- Laura, ja... - Mary nie mogła wykrztusić słowa.
- Nie tłumacz mi się! Znasz go! Jak mogłaś?! Za moimi plecami?!
- Ale ja próbowałam zebrać dowody!
- Jakie znowu dowody? - zapytałam wściekła.
- Że Ross cię zdradził.
- Ogarnij się, kobieto! Ross nigdy by mnie nie okłamałam! Kocha mnie!
- On z nim spiskował. - pokazała palcem na Concory'ego.
- Nie wierzę ci! - krzyknęłam.
- Masz takie prawo. Ale nic nie mów Rossowi.
- Nie mam zamiaru! Takich oszczerstw pod jego adresem jeszcze nie słyszałam! On uważał cię za przyjaciółkę! Pff. Nigdy ci nie ufałam. I jemu też. - spojrzałam na Petera wzrokiem pełnym pogardy. - Żegnam. Nie chcę cie więcej widzieć w moim domu. - oznajmiłam i ruszyłam szybkim krokiem do Studia.
Dotarłam tam, akurat zaczęły się głosowania na króla i królową balu.
- Jednak dzisiaj to nie lud, czyli wy, wybiera króla i królową balu, tylko szanowny hrabia Kopelow i ja. - dało się słyszeć słowa dezaprobaty. Ale kulturalne. Każdy przestrzegał mowy "tamtych czasów".
~♥~
- Na scenę zapraszam panią Rydel Lynch, w przebraniu cesarzowej Elżbiety zwanej także Sisi. - Rydel weszła wesoła na podest. Została wywołana pierwsza, z czego cieszyła się podwójnie. - Vanessę Marano przebraną za księżniczkę Izabelę. - Vanessa stanęła obok przyjaciółki. - Mary Vensis przebrana za bogatą wieśniaczkę. - Jednak Mary nie pojawiła się. Uśmiechnęłam się schylając głowę. Ross złapał mnie za rękę.
- Teraz będziesz ty. - szepnął mi do ucha.
- Skąd wiesz? - zapytałam.
- Przeczuwam.
- Mary Vensis. - powtórzył DJ. Jednak słychać było tylko szum sukni. - No dobrze, więc zapraszam Laurę Marano przebraną za Cristine, Smutną Pannę Młodą. - wkroczyłam na podest obok siostry.
- Teraz to wasza decyzja, która pani przejdzie do następnego etapu. Czy mógłbym paniom zadać kilka pytań?
- Oczywiście. - uśmiechnęła się Sisi.
- Jasne. - zaśmiała się lekko Van.
- To wskazane. - ukłoniłam się. Kochałam kłaniać się się w tej sukni.
- Więc, pani Lynch. Co pani sądzi o śmieceniu świata?
- Cóż, powiem pierw, że czuję się jak na wyborach miss Miami. Sądzę, że to bardzo złe. Każdy raczej by tak twierdził. Nawet ci, którzy to robią. Wyrzucą śmieci do lasu i powiedzą, że źle jest śmiecić. To nie mądre.
- Hrabino Izabelo, etykieta jest poprawna w pałacu? Może trzeba coś zmienić.
- Kąpanie co poniedziałek, jest głupie. Tak jak to, że zakazane jest mówienie, że coś jest głupie, jest głupie. Każdy ma prawo wyrazić swoje zdanie. A prawdziwy hrabia i prawdziwa hrabina, powinni kąpać się chociaż dwa razy na tydzień!
- Panno Cristine, czuy uważa pani za słuszne, że domom dziecka nie należy się więcej zasiłku niż osiemdziesiąt dolarów miesięcznie? - gdy usłyszałam to pytanie, zamurowało mnie.
- Co to ma znaczyć? Osiemdziesiąt dolarów miesięcznie i niby ja mam uważać to za słuszne? Wiem, na tym balu trzeba mówić na szesnasty wiek, ale... nie wyobrażam sobie, żeby w tamtych czasach tak mało dawano dzieciom, a tak dużo sobie. Tamte czasy byłe złe. I nawet zasiłki na ten wiek dla domów dziecka są za małe. Cieszę się, że Rydel przebrała się za cesarzową Elżbietę! Była ona najsilniejszą i najsprawiedliwszą z wszystkich księżnych i to ona podniosła zasiłki! Mogłam się właśnie za nią przebrać, a nie za Cristine! Tak, to piękna postać. I rozumiała, że jej ojciec zarabia za dużo pieniędzy, ale miała świadomość, że zarabiał je uczciwie, a nie z podatków własnego ludu! Nie mam zamiaru przechodzić do następnego etapu, jeśli mają mi zadawać takie pytania! - krzyknęłam i zeszłam z podestu. Podeszłam do Rossa i złapałam go za ręke.
- Nieźle. - zaśmialiśmy się cicho. Przytuliłam się do niego i usłyszałam oklaski dotyczące mojej śmiałej wypowiedzi.
~♥~
Ja, Raini, Calum i Ross wracaliśmy razem do swoich domów.
- Ble, ble, czy uważa to pani za słuszne? - przedrzeźniałam DJ'a. Dotknęłam korony na głowie, by sprawdzić, czy nie spadła.
- Tak to śmieszne, ale muszę wam coś powiedzieć. - oznajmił Calum tajemniczo.
- Stary, gadaj. Bez tajemniczości. - zaśmialiśmy się.
- To ostatni mój tydzień z wami.
- A serial?
- Jadę do szkoły filmowej, jak w serialu. Ostatni rok studiów tam i wracam na stałe do was. Zaczynam od lutego roku dwa tysiące szesnastego.
- To jeszcze pół roku! Jaki tydzień? - krzyknęła z oburzeniem, ale i jednocześnie z ulgą Raini.
- Powiedziałem tydzień? Musiałem się przejęzyczyć. - Rodriquez uderzyła go w ramię i znów się zaśmialiśmy.
Była druga w nocy, a byliśmy strasznie głośno. Jednak zostałam królową balu, ale tylko za moją wypowiedź. I może za wygląd...?
- Mieszkam na następnej ulicy. Spadam. Cześć!
- Siema, hrabio! - znów głośny śmiech.
Odprowadziliśmy z Rossem Raini i sami poszliśmy do mnie. Ja nie walnęłam się od razu na kanapę, choć chciałam. Najpierw chciałam się jednak przebrać i umyć. Szukałam więc w szafce mojego zmywacza do paznokci, by zabrać go na górę. Gdy znalazłam, spojrzałam na drzwi. O futrynę opierał się Ross.
- W końcu mam ciebie tylko dla siebie. - pocałował mnie.
- Ross, daj mi się przebrać. - zaśmiałam się.
- Nie! Proszę! Nie mogę się nacieszyć widokiem tej sukni i twojej sylwetki i figury i twarzy i włosów. Kocham cię. - jeszcze raz mnie pocałował, ale tym razem trwało to dłużej.
- A położysz się dzisiaj obok mnie? - poprosiłam.
- Jasne. Od długiego czasu próbuję cię na to namówić, bym chociaż przez pięć minut obok ciebie poleżał. - zaśmialiśmy się.
- Za dużo radości. - i śmiech.
Zdjęłam suknie, zmyłam paznokcie, rozpuściłam włosy, rozczesałam je i dopiero wtedy przebrałam się w piżamy. Położyłam się i w ogóle zapomniałam, że suknia leży na podłodze nie złożona.
Po chwili przyszedł Ross. Posunęłam się, żeby zrobić mu miejsce i za chwile już byłam do niego przytulona.
~♡~
Następnego dnia, składałam pranie na kanapie i oglądałam "Zoom". Musiałam złożyć pranie, ale musiałam też to obejrzeć.
Ross miał jakiś wywiad do gazetki Miami z zespołem.
- Mówią, że bierzesz narkotyki. To prawda? - zapytał prezenter.
- Oczywiście, że nie. To niepojęte. I nieprawda. - oburzyła się jakaś aktorka z najnowszego filmu Miami Studios.
- A czy zaśpiewasz nam jedną z piosenek twojego filmu?
- Emm... Ja umiem tylko kawałek "I gonna be", bo tylko tyle śpiewam.
- Ale jesteś główną bohaterką.
- Tak naprawdę to Louis jest głównym bohaterem i to on ma talent. Film polega na tym, że Britney zakochuje się w Louisie, ale nie wiedziała ona wszystkiego o chłopaku. Nie wiedziała, że kocha on grać i śpiewać i ona próbuje z nim o tym porozmawiać, ale woli Louisa podsłuchiwać. Więc pewnego dnia próbuje zaśpiewać ulubioną piosenkę chłopaka. Załamuje się, bo zdaje sobie sprawę, że on kocha muzykę, a ona nie, więc postanawia z nim zerwać.
- I na tym koniec?
- Louis próbuje ją odzyskać, cały czas zastanawia się dlaczego Britney tak postąpiła. Britney w końcu ulega i mówi mu, że do siebie nie pasują, że on kocha coś, czego ona nie umie. Śpiewać, grać. Wtedy Louis... Tego już powiedzieć nie mogę, bo to jeszcze nie jest upublicznione. Zresztą to kluczowy moment, więc nie.
- Czemu składasz mój pranie? - zapytał ktoś za moimi plecami.
- Jeja, Ross. Nie strasz.
- To czemu? - pocałował mnie w policzek na powitanie.
- Bo tu mieszkasz. I cicho bądź. - rozkazałam i wsłuchałam się w kawałek piosenki "I gonna be".
- To "Zoom"? - zapytał.
- Tak, cicho. - utwór się skończył.
- Coś to krótkie było. - powiedział rozkładając się na kanapie.
- Idź mi stąd, bo cie za chwile tą bluzką uduszę! - krzyknęłam, a on uciekł do kuchni śmiejąc się.
♪ tydzień później ♪
Stałam przed lustrem i nie mogłam wybrać jednej z trzech sukienek. A może założyć jakiś luźny strój? A może kombinezon? Codziennie nie nosze takich rzeczy, tak jak spodenek z szelakami. Muszę zadzwonić do Rydel, może ona mi coś poradzi. A może jednak do niej pójdę?
Zapukałam do drzwi Lynchów. Otworzył mi Riker.
- Gdzie Rydel? - zapytałam niespokojna.
- W swoim pokoju chyba. - odpowiedział, a ja pobiegłam na górę i wparowałam do różowego pokoju. Blondynka przypatrywała się sukienkom rozłożonym na łóżku.
- Pomóż! - wypowiedziałyśmy obie naraz, po czym obie załamałyśmy ręce.
- Oglądałam odcinek sprzed tygodnia w "Zoomie" i dziewczyna ubrała się tak zwykle, codziennie. Potem zmieszali ją z błotem, bo założyła biało-czarno trampki do czerwonej bluzki! - wykrzyknęłam.
- A ja oglądałam odcinek, jak taka jedna ubrała się strojnie. Sukienka, szpilki i potem napisali, że miała nieodpowiednią fryzurę. - spojrzałyśmy na siebie i próbowałyśmy usiąść na łóżku, ale nie udało nam się to i wylądowałyśmy na podłodze, pod nim. Na głowy spadły nam sukienki Rydel.
- No to już jakieś żarty. - blondynka ściągnęła białą sukienkę z głowy.
- Ej, bo za go... - Rocky przerwał, gdy nas zobaczył. - A nie możecie ubrać się normalnie?
- Wiesz, jaki to jest sławny magazyn? - powiedziała Rydel.
- Wiem. Ale przecież ich nie obchodzi, jak wyglądacie.
- Obchodzi! - wykrzyknęłyśmy razem.
- Ubierzcie się normalnie! Jak was zmieszają z błotem, to miłość fanów do was się nie zmieni, bo jakiś magazyn napisał, że założyliście trampki do sukienki. I się fani wkurzą i rozniosą to studio "Zooma". Ech, no dobra, ja spadam. Za godzine wyjeżdżamy. - Rocky wyszedł, a dziewczyny uśmiechnęły się do siebie. Już miały plan.
:::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::
Cóż, One Shoty pojawią się nie długo, bo chcę je dodać jednocześnie, a teraz jestem na wakacjach i nie mam trochę czasu na pisanie :P Ale na pewno nie długo się pojawią! :) A ja teraz idę pojeść hotelowych płatków czekoladowych z hotelowym mlekiem xD
Choć blog jest zakończony, będę tu wpadać, więc możecie komentować i pisać. Do końca jeszcze go nie opuściłam! I również nie zamierzam go usuwać.
Wpadajcie na nowego bloga (o wszystkim i niczym)!
Chcecie dowiedzieć się o mnie więcej? "Kontakt i Portale Społecznościowe"
Instagram: aleks_lover
Snapchat: aleksa213
Ask: aleks_to_ja
Twitter: @arleciaxd
Musical.ly: paandaa13
poniedziałek, 27 lipca 2015
Chapter 19 "W naszej bajce"
Świat wydawał się rano pochmurny i smutny, jakby wiedział, że stanie się coś złego. Bal miał być dopiero wieczorem, a Ross za wszelką cenę chciał zobaczyć swoją dziewczynę w tej cudnej sukni ślubnej o której opowiadała. Nie wpadł jednak na pomysł, by szukać pod kanapą. Suknia była szczelnie zapakowana w folię, więc żaden kurz, ani żadna bakteria, nic by się do niej nie dostało.
Laura do godziny trzynastej była cały czas w piżamach, ale jednak w końcu się ubrała i postanowiła się przejść. Ross zaprzestał szukania przebrania i poszedł w ślady Laury, ale dopiero pół godziny później.
♪ Ross ♪
Gdy przeglądałem Twittera, idąc ulicami miasta do domu, zadzwonił do mnie menager zespołu.
- Za tydzień ty i zespół macie wywiad do tego... no... co za nazwa...
- "Jay Show"? - próbowałem coś podpowiedzieć.
- Coś ty. Wiesz, że go nie lubie. Inny program. Popularny, ale ja nie mam pamięci do nazw...
- "Zoom"? Proszę, powiedz, że załatwiłeś nam wywiad w "Zoomie"!
- Tak, to ta nazwa. Masz jednocześnie też reprezentować "Austin & Ally"
- Porozmawiaj z menagerem Laury. Jej marzeniem było tam wystąpić.
- Spróbuje.
- I jeśli się zgodzi to niech nie dzwoni.
- I tak zadzwoni.
- No racja. No to się postaraj. No dzięki. - rozłączyłem się, ponieważ dotarłem już do domu. Miałem już wejść do ogrodu, ale zauważyłem kilka metrów ode mnie Laurę.
- Kto do kogo ma nie dzwonić? - podeszła do mnie.
- Tylko tyle słyszałaś?
- Tak. Powiesz mi?
- Znasz "Zoom"? - zapytałem chowając telefon do kieszeni.
- No jasne! Kocham ten program! Są tam wywiady z największymi gwiazdami i aktorami najsławniejszych seriali! A co? - ostatnie słowa wypowiedziała z zaciekawieniem.
- Chyba załatwiłem ci tam wywiad ze mną i R5.
- Aaaaa! Dziękuję, dziękuję, dziękuję! Jak ja cię kocham! - przytuliła mnie mocno na oczach kilku osób.
- A tam. Nie ma sprawy.
- Nie ma sprawy?! Jest sprawa! Kiedy to jest?
- Za tydzień.
- Muszę sobie przygotować odpowiedzi! To taki sławny program! - złapałem ją za rękę i zacząłem prowadzić do domu. - Muszę obejrzeć kilka odcinków i w ogóle! Przecież jak spale jakąś odpowiedź to masakra! - spojrzałem na nią, otwierając drzwi. W odpowiedzi mojego wzroku, zachowała się jak Ally z pierwszego sezonu. - Dobra, już nie będe. - przepuściłem ją w drzwiach i sam wszedłem.
~♥~
Po kilku godzinach, ściemniło się. Została bardzo mało czasu do balu. Laura chodziła od pomieszczenia do pomieszczenia nie wiedząc co zrobić i od czego zacząć przygotowania. Gdy z salonu szła do łazienki, zatrzymałem ją i objąłem.
- Mam dość jak tak chodzisz od jednego miejsca do drugiego.
- Ale ja muszę się szykować! - próbowała się wyrwać. Przytuliłem ją mocniej.
- Niee, najpierw powiedz, gdzie chcesz iść.
- Emmm... Najpierw powinnam iść zrobić paznokcie, żeby potem nie ubrudzić sukienki.
- Potem?
- Pomaluję się szybkoschnącym i powinno mi to zająć około pięciu minut. Chociaż zajmę się tym staranniej. Następnie założę suknię. Potem fryzura i buty. Na końcu makijaż. I jestem gotowa.
- A ja w tym czasie zdążę założyć garnitur i ułożyć fryzurę. No i buty. - puściłem dziewczynę.
- Chciałeś mnie po prostu ogarnąć! Dziękuję. - pocałowała mnie w policzek i pobiegła do swojego pokoju.
~♥~
Opierałem się o szafkę koło kanapy w salonie. Nie widziałem Laury, gdy szła po kosmetyki już ubrana do łazienki, czego bardzo żałuję. Czekałem koło piętnastu minut, aż moja dziewczyna wyjdzie ze swojego pokoju.
Zadzwonił dzwonek do drzwi. Otworzyłem, a w drzwiach znajdowała się dwójka mojego rodzeństwa, czyli Rydel i Riker ze swoimi drugimi połówkami, Ellingtonem i Vanessą. Przywitałem się z nimi i kazałem wejść do środka, ponieważ wieczór był zimny. Dziewczyny wyglądały prześliczne w strojach cesarzowych, a chłopaki gustownie w strojach hrabiów. Ja miałem na sobie zwykły garnitur i ułożyłem sobie włosy na "tamte czasy".
- Postanowiliśmy do was wpaść i zabrać się z wami. Gdzie Laura? - zagadnęła Vanessa.
- Przebiera się. - odpowiedziałem i spojrzałem na chłopaków. Mieli takie miny jakby za moimi plecami był jakiś cud świata. Odwróciłem się i ujrzałem cud świata.
Po schodach schodziła brunetka o błyszczących oczach, ślicznej twarzy i przepięknej, nieziemskiej sukni. Jej buty były ozdobione diamencikami, tak jak jej strój. Wydawało się, że na włosy ktoś posypał jej złoto.
Laura podbiegła do siostry i przyjaciółki. Przytuliła je mocno.
- Laura... Wyglądasz ślicznie! - krzyknęła Rydel.
- Wow! - dodała Vanessa.
- Dziękuję. Wiecie już o wywiadzie w "Zoomie" za tydzień?
- Tak. Strasznie się cieszę. Tylko Vanessy nie będzie. - Rydel posmutniała po ostatnich słowach. Dziewczyny odwróciły się do nas.
- Idziemy? - Van spojrzała na Rikera.
Ja cały czas byłem oszołomiony widokiem Laury. Jednak ja i chłopaki ogarnęliśmy się widokiem swoich dziewczyn i wszyscy wyszliśmy na zewnątrz. Droga minęła nam wesoło. Do pomieszczenia musieliśmy wchodzić tylko w dwójkę, bo było małe na trzy przepiękne suknie. Najpierw wszedł Ratllif z Rydel, potem Riker z Vanessą, na końcu ja z Laurą. Gdy wkroczyliśmy my, wszyscy spojrzeli na nas i zaprzestali tańczyć. DJ, który opowiadał mi historię o Smutnej Pannie Młodej, wyłączył na chwilę muzykę.
- Drodzy państwo, od czterech lat, nie pojawiała się u nas Cristine. Powitajmy ją. - rozległy się oklaski i okrzyki. - Panno Cristine, proszę wejść na podest. - poprosił przez mikrofon DJ. Podszedłem z Laurą do ruchomego podestu. Sam wejść nie mogłem, ale trzymałem dziewczynę za rękę dopóki nie doszła do końca schodów.
Gdy Laura ukłoniła się do publiczności, podest zaczął się podnosić, czego brunetka lekko się przestraszyła i zachwiała. Po chwili wszystkie światła skierowały się na Cristine, a portret prawdziwej Panny Młodej został odsłonięty.
- Mamy najbardziej podobną Cristine od trzydziestu lat! - znowu okrzyki i oklaski. Nie umiałem powiedzieć czy na obrazie jest Laura, która stoi pod swoim własnym obrazem, czy Cristine, która z tego obrazu wyszła.
Po sprawdzeniu podobieństwa do panny Vertino z przebraną panną Vertino, był uroczysty polonez.
- Ostatnio poloneza tańczyłam na koniec gimnazjum! - oświadczyła brunetka, gdy reżyser ustawił nas na samym początku tańczących.
- Z kim? - zapytałem ciekawy.
- Z moją pierwszą miłością z gimnazjum. Już go nie pamiętam. Miał chyba na imię Sam. Znaczy, tak go nazywali. Ale naprawdę nazywał się inaczej.
Następnie młodsi mogli sobie zrobić zdjęcie ze swoimi idolami z serialu i z mini porozmawiać.
Potem uroczysta kolacja z zastawą wyglądająca, jakby była z szesnastego wieku. Ale dania były na wiek teraźniejszy. Gdy Laura skończyła jeść, podeszła do reżysera, który siedział kilka krzeseł od nas.
♪ Laura ♪
Skończyłam jeść i złapała mnie chęć na kłótnie w sprawie serialu, więc podeszłam do mojego szefa.
- Witam, panie Kopelow. - ukłoniłam się i ułożyłam dłonie jak to zwykle robią damy w filmach o tamtych czasach. - Chciałabym z panem porozmawiać w sprawie serialu.
- Dobrze. Wyjdźmy do ogrodu. - reżyser wstał i razem zmierzyliśmy do wyjścia.
Cały budynek był w nastroju balowym. Gdy wyszliśmy, kilka drzwi dalej była nagrywana jakaś scena, w której wybucha bomba, albo coś tam wysadzają. Wystrój budynku, aż przestał być taki piękny od takich dźwięków.
Nigdy nie przechodziłam z Rossem, z Raini, ani z Calumem przez ogród Studia. Omijaliśmy go szerokim łukiem, ponieważ woleliśmy wejść od tyłu, od zaplecza i rekwizytorni. Tam zawsze się coś działo. Na przykład kiedyś przyłapaliśmy sprzątaczkę na paleniu papierosa, a podobnież w firmie zakazane jest palenie. Nie jest to zbyt ekscