy on do mnie pisze, odpisuje. A gdy chce się umówić, również przyjmuję, bo wiem, że ochroniarze obronią mój dom przed nim.
Jeśli chce się umówić na mieście, informuję o tym odpowiednie osoby, a one śledzą mnie. Potem śledzą nas obojga, a gdy ten chce mi coś zrobić, jedna osoba to nagrywa, a druga go powstrzymuje. Że to niby zwykły pieszy spacerujący po parku, się temu sprzeciwia, a to w rzeczywistości ochroniarz.
-Dobrze to sobie przemyśleliśmy.-siedziałam przytulona do Ross'a, zawinięta w koc. Razem, tylko w dwójkę, oglądaliśmy sobie film.
-Dziękuję, że mnie tak chronisz.-wtuliłam się w niego jeszcze bardziej, uważając na jego złamania.
-Jesteś moją przyjaciółką. Mam obowiązek cię chronić.-pocałował mnie w głowę.-Może jutro wyjdziemy do ogrodu? Dawno nie byłem na powietrzu.
-Okey, dla mnie bez problemu. Ja też cały czas siedze w tym domu. Ale na razie oglądam. Po wizycie wyjdziemy.
-Ale przecież przedwczoraj byliśmy w szpitalu.
-Ale tym na południe od mojego domu. Dla mnie tam jest bliżej. A ty masz lekarza w szpitalu tym na północy, więc jeśli nie pojedziemy będą nas męczyć telefonami.
-Ugh. Mam dość szpitali.
-A myślisz, że ja nie? Oglądajmy.
Po piętnastu minutach oglądania, zaczęło mi się robić czarno przed oczami. Byłam coraz bardziej senna, coraz bardziej nie interesowałam się filmem, tylko myślałam o śnie. Więc zasnęłam w ramionach przyjaciela.
-Kochanie, pocałuj mnie.-uwodził mnie Peter.-Pocałuj...-więc to zrobiłam. On coraz bardziej pogłębiał pocałunek. Włożył mi ręke pod bluzkę i zdjął ją. Oderwałam się od niego.
-Nie, ja nie mogę. To byłby mój pierwszy raz...
-Ale co? Nie kochasz mnie? Nie wierzysz w nas?
-Wierzę, ale nie mogę... Może za jakiś czas...-założyłam bluzkę.
-Masz to zrobić.-rozkazał.
-Nie. Nie zmuszaj mnie.-odeszłam od niego dalej. Podbiegł i znów pocałował. Oderwałam się i uciekłam na zewnątrz. Wybiegłam z bloku i pobiegłam za budynek. Widziałam jak mnie szukał...
Obudziłam się z koszmaru. Śniło mi się, jak pierwszy raz pomyślałam, że Peter nie jest dla mnie i że źle zrobiłam, że zgodziłam się z nim być.
Miałam mokre policzki od łez. Ross spał.
~♥~
Przez cały poranek starałam się nie myśleć o tym śnie. Pomagałam Ross'owi i w każdym możliwym momencie się uśmiechałam. A przy podawaniu leków blondynowi, mogę się śmiać cały czas. On specjalnie zawsze próbuje mnie rozśmieszyć. Nawet kiedyś prawie się udławił, ale potem śmiał się z tego jak opętany, przez co spadł i musiałam go smarować tą przeciwbólową maścią. Ona strasznie śmierdzi, ale jest skuteczna...
Rossy strasznie się ociągał ze śniadaniem. Nie chciał jechać na kontrolę i to było widać.
-Zjedź te płatki, a ja idę zawiadomić ochronę, że jedziemy do szpitala i żeby wynajęli jakiś samochód i wasz szofer nas podwiózł. Nie będe jechać z twoim wózkiem, bo przejeżdżamy koło miejsca pracy Peter'a.
-Jak jechaliśmy do ciebie, znaczy ja jechałem, to nie przejeżdżaliśmy obok śmietnika.-zaśmialiśmy się serdecznie.
-Dobre.-śmiech.-Powiem twoim ochroniarzom, żeby wynajęli jakieś zwykłe auto, a nie limuzyne.-odeszłam kawałek i śmiech w oddali.
Weszłam do furgonetki, zamknęłam za sobą drzwi.
-Dzień dobry, Lauro.-mówili już do mnie po imieniu. Ja również znałam kilka ich imion.
-Witaj, Steven. Powiedz szefie, jak wygląda sytuacja?
-Peter chciał cię odwiedzić osiem razy w ciągu tego tygodnia. Paparazzi zawsze działa. Ale chyba będzie wymyślić też coś nowego.
-Spoko, ale potem. Przyszłam, bo jadę dzisiaj z Ross'em na wizytę do szpitala i chcę, żebyście zwykłe auto wnajęli i nas podwiezie ktoś. Bo nie chcę z nim jechać wózkiem, bo będziemy koło śmietnika przejeżdżali.
-I?
-No koło miejsca pracy Peter'a.-wszyscy, którzy pilnowali monitoringu, mieli przerwę i rządzili zaśmiali się razem ze mną. Czyli w ogóle cała furgonetka się zaśmiała.
-Dobra, na którą ten samochód?
-Trzynasta... mamy wizytę na czternastą. Odejmij czas dojazdu, spakowanie wózka do bagażnika, żeby Ross wsiadł, wysiadł. Steven, ty tu rządzisz, ty tu decyduj. Ja lece.
-Siema.-wysiadłam.
~♥~
-Chyba tamten szpital wydał złą diagnozę. I czemu nic nie powiedziałeś, że boli cię mniej?
-Nie chciałem się z tobą kłócić.-kłóciłam się z blondynem, gdy wracaliśmy ze szpitala.
-Ale nie byłabym zła! Cieszyłabym się.
-No ale nie złość się!
-Będe!
-Nie!
-Tak!
-Obejrzymy dzisiaj film.
-Nie.
-Wyjdziemy na dwór.
-Prosiłeś mnie o to wczoraj.
-Czyli tak?
-Taak no.
-A kiedy?
-Wieczorem.
-Aron, jedź szybciej.
-Jestem Aaron panie Ross.
-Więc Aaron jedź szybciej.
-Proszę-dodałam.
Za osiem minut byliśmy na miejscu. Od razu po dotarciu na miejsce zaczepił mnie szef monitoringu.
-Chodźcie za mną. Furgonetka jest znowu za domem. Zmierzyliśmy za nim, a on zamknął za nami drzwi, gdy weszliśmy. Rozkazał stażyście włączyć nagranie z wczoraj.
-Jak Wczoraj wyskoczyliśmy był mega wkurzony.
"Weście się ode mnie odczepcie! Taylor Swift jest teraz na Miami Beach! Won z tym aparatem do cholery! A jak o tym napiszecie to was pozwę!"
-Jak się wkurzy to strasznie bluźni.
-Zauważyliśmy. Trzeba wymyślić jakiś inny sposób. Mamy to zrobić sami?
-Byle by był skuteczny. Nie chcę by Laurze coś się stało.-Ross objął mnie.
-Można zamykać dom, a przez balkon jak się będzie chciał przedostać, to my będziemy bronić. Jako normalni ochroniarze. Można to wtedy uznać za włamanie. Jak zbierzemy odpowiednie dowody, to wtedy ty, Lauro, pozwiesz go do sądu.-powiedział stażysta popijając kawę.
-Świetny pomysł! I jak Lau? Zgadzasz się?-otworzyłam usta by odpowiedzieć przyjacielowi. Robiłam tak kilka krotnie, ale nie odpowiedziałam. A co jeśli on powie co ma na mnie? Boję się.
-Przemyślę.-wykrztusiłam.
~♥~
- Ta, z tym się zgodze. Kiedy wracasz?-wieczorem Ross gadał z Calumem przez telefon, a ja robiłam kanapki.-To czadowo! Musimy ci zrobić jakąś imprezę. Zadzwoń jeszcze do Raini, bo pewnie tęskni. Siema, stary.-skończył rozmowę.
-Co dzisiaj tak jakoś krótko gadałeś.-położyłam kanapki na stoliku.
-Nie miał trochę czasu. Wychodzimy na dwór?-dostałam nagle sms'a.
Steven:
Peter do ciebie idzie. Co robimy?
Ja:
Niech tu przyjdzie ten twój stażysta. Ktoś młody. Żeby się ktoś zmieścił za drzwiami.
Steven:
Po co?
Ja:
Mam plan
-Teraz mamy okazję.-Peter zapukał do drzwi.-Idź pod tylne drzwi. Szybko!-Ross poszedł tak szybko jak mógł.
Po chwili przyszedł Aaron.
-Patrz, będziesz stał pod drzwiami. Gdy podniosę kciuk do góry zza tej ściany, ty otworzysz mu drzwi, okey?
-Okey.-dołączyłam do Ross'a. Zza ściany pokazałam Aaronowi znak. Peter wbiegł do salonu.
-Gdzie jesteś?!-krzyknął. Roześmiałam się z Ross'em po cichu.
-Pobawimy się z nim trochę w chowanego. Biegnij do tylnych drzwi. Potem wejdź do kuchni. A ja go zawołam.-zrobił to co kazałam.-Peter! Skarbie! Chodź!-zdjęłam koturny i pobiegłam szybko tam gdzie Ross. Spoglądaliśmy na chłopaka, który wziął mojego jednego buta z podłogi i się uśmiechnął. Zaśmialiśmy sie głośno. Pobiegł za naszym głosem, a my do ogrodu.
Ross stanął szybciej, a ja nie zauważyłam go i na niego wpadłam. Ale on na szczęście nie wywrócił się. Złapał mnie za ręce. Wtedy Concory wybiegł przez drzwi od kuchni.
On mnie już nie obchodził. Patrzyłam się w niebieskie tęczówki blondyna. Były jak morze. Piękne, jasne morze. Zbliżał się do mnie coraz bardziej. Aż w końcu się pocałowaliśmy. Uśmiechnęliśmy się przez pocałunek. Zamknęłam oczy. Gdy je otworzyłam, Peter'a już nie było, a Ross szczerzył się do mnie. Nie zauważyłam, że ja również się uśmiechałam.
:::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::
Co jest? Nie napisałam, że chcę komentarzy, to ani jeden się nie pojawił :( Trochę mi z tego powodu smutno. Rozdział trochę krótki, ale dodany dość szybko. W ogóle aktywność spada... co się dzieje? :c
Choć blog jest zakończony, będę tu wpadać, więc możecie komentować i pisać. Do końca jeszcze go nie opuściłam! I również nie zamierzam go usuwać.
Wpadajcie na nowego bloga (o wszystkim i niczym)!
Chcecie dowiedzieć się o mnie więcej? "Kontakt i Portale Społecznościowe"
Instagram: aleks_lover
Snapchat: aleksa213
Ask: aleks_to_ja
Twitter: @arleciaxd
Musical.ly: paandaa13
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Nie skomentowalam?!
OdpowiedzUsuńZapomnialam pewnie.
Albo sie komentarz usunął (czasem mi sie to zdarza!)
Kocham
Czekam
Daj szybko!
~Wika aka ponczek