-I uznali, że umarłam? I zrobili mi pogrzeb?
-Po czterech miesiącach szukania, przestali. A po sześciu powiedzieli, że nie żyjesz. Fani byli w szoku. Na tym cmentarzu było tyle ludzi...
-Dość wspomnień.-mój nastrój ze smutnego zrobił się na zły. I miałam już pewną myśl...
~♥~
-Ja chyba pójde do Ross'a do szpitala.
-Ja pójde do niego jutro. W gazetach już pisali, że został ciężko pobity. Ale nie miałam ostatnio czasu do niego pójść. Jak do niego teraz idziesz, to przekaż, że tam jutro wpadne. I powiedz, że życze mu zdrowia. I...
-Jutro do niego pójdziesz, to mu powiesz. Pa, kochana.-przytuliłam przyjaciółkę na pożegnanie i wyszłam.
~♥~
Po piętnastu minutach byłam u Ross'a. Weszłam do niego do sali. Akurat rozmawiał z nim lekarz.
-Przepraszam, że przeszkodziłam. Mogę?
-Nie wiem czy mogę pani zdradzić informacje... Pan doktor Connel nie poinformował mnie o tym...-był to inny lekarz, nie doktor Jacob.
-Ross?-zwróciłam się do przyjaciela.-Mogę się dowiedzieć, co z twoim zdrowiem?
-Jasne. Może pan mówić przy Laurze.
-Dobrze, więc jak mówiłem musi pan zostać tu jeszcze dwa tygodnie, ponieważ żebra nie zrosną się całkowicie w jeden tydzień...
-Ale on ma rodzeństwo i przyjaciół. Możemy się nim zająć, panie doktorze.
-No właśnie rodzeństwo mi nie pomoże.
-Co? Czemu?
-Wyjeżdżają do Los Angeles na dwa tygodnie. Już wyjechali. Dwie godziny temu. Planowaliśmy ten wyjazd od dwóch miesięcy, a teraz to pobicie... Więc zgodziłem się, żeby pojechali beze mnie, a ty się mną zajmiesz, albo szpital.
-Ale ja mogę. Bez problemu.
-Mogę już mówić dalej?-przytakneliśmy.-Panie Lynch, skoro będzie miał pan swoją dziewczynę przy sobie, która będzie się panem zajmowała, to nie ma sensu, żeby pan nadal tu leżał. Wiem, jak to miejsce może być ponure i smutne. Mój ojciec chciał, żebym poszedł na medycynę i poszedłem. Ach... marzyłem o zawodzie budowlańca... W każdym razie może pan wyjść już jutro. Żebyśmy zrobili badania, które potwierdzają, że może pan wyjść i żeby pani mogła przygotować miejsce dla pana Lyncha.
-Dziękujemy.-powiedziałam za Ross'a.
-Już jutro mogę wyjść! Jestem w niebie!-padł na łóżko, gdy lekarz wyszedł. Ale po chwili znowu wstał z bólu, przez co jeszcze bardziej cierpiał.
-Już stop. Nie kręć się.-poprawiłam mu poduszki i pomogłam mu się na nich położyć.
-Będe miał profesjonalną opiekę.-uśmiechnął się do mnie, ale ja nie odwzajemniłam uśmiechu, co zwykle robie.-Ej, co jest? Coś się stało?
-Pewnie już o tym pisali w gazetach. Przecież wiesz.
-W końcu ci powiedzieli... Ale ja nie pozwolę, żebyś siedziała smutna.
-Ale jak?
-Nie wiem. Wiesz co? A mógłbym się już dzisiaj wprowadzić? Brakuje mi ciepłej kanapy, gorącej czekolady, pizzy i domowych obiadów... A wiesz czego najbardziej?
-Żelków?
-Niet. Naleśników!
-Ja jeszcze nie spytałam się Van czy możesz u nas na pare dni zamieszkać... Chwila... Ona powiedziała mi, że zadzwoni do Riker'a, jak się dowiedziała. Powiedział mi to gdzieś... trzy godziny temu?
-Może nie wiedziała, że wyjeżdżają.-gdy Ross to powiedział, dostałam sms'a. Od Vanessy.
Przepraszam siostra że ci nie powiedziałam. Wyjechałam razem z R5 do LA. Wybacz. Poradzisz sobie. Będe pisała, jak będe miała czas. Paa! Już mam zostawić telefon, bo nie będzie interneta i jakieś turbulencje moge wywołać... No dobra, to pa siostra :*
Przeczytałam to na głos Ross'owi, a on zaśmiał lekko (bo mocniej nie mógł).
-Mogła zadzwonić, co nie?-oznajmił, a wtedy dostałam drugiego sms'a. Ale już nie od Van tylko od reżysera Austin & Ally.
Witam serdecznie. Tu reżyser Kopelow. Zdjęcia i nagrania do 4 edycji Austin & Ally rozpoczną się za trzy tygodnie. Lub wcześniej. Musimy wszystko przygotować. Proszę dzisiaj nie dzwonić do studia. Jest nie czynne. Proszę nie odpisywać w ciągu 24h
-On też mógł zadzwonić.
~♥~
Ross uczył się jeździć na wózku sam. No trochę z pomocą Florencii (mojej nowej koleżanki). A ja wysłuchiwałam uwag doktora Connel'a jakie leki dawać blondynowi, co robić i w ogóle najważniejsze rzeczy.
-Ten lek może pani podawać tylko w razie bardzo silnego bólu. Może się też zdarzyć ból klatki piersiowej. To właśnie ten lek musi pani podać.
-A te leki na szybsze zrastanie się kości to kiedy mam mu podawać?
-Co dwanaście godzin. I ani minuty wcześniej. To bardzo ważne.
-Pani Florencio czy musze sam tym jeździć? Tak sie nie da.-narzekania mojego przyjaciela, były dla pielęgniarki koszmarem.
-Tak. Gdyby pan nie musiał, to byśmy się tego nie uczyli.
-Flora, nie denerwuj się, on taki jest.-zaśmiałam się do koleżanki, a Ross spojrzał się na mnie jak na Rylanda, gdy on zabiera mu żelki.
-Dobrze, to już chyba wszystko. Przypominam, by za tydzień pan Lynch zgłosił się do szpitala po zmiane opatrunku.
-Nie zapomnę. Coś jeszcze? To na pewno wszystko?
-Hmm... Och, byłbym zapomniał. Tą maścią, trzeba smarować okolice opatrunku. Nie działa ona miejscowo, tylko "po całości" w języku młodzieżowym. Posmaruje się plecy, rozgrzewa całe ciało i łagodzi ból. To wszystko. Tu jest wypis. Do widzenia.
-Do widzenia.-pożegnałam się z doktorem jednocześnie z Ross'em.
Wyjechałam z jego wózkiem na zewnątrz, a tam paparazzi.
-Panie Ross, proszę zdradzić szczegóły.
-Kto pana pobił?
-Wróci pan do roli Austina?
-Kiedy będzie pan mógł chodzić?
-Co ma pan złamane?
Przedarłam się jakoś przez tłumy i ruszyłam chodnikiem do mojego domu. Paparazzi nadal za nami szli.
-Emm... możesz coś z tym zrobić?-poprosił. Odwróciłam się.
-Stop.-powiedziałam do tłumu. Uciszyli sie.-Dziękuję. Ross potrzebuje odpoczynku i spokoju. Szczegóły zdradzi dopiero po zagojeniu się złamań i ran. Teraz dajcie nam spokój.-znów zrobił się gwar.-Taylor Swift jest teraz w Miami w BeachStudio.-wszyscy pobiegli do swoich samochodów lub ciężarówek. I jak jeden mąż ruszyli na plaże.
-Ty to masz talent, dziewczyno.
-No ba.
Dojechaliśmy/doszliśmy do mojego domu.
Wcześniej wstąpiliśmy do Ross'a po kilka najpotrzebniejszych mu rzeczy. Również po jego misia. I żelki. I dziennik. I kubek.... Długo by wymieniać.
Przemyślałam wszystko wczoraj. Nie będę z jego wózkiem codziennie wjeżdżać po schodach, więc będzie spał w salonie. Miałam na strychu starą, rozkładaną kanapę. Jakoś sama ją po schodach... yy... jak to ująć? Zniosłam? Sturlałam? Coś tam zrobiłam. Ważne, że jest na dole.
Odkurzyłam, wyczyściłam, pościeliłam i łóżko jak marzenie. Lekarz zalecił mu sztywny materac, nie żaden taki mega miękki. Więc wczoraj poszłam do sklepu meblowego i kupiłam. U siebie w pokoju mam za miękki materac.
-No ładnie, ładnie. Tu będe spał? Przed telewizorem? O jak fajnie! A gdzie kanapa? Jak na siedząca będe chciał objerzeć?
-Myślisz dzisiaj tylko o sobie.-powiedziałam i złożyłam kanapę.
-Na noc będe ci ją rozkładać. Ja będe spać na górze.
-Nie.
-Ale co "nie"?
-Nie będziesz spać na górze. Będziesz spać tu.
-Nie dyskutuj ze mną.-spojrzeliśmy na siebie wściekłym wzrokiem po czym wybuchnęliśmy śmiechem.
-Zrobie herbaty.-więc poszłam do kuchni i ją zrobiłam.
Zrobioną herbate położyłam na stole i pomogłam Rossy'emu usiąść. Piliśmy sobie hebatke i oglądaliśmy jakiś film.
-A jak wyzdrowiejesz, załatwisz mi dobrego adwokata?-zamurowało go.
-Po co?
Choć blog jest zakończony, będę tu wpadać, więc możecie komentować i pisać. Do końca jeszcze go nie opuściłam! I również nie zamierzam go usuwać.
Wpadajcie na nowego bloga (o wszystkim i niczym)!
Chcecie dowiedzieć się o mnie więcej? "Kontakt i Portale Społecznościowe"
Instagram: aleks_lover
Snapchat: aleksa213
Ask: aleks_to_ja
Twitter: @arleciaxd
Musical.ly: paandaa13
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Uhuhu!
OdpowiedzUsuńKocham!
~Wika aka ponczek
Uhuhu!
OdpowiedzUsuńKocham!
~Wika aka ponczek
Świetne! ;)
OdpowiedzUsuń