Choć blog jest zakończony, będę tu wpadać, więc możecie komentować i pisać. Do końca jeszcze go nie opuściłam! I również nie zamierzam go usuwać.
Wpadajcie na nowego bloga (o wszystkim i niczym)!
Chcecie dowiedzieć się o mnie więcej? "Kontakt i Portale Społecznościowe"
Instagram: aleks_lover
Snapchat: aleksa213
Ask: aleks_to_ja
Twitter: @arleciaxd
Musical.ly: paandaa13

wtorek, 22 grudnia 2015

Chapter 27 "Choćby to, że wiesz jak odróżniać rzeczy złe od miłości"

♪ narrator ♪

     Laura czesała się przed lusterkiem. Patrzyła na swoją jasną, już bardziej kolorową cerę. Przeglądała siebie, ale jednocześnie patrzyła na drzwi, które odbijały się w małym lustereczku. Zobaczyła przekręcającą się klamkę i zaprzestała czesania. Odwróciła się i zamiast ujrzeć te osoby, które najbardziej chciała ujrzeć, zobaczyła wypis trzymany w rękach lekarza.
- Panie doktorze, widział może pan moich znajomych? - zapytała doktora.
- Nie, nie widziałem. Niech pani zadzwoni. Dziś niedziela i do tego tak rano. Może zaspali? Nie powinna pani wychodzić sama. Czy jutro zamierza pani iść do szkoły?
- Tak, zamierzam. Odrobię jeszcze lekcje, które sobie na dzisiaj odłożyłam.
- Miesiąc w szpitalu to bardzo dużo. Dobrze, że sprawa się rozwiązała. Gdzie teraz będzie pani mieszkała?
- U siebie w domu z moim chłopakiem. Chyba już wymienili dywany... - brunetka spojrzała na swoje szpitalne łóżko, a potem uśmiechnęła się delikatnie do poczciwego lekarza, który przez ten miesiąc tak dbał o jej zdrowie. Uśmiech ten, był chyba dowodem, że Laura była już całkowicie spokojna. - Dobrze, chyba powinnam zadzwonić.
- Tak, ja już muszę iść do innych pacjentów. Do widzenia. - mężczyzna wręczył jej wypis. - Proszę się z tym zgłosić do recepcji.
- Dobrze, oczywiście. Do widzenia. - dziewczyna położyła papiery na stoliku i chwyciła telefon.
     Pierwszy sygnał. Drugi sygnał. Trzeci. Czwarty. Piąty. Szósty. "Cześć, tu Ross, jeśli nie odbieram, to pewnie robię coś ważnego. Zostaw wiadomość, albo oddzwoń później"
     I po pięciu telefonach, Laura w końcu postanowiła zadzwonić do Raini.
- Hej, kochana, wpadniesz po mnie? Ross nie odbiera. - powiedział Laura siadając na łóżku, ponieważ przypomniała sobie, że nie może za dużo stać z powodu pleców.
- Tak, jasne. Ross pewnie śpi, przecież jest niedziela.
- W sumie racja. Za ile będziesz?
- Daj mi dziesięć minut. - powiedziała szatynka i od razu się rozłączyła.
     Laura zaczęła pakować resztę rzeczy powoli, nie śpiesząc się. Szczotka, kosmetyczka, reszta ubrań. Pościeliła łóżko, na którym po chwili  musiała usiąść, ponieważ nie za bardzo wolno jej było się schylać. Założyła łańcuszek, potem kolczyki i bransoletkę. Brunetka jeszcze sprawdziła czy wszystko ma. Kwiaty od rodziny Lynchów zostawiła w wazonie. Przychodzili do niej prawie codziennie, jednak konflikt między Rossem a resztą zespołu nie został zażegnany.
      Wyszła i zmierzyła do recepcji. Oddała wypis. Laura zaczęła rozglądać się po poczekalni. Co chwilę przez drzwi wchodził ktoś inny. Za kobietą, która niosła swojego synka na rękach, szła Raini.
- Cześć. - przywitała się z przyjaciółką i odebrała wypis.
- Chodźmy. Nie mam ochoty patrzeć na te nieszczęścia.
- Tak, tak, chodźmy. Idziemy do ciebie? - zapytała Laura z uśmiechem.
- Jasne. Dzwoniłaś do Rossa?
- Tak, pięć razy aż. Ale teraz nie.
- Napisz mu sms'a, że będziesz u mnie, bo się będzie martwił. - powiedziała Raini, gdy już wyszły ze szpitala.

♪ tymczasem w domu Lynchów ♪

- Ross? - Rydel próbowała obudzić brata. - Ross!
- Co? - obudził się spanikowany blondyn. - Co się stało?
- Laura do ciebie napisała. Widziałam przypadkowo i postanowiłam cię obudzić.
- Jezuu! Ja miałem ją odebrać! - chłopak podskoczył do telefonu.

Laura:
Raini mnie odbiera i idziemy do niej. Będe u siebie koło 16:00. Idziemy jeszcze na zakupy. Do zobaczenia ;)

- Kiedy chłopaki wracają? - zapytał Ross siadając na łóżku.
- Za godzinkę.
- Zbieram się. - oświadczył blondyn i wyjął walizki kilka ubrań.
- Ja ci wybaczyłam, bo wiem, że robisz to dla Laury. Może po prostu z nimi jeszcze raz porozmawiasz?
- To nie ma sensu. Nie słuchają mnie.
- Ross... - Rydel próbowała przekonywać jakoś brata na rozmowę z rodzeństwem.
- Rydel, nie. - powiedział i wyszedł z pokoju.
- Wpadnę potem po walizkę. Cześć, muszę jeszcze posprzątać. - pożegnał się z siostrą i wyszedł.

♪ Laura ♪

     Przechadzałam się z Raini po parku. Gadałyśmy trochę o serialu, trochę o szkole. Nic ciekawego.
- Laura, patrz! - nagle ściszyła głos Raini. Pokazała palcem na parę kilka metrów przed nimi.
- Vanessa i Riker. - powiedziałam i schowałam się z przyjaciółką zza drzewa.
- Kiedy oni się pojawili?
- Wyszli z tej dróżki. - odpowiedziałam i kiwnęłam głową na ścieżynkę nieopodal.
- Czym chcesz to naprawić? Od dawna, między nami nic nie było szczególnego. - powiedziała Vanessa stając naprzeciwko chłopaka.
- Nie traktowałem tego ostatnio poważnie. Chciałem ci się oświadczyć, bo zrozumiałem, że kocham cię naprawdę.
- A wcześniej nie kochałeś? Prawie cały rok! Odkąd Laura wróciła! Rok! Wróciła na sylwestra, a my wcześniej byliśmy już pół roku razem.
- Półtora roku... minęło. - poprawił blondyn dziewczynę, spoglądając na dół.
- Czemu?
- Vanessa, ja cię kocham, nie rób mi tego, proszę! - klęknął przed szatynką na kolana i złapał jej dłonie.
- Riker... nie. Ja nie mogę. - dziewczyną zmierzyła w naszą stronę.
- Ross mi odpisał. - powiedziałam wyjmując telefon i opierając się o drzewo.
- Serio? Co napisał? - zrozumiała moją taktykę Raini i oparła się o przeciwne drzewo.
- Vanessa! - udawałam, że dopiero teraz ją zauważyłam.
- Laura? Wyszłaś już? - przytuliła mnie mocno siostra. - Czemu tu się kryłaś?
- Chciałam tak się oprzeć, bo nie mogę długo chodzić. Chodźmy do Raini. Powiedziałam Rossowi, że wrócę o szesnastej, a może coś tam szykuje, więc słowa dotrzymam. - uśmiechnęłam się.
- No dobra. Mogę? - Van zwróciła się do Rodriquez.
- Spoko. Zróbmy sobie babskie popołudnie. Wyślę gdzieś Caluma. O, do Rossa go wyślę. - powiedziała szatynka i zaczęła dzwonić do swojego chłopaka.

♪ kilka minut później, dom Raini ♪

- Dobra, przyznawaj się, podsłuchiwałaś? Jeśli słyszałaś, to łatwiej będzie mi tobie o tym opowiadać.
- Tak. - przyznałam się z westchnieniem. - Serio jest między wami tak źle?
- Niestety. - po policzkach szatynki spłynęły łzy. - Kocham go, ale nie mogę. Nie mogę być z nim razem.
- Czemu?
- A jak mam z nim żyć? Ze świadomością, że tak naprawdę nie dawno zrozumiał, że jestem dla niego ważna? Wiesz, miłość boli.
- Miłość nie boli. Boli wszystko wokół. Boli wszystko co jest z ł e.
- Ona jest zła.
- Nie. Zła jest zazdrość, odrzucenie, stracenie ważnej dla ciebie osoby. Wszyscy mylą te rzeczy z miłością. A tak naprawdę miłość jest rzeczą, dzięki której człowiek może znów poczuć się szczęśliwy, poczuć się cudownie. Czy odrzucenie jest miłością?
- Nie.
- Strata?
- Nie.
- Zazdrość?
- No.. nie. Załóżmy, że rozumiem. Ale co to mi daje?
- Choćby to, że wiesz jak odróżniać rzeczy złe od miłości.
- Dzięki siostra. - powiedziała Vanessa i przytuliła mnie mocno.
- Hej, dziewczyny, może wyskoczymy gdzieś na zakupy? - do pokoju weszła Raini z napojami.
- Najpierw film. - powiedziałam. - Komedia. - i pobiegłam na dół do TV.
- Horror się chyba nie nadaje, co nie? - zapytałam, gdy dziewczyny dostrzegły mnie w końcu pod telewizorem wybierającą film.
      Po kilku minutach siedziałyśmy i oglądałyśmy film, którego tytuł nie był zbyt ciekawy, jednak film wręcz przeciwnie.

:::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::

Coraz bliżej święta, coraz bliżej święta...
Choinka nie ubrana, świąteczny rozdział nie wstawiony... No i co? I nic. A zostały DWA DNI do wigilii. Dodam w pierwszy lub drugi dzień Świąt, bo się nie wyrobię.
Życzenia wam jeszcze złożę.
Poproszę o jakiś komentarzyk, bo serio to mnie MOTYWUUUJE.
Mam nadzieję, że nie będziecie źli, że trochę krótki. Ale jakoś to to muszę rozłożyć!
Do następnego rozdziału ;)

1 komentarz: