One Shot dla Angel ( wcześniej Brylancik :* )
:::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::
Słoneczny poranek. Zapowiadał się piękny dzień. Ale do szkoły trzeba było iść.
Laura siedziała na parapecie i spoglądała przez okno na chmury. Nie chciała iść do szkoły, ale musiała. Przecież to ostatni rok i wyjedzie. Studia są w innym kraju. Tu i tak nikogo nie ma.
Ubrała się, spakowała plecak i poszła zjeść śniadanie. Zwykła kanapka i do szkoły, ale przedtem, trzeba założyć okulary.
Pierwszą lekcją brunetki była matematyka. Lubiła przedmiot, nie lubiła klasy. Gdy weszła do pomieszczenia, przywitały ją oschłe spojrzenia "kolegów i koleżanek" z klasy.
- Dzień dobry.
- Dzień dobry, Lauro. Siadaj. - powiedział nauczyciel i wskazał ławkę za szkolnym tyranem.
- Witaj, kujonko. - blondyn odwrócił się do dziewczyny.
- Tylko na to cię stać? - powiedziała spokojnie.
- Ach, młoda. Oczywiście, że nie. Ale dzisiaj mam zły humor. - chwila cisza i po tej chwili chłopak śmiał się jak szalony ze swoim kumplem z ławki.
- A z czego się tak pan cieszy, panie Lynch? - zapytał nauczyciel.
- Panie, ty tu nie gadaj, że mleka nie ma! - blondyn przedrzeźniał nauczyciela, powtarzając jego głosem słowa z nie dawno obejrzanego filmu.
- Ross! Chcesz już drugą naganę w tym tygodniu?! Jest dopiero wtorek!
- To może mnie pan wysłać do dyrektora. - znów śmiech.
- Mógłbyś się tak nie chwalić, że twój ojciec nami rządzi! - krzyknął ktoś z końca klasy.
- Twój ojciec jest sprawiedliwy i na bank wywali cię po dziesiątej uwadze w tym miesiącu. - powiedziała Laura odwracając się do blondyna.
- A ty siedź cicho! - krzyknął na brunetkę. Dziewczyna odwróciła się natychmiastowo.
- Teraz to była przesada! Ross, idziesz ze mną! - nauczycielka wyprowadziła chłopaka z klasy i zaczęły się rozmowy.
- Ale ten Ross to idiota. - powiedziała koleżanka z ławki Laury.
- I czego on się wkurza? Przecież tylko powiedziałaś, że jego tata jest sprawiedliwy. - powiedział chłopak, który przez Rossa był nazywany "kujonem", tylko przez to, że nosił okulary.
- Co zresztą jest prawdą. - wtrąciła się Zoe, dawna koleżanka Lyncha, która go teraz nienawidziła.
- Zamknijcie się! Jak możecie go nie lubić?! Jest taki słodki... i popularny! - krzyczała dziewczyna blondyna, Jasmine.
- Jesteś taka sama jak on! Dobra, czytajmy ten temat, bo mnie za chwile szlak trafi. - krzyknął Ian, który siedział w ławce obok "kujona".
♪ po szkole ♪
Laura siedziała na ławce w parku i czytała książkę. Tak się wczytała, że dopiero po czterech sygnałach zauważyła, że zadzwonił jej telefon. Akurat tędy przechodził Ross, który postanowił odwiedzić kumpla. Chciał przeszkodzić jej w rozmowie i coś tam krzyknąć, albo wyrzucić jej smartphona, ale gdy już się do tego zabierał, dziewczyna rozłączyła się. Zalała się płaczem i pobiegła w przeciwną stronę chłopaka. Zostawiła książkę na ławce. Blondyn wziął ją i zamiast odwiedzić przyjaciela, pobiegł do domu. Wiedział, że coś ważnego się musiało stać, ale co go to obchodzi? No raczej nic. Przecież to tylko wrażliwa dziewczyna, która jeszcze nigdy nie płakała, jak ten jej dokuczał, w każdym razie, nie przy nim. Uczyła się dobrze, co znaczyło, że była kolejną "kujonką" w klasie. A tej książki jej nie odda. Bo po co?
♪ Laura ♪
Od razu po telefonie od mamy pobiegłam do domu. Nie wierzyłam w to co usłyszałam. Książkę zostawiłam na ławce, bo kompletnie o niej zapomniałam. Wbiegłam salonu zalana łzami. Mama była przytulona do taty i obaj płakali. Dołączyłam do nich.
- Co teraz będzie? - zapytałam.
- Będzie trudno. Ale musimy jakoś żyć. - odpowiedział tata.
~♥~
Trzy dni później, pan dyrektor Lynch, zwołał całą szkołę na apel. Domyślałam się po co. Chodziłam ubrana na strój żałobny i każdy pytał się mnie po co. Koleżanki z klasy Vanessy pytały się co dzieje się z moją siostrą. Jednak ja wtedy zawsze "przypadkowo" musiałam gdzieś iść. Powoli zaczęły domyślać się faktów.
Na sali każdy był zdziwiony i obgadywał z przyjaciółmi lub kolegami czemu akurat dzisiaj dyrektor zwołał apel. Ross stał obok mikrofonu, by spytać ojca, po co to zgromadzenie, ponieważ w domu nic mu nie mówił. Tak wiedziała cała szkoła. Gdy w końcu pan Lynch nadszedł, syn podbiegł do niego i chyba zaczął wypytywać o co chodzi. Dyrektor tylko mruknął coś do niego i ustawił z tyłu za kolegami z klasy.
- Proszę o ciszę. - cała sala była cichutko. Słychać było tylko czyjś kaszel. - Witam was. Dziękuję nauczycielom, że posłuchali mnie i przyprowadzili was tutaj. Chciałbym zacząć od sprawy butów. Ktoś kradnie buty w tej szkole. I bardzo mnie to martwi. I jestem zmuszony was powiadomić, że jeśli sprawca kradzieży nie znajdzie się w ciągu przyszłego tygodnia, zadzwonię na policję. Na razie jeszcze nie oglądałem nagrań, ponieważ dopiero są w montażu. Po tygodniu będą gotowe i będzie widać wszystko czarno na białym kto to zrobił. I jeśli ktoś przyzna się teraz, kara będzie ulgowa. Teraz trochę smutniejsza sprawa. Zacząłem ten apel trochę nie oficjalnie i chciałem niektóre osoby przeprosić. Pewnie klasa uniwersytecka drugiego roku zastanawia się, co stało się z Vanessą Marano i czemu nie przychodzi ona od kilku dni do szkoły. Otóż, nasza piątkowa uczennica, zginęła w wypadku samochodowym w poniedziałek przed godziną osiemnastą. Sprawca został już ukarany. - gdy dyrektor to oznajmił, z tłumu dało się słyszeć rozdzierający krzyk. Najlepsza przyjaciółka Vanessy padła na kolana i krzyknęła głośno. Jej chłopak wyszedł z sali, a jej klasa już płakała. Chłopaki spuścili głowy w dół. Rozpoczęły się szepty, dogadywania, szlochy. - Proszę jednak o spokój. Vanessa była dobrą uczennicą, przyjaciółką, siostrą i córką. Była dobrą, skromną dziewczyną. Jej zdjęcie zawiśnie na głównej tablicy z ogłoszeniami. Przez dwa tygodnie żadnych ogłoszeń proszę tam nie zawieszać.Chciałbym uczcić jej pamięć minutą ciszy. - minuta minęła i od nowa zaczął się szum. I obok mikrofonu, było słychać... śmiech? Śmiech Rossa Lyncha. Na pewno to był jego śmiech! Jak może?! Nie ma szacunku do mojej siostry! - Dziękuję, że mnie wysłuchaliście. Pani pielęgniarka jest w sali numer pięćdziesiąt jeden. Jeśli ktoś chce jakieś leki na uspokojenie, to proszę się tam skierować. Proszę, wracajcie na lekcje. - pan Lynch skończył, a ja zmierzyłam do jego syna. Ross gadał ze swoimi kolegami.
- Jak możesz się śmiać?! - krzyknęłam.
- Spokojnie. Współczuje ci i wcale...
- ... się nie śmiałeś?! A wcale, że tak! Rozpoznałabym twój szyderczy śmiech na kilometr! Moja siostra nie żyje, a ty się śmiejesz!
- Współczuje...
- Nie chce współczucia! I tym bardziej od ciebie. - odeszłam. Jego koledzy zagwizdali na moje zachowanie. Ja odwróciłam się i pokazałam im środkowego palca. Uciszyli się.
~♥~
Tydzień później dzień był deszczowy. Ulewa zaskoczyła mnie w połowie drogi do szkoły. Zmoczyła mi cały plecak. Zapomniałam zdjąć okularów i kiedy przechodziłam przez główne drzwi do placówki szkolnej, okulary miałam tak zaparowane, że na kogoś wpadłam. Zdjęłam je i zauważyłam Rossa. Wstałam, ale on popchnął mnie i znowu leżałam.
- Patrzcie! Marano się wywaliła! Ty głupia niezdaro! - krzyknął i już miał odchodzić, ale podłożyłam mu nogę. Wstałam, a on próbował. Kolejny raz podłożyłam mu nogę.
- Patrzcie, Lynch się wywalił! Ty głupi niezdaro! - przedrzeźniałam go. Wytarłam okulary o jego bluzkę i poszłam na lekcje.
♪ Ross ♪
Od śmierci swojej siostry, Laura stała się bardziej śmiała i mądrzejsza. Znała każdy mój ruch. I gdy chciałem w nią coś rzucić, ona natychmiastowo tego unikała. Nawet, gdy stała do mnie tyłem. Zachwycała mnie. Nawet zacząłem czytać książkę, którą zostawiła wtedy w parku. Była bardzo ciekawa i w moim stylu. Zastanawiałem się poważnie nad przybłaszczeniem sobie jej. Ale czułem jakieś nie fajne uczucie w środku jak o tym myślałem. Zgaga?
Postanowiłem, że już nie będę jej dręczyć. Ale fajnie by było, gdyby była moją dziewczyną! Oczywiście, że nie jestem w niej zakochany. Jasmine jest trochę zbyt nie mądra i zbyt zapatrzona we mnie. Laura musi być moja. Moja paczka będzie mi zazdrościć, gdy ją zdobędę. Tylko... jak?
~♥~
Laura siedziała sobie na stołówce przy stoliku i czytała książkę. Postanowiłem zagadać do niej. Podszedłem i usiadłem na przeciwko. Zamknęła książkę i już odchodziła, gdy złapałem ją delikatnie za rękę. Usiadła zdziwiona.
- Czego chcesz?
- Wiesz, postanowiłem cię już nie dręczyć. - powiedziałem głaszcząc jej dłoń. Wyrwała ją.
- No to fajnie. - znów chciała odejść, ale ja zrobiłem to samo co przed chwilą. - Co ty jeszcze chcesz?
- Jesteś bardzo ładna. Może chcesz gdzieś wyjść? - zapytałem. Miała taką minę, jakbym zapytał czy hoduje słonie w domu.
- Coś mi tu śmierdzi. Aaa no racja, to przecież ty! Nie pomyślałam. Nie umówię się z tobą. Chyba śnisz, że umówię się z wrogiem. - odeszła.
Następnego dnia, gdy przechodziłem przez park, zauważyłem Ją. Włosy rozwiewał jej wiatr. Podbiegłem do Laury i zatrzymałem ją.
- Czemu ty się mnie uczepiłeś? - powiedziała z pretensjami.
- Bo chce z tobą gdzieś wyjść. Grają w kinie "Gwiazd Naszych Wina" jutro o siedemnastej.
- Pójdę, ale sama. Nie z takim czymś jak ty. - kolejny raz odeszła. Mówiła, że idzie. Czyli mam już plan!
♪ następny dzień, siedemnasta, kino ♪
Wszedłem na salę i od razu zauważyłem brunetkę. Siedziała w ostatnich rzędach. Usiadłem na siedzeniu obok, czyli tam, gdzie miałem miejsce.
- Chyba pomyliłeś rzędy. - powiedziała nawet nie patrząc na mnie. Pokazałem jej bilet. - Dobra, nie pomyliłeś.
Film zaczął się pięć minut. Po pół godzinie dziewczyna zaczęła płakać.
- Wzruszające, nie? - zagadnąłem.
- Ta. - odpowiedziała i wyszła. Zostawiła popcorn. Ale co tam popcorn! Wybiegłem za nią. Biegłem i biegłem i w końcu ją znalazłem. Laura spojrzała na mnie ze złością. Nagle od tyłu ktoś zakrył jej usta. Podbiegłem i zacząłem bić się z tym gościem.
- Uciekaj! - krzyknąłem do brunetki. Zrobiła to co kazałem. Gdy facet leżał nieprzytomny, zadzwoniłem na policję i powiedziałem co się stało. Gdy przyjechała,związała gościa, a ja poszedłem szukać Laury. Siedziała szlochając za krzakami. Chyba ją zaskoczyłem, bo krzyknęła. Wyprowadziłem ją zza krzaków. Objąłem przerażoną dziewczynę i zaprowadziłem do karetki, która stał już obok miejsca zdarzenia. Pomogłem usiąść jej w ambulansie. Przykryli ją kocem, a ja usiadłem obok niej.
- Wszystko okej?
- Chyba tak. - odpowiedziała słabym głosem. - Dziękuję.
- Nie masz za co. - położyła głowę na moim ramieniu.Wtedy poczułem takie ciepło. Uratowałem ją, bo tak by zrobił każdy. Ale to był wyczyn! W poniedziałek w szkole już każdy będzie wiedział! Wtedy zdobędę sławę, chociaż już teraz jestem sławny, i Laura będzie moja!
- Odprowadzić cię? - zapytałem. Chwila, ja nie chcę tego robić! Po co ja to powiedziałem? To było samowolne! I dziwne...
- Jakbyś mógł. Ale pamiętaj, że nic z tego nie będzie. Naprawdę ci dziękuję, że mnie uratowałeś i jestem ci winna przysługę. Ale proszę, odprowadź mnie. I... zostańmy przyjaciółmi. I nie wyskakuj już z tym "Podobasz mi się" i "Umów się ze mną". Staję się to żenujące. Sorry.
- To chodź. - powiedziałem i pomogłem zrzucić jej koc z pleców. Sam dałem jej swoją kurtkę. Znów nieświadomie. Przy Jasmine nigdy nie czułem tego, czego czuje teraz przy Laurze. Jasmine nigdy nie dałbym swojej kurtki bez myślenia! Coś tu jest nie tak.
W poniedziałek, gdy tylko wszedłem do szkoły, Jasmine rzuciła mi się na szyję i pocałowała. Nie odwzajemniłem tego, bo po prostu prawie zawał przeszedłem.
- Kochanie! Nic ci nie jest! Tak się martwiłam, każdy już wie, że uratowałeś tą idiotkę, ale o nią nikt się nie martwi. Ważne, że tobie nic nie jest i zafundujesz mi wizytę u fryzjera dzisiaj. - pocałowała mnie w policzek.
- Nie zafunduję. I... serio nikt się o nią nie martwi? Zobacz, przy jej szafce stoi tłum. I chyba z nią gadają.
- Ale jak ja mówię nikt, to jednocześnie mówię wszyscy, czyli ja. - uśmiechnęła się.
- Sorry, to koniec. I nie nazywaj tak Laury. - powiedziałem i zostawiłem oszołomioną blondynkę pod drzwiami. Podszedłem do tłumu. Zauważyłem w nim mojego kumpla i wyciągnąłem go z tłoku.
- Stary, weź pomóż. - powiedziałem, gdy już byliśmy w spokojnym otoczeniu.
- Rób tak dalej, a w szkole cię polubią! Jasmine cię szukała, gada o tobie caaały czas. I cały czas obraża Laurę i chyba jej zazdrości, że to nie ją uratowałeś.
- Zerwałem z Jasmine. - Calum cofnął się i udał wielce zdziwionego. Potem przybrał swoją normalną minę.
- I tak do siebie nie pasowaliście. To w czym mam ci pomóc?
- Ale by był wypas, gdyby Laura była moja, nie? - podzieliłem się z przyjacielem swoim zdaniem.
- Noo! Bylibyście naajsławniejszą parą. I pewnie najfajniejszą.
- Fajna, znaczy sławna. Tylko ona mówi, że nie chce więcej słyszeć, że ona mi się podoba.
- Musisz być romantyczny! Pamiętasz jak wyrwałeś Jasmine? Musisz jej coś zaśpiewać. Pamiętasz, że krążyły plotki, że Laura chce zaśpiewać "Me and you" z "Let it Shine" na przyszły występ jej klasy? Ale podobno miała to zaśpiewać Courtney.
- Courtney, ma głos... Znaczy, załatwię jej to. Żeby zaśpiewała. Zaśpiewanie j e j czegoś, będzie drugą opcją. Będzie moja. Dzięki stary. - poklepałem przyjaciela po ramieniu i zmierzyłem do gabinetu mojego ojca. Nie zwróciłem uwagi na wołający mnie tłum, który kiedy zauważył, że go ignoruję uciszył się.
- Tato! Mam wielką prośbę! - wszedłem do pomieszczenia bez pukania. Ojciec zdjął okulary i odłożył papiery na bok.
- Synu, już więcej nie będe spełniać twoich próśb. Ostatnio chciałeś, żebym spalił dokumentację, bym cię wysłuchał, a za to musiałem cię ukarać zawieszeniem.
- Załatw Laurze występ na najbliższym przedstawieniu!
- Należę do komisji wyboru uczniów do szkolnych przedstawień, ale ma już śpiewać Courtney Thompson.
- Ale wiesz, że Laura straciła siostrę. A ona marzy o tym występie. Chce zaśpiewać "Me and you" z "Let it shine".
- Nie znam tej piosenki, ale słyszę już po tytule, że chyba nie nadaję się do świętowania rocznicy katastrofy "World Trade Center".
- W tej tragedii wiele osób straciło swoje drugie połówki, swoich mężów, swoje żony, swoje dzieci. Ale niektórzy też cieszyli się, bo ich bliscy z tego wyszli. Więc możemy zrobić scenę, jak jakiś policjant czy strażak wraca do domu, albo jakaś kobieta się dowiaduje o śmierci swojego męża.
- Ross, nie znałem cię z tej strony, że chcesz coś dla kogoś zrobić p o ż y t e c z e n e g o. Co w ciebie wstąpiło, synu? Jesteś chory? Mama jest w domu, może cię zwolnić?
- Nie, ja... tylko chcę pomóc Laurze. Wiem, może... - usiadłem na przeciwko taty. - ... wydaje się to dziwne, z moich ust, ale ja naprawdę chcę, żeby była szczęśliwa.
- Skoro, aż mnie o to prosisz, skoro a ż o to prosisz, to ci to załatwię. Nie masz w tym żadnego haczyka? Przecież ona cię chyba nie lubiła, prawda?
- Ale ją uratowałem od jakiegoś zbrodniarza, który chciał ją porwać.
- Słyszałem o tym. - ojciec wstał. Poklepał mnie po ramieniu przyjaźnie. - Odważny czyn. Brawo. A teraz idź na lekcje, bo pewnie musisz wyciągnąć książki z szafki.
- Nie, mam w plecaku.
- Wszystkie?
- Tak.
- A wiesz, że szafka jest po to, żeby chować tam podręczniki?
- Emm... a nie do tego, żeby trzymać w niej czuły gaz pieprzowy, że jak ktoś otworzy to dostanie po oczach?
- Ross! - zwiałem.
♪ dzień przed przedstawieniem, lekcja trzecia, szkoła ♪
- You're spinnin' round and round and round in my head!
- Lily, stop.
- Jestem Laura.
- To nie tak! Tak n i e m o ż e s z śpiewać. To zbrodnia dla uszu.
Usłyszałem kłótnie Laury z panią Kornelią od matematyki. Wszedłem do sali powoli i ujrzałem brunetkę przewracającą oczami i z mikrofonem przed twarzą.
- Po pierwsze, śpiewasz dobrze, tylko trochę ciszej na końcu, po drugie, mikrofon niżej, a po trzecie, pani Kornelią, dzień dobry. Pani prowadzi przedstawienie? - Laura uśmiechnęła się szeroko na mój widok.
- Tak, ja. Zakłóca pan spokój, panie Lynch.
- Nie, zdecydowanie nie. - wtrąciła się Marano.
- Ja stąd wychodzę! Idę do domu i zamówię zastępstwo! Mam was na dzisiaj dosyć. - matematyczka wyszła, a my wybuchnęliśmy śmiechem. Pomogłem dziewczynie zeskoczyć z wysokiej sceny.
- Ale wredne babsko. - Laura położyła mikrofon na stoliku.
- Noo.
- A właśnie, wiesz może, kto załatwił mi tu występ? Szpieguję i próbuję się dowiedzieć, ale mi się nie udaje.
- To ja.
- Serio? - zaśmiała się ze szczęścia. Przytuliła mnie mocno.
- Lubię, jak tak robisz.
- Jak cię przytulam? - odkleiła się ode mnie.
- Może. Zaśpiewaj mi jakiś sensowny kawałek piosenki.
- Jasne. - wbiegła na scenę po schodkach, a ja włączyłem magnetofon.
You're spinnin' round and round and round in my head (head),
Did you really mean the words that you said (said),
This is it, I gotta know,
Should I stay or should I go,
Show me the truth,
Is it gonna be me and you,
Is it gonna be me and you,
Is it gonna be me and you.
- Wow. Śpiewasz... pięknie. - pochwaliłem ją. W tej chwili, ktoś przewrócił mnie. Spojrzałem na tą osobę i okazała się nią Jasmine
- Ty małpo! Może jeszcze z nią zaśpiewasz?! Dla mnie nigdy nie byłeś taki miły! Zawsze zmuszałeś się do spotkania ze mną w parku czy na basenie! Jak możesz?! - gdy blondynka już miała rzucić we mnie dość lekkim jak na nią głośnikiem. Uniknąłem tego, turlając się ale siła uderzenia wybiła kawałek parkietu. - Ty... - dziewczyna wzięła statyw od mikrofonu i wycelowała we mnie. Nagle Laura skoczyła ze sceny i powaliła blondynkę na ziemie. Ja wstałem i odrzuciłem stojak na bok. Akurat przez salę przechodził trener w-f''u. Gdy zobaczył nieprzytomną brunetkę i ogłuszoną, ale świadomą Jasmine, zaczął wypytywać co się stało, jednocześnie próbując ocucić dziewczyny.
- Ta blondyna chciała mnie zabić tym statywem.
- Boże, Ross! Coś ty nabroił?
- No zerwałem z nią. - gdy Jasmine obudziła się, chciała napaść na nieprzytomną Laurę. Trener jednak uniemożliwił jej to, zakładając jej ręce na plecy. Wokół wielkiej sali uzbierała się niezła grupka ludzi. Dziewczynę przytrzymał przypadkowy licealista.
- Przynieś wody! - krzyknął trener, a ja pobiegłem do łazienki. Wyjąłem z plecaka pustą już butelkę po oranżadzie i wlałem w nią zimną wodę. Nauczycielowi udało się oprzytomnić Laurę. Ja wziąłem ją na ręce, a ona przytuliła się do mnie.
- Zwolnię cię z lekcji. Panna Marano mieszka pięć minut drogi stąd. Chyba ty się nią zaopiekujesz, prawda? - nauczyciel zapytał, jakby miał wątpliwości.
- Jasne.
Z tłumu wybiegł Calum. Wziął nasze plecaki i zmierzyliśmy do domu mojej przyjaciółki.
~♥~
Siedziałem przy łóżku brunetki, aż do późnego wieczora. Była słaba, ale jej rodzice nie widzieli powodu wzywania pogotowia. Nawet chwilkę zasnąłem, a obudziłem się trzymając rękę dziewczyny.
- Ross? - Laura obudziła się po krótkiej drzemce.
- Obudziłaś się! Ale się martwiłem.
- Nic nie pamiętam z ostatnich kilku godzin.
- Napadłaś na Jasmine ratując mnie.
- Słucham? - wstała nagle.
- No tak. A występ został przełożony.
- Na kiedy? - próbowała na stoliku znaleźć swoje okulary.
- Na za tydzień. I nie masz już okularów.
- A gdzie są? Chyba za dużo pytań.
- Stłukły się. - powiedziałem i podałem rękę brunetce, pomagając jej wstać. Objąłem ją i zeszedłem ze schodów razem z nią. Pomogłem usiąść jej na krześle w jadalni. Jej mama zaczęła robić kanapki jej i mi.
- A jak się czujesz?
- Już o wiele lepiej. Strasznie się zmieniłeś. Tak normalnie, jakbyś nie miał powodu, to byś mi tak nie pomagał.
- Jesteś moją przyjaciółką.
- A zaśpiewasz ze mną? Tam jest rap, a ja nie umiem.
- Jasne. - uśmiechnąłem się do niej.
~♥~
Muzyka z naprawianego już głośnika skończyła a ja i Laura dostaliśmy owacje na stojąco. Zeszliśmy ze sceny i zza drzwi oglądaliśmy resztę przedstawienia. Złapałem szczęśliwą dziewczynę za rękę i poprowadziłem ją bardziej na środek korytarza, na którym nikogo nie było.
- Wiesz... ja strasznie się zmieniłem. Chciałem cię najpierw poderwać, żebyś była moją dziewczyną, ale ja się zakochałem w tobie. Naprawdę. Dowodem jest to, że siedziałem przy tobie cały czas, gdy byłaś chora. - wyznałem szczerze. Długo nad tym myślałem. I zdałem sobie z tego sprawę nie dawno.
Laura zaśmiała się. Pocałowała mnie nagle. Zaskoczyło mnie to.
- Czyli chcesz zostać moją dziewczyną? - zapytałem. Pokiwała głową na tak i przytuliła się do mnie mocno. Najlepsze dni w życiu, właśnie się spełniły.
Choć blog jest zakończony, będę tu wpadać, więc możecie komentować i pisać. Do końca jeszcze go nie opuściłam! I również nie zamierzam go usuwać.
Wpadajcie na nowego bloga (o wszystkim i niczym)!
Chcecie dowiedzieć się o mnie więcej? "Kontakt i Portale Społecznościowe"
Instagram: aleks_lover
Snapchat: aleksa213
Ask: aleks_to_ja
Twitter: @arleciaxd
Musical.ly: paandaa13
Cudowny *.* Podoba mi sie. :D
OdpowiedzUsuńJak coś zmieniłam nazwę ;)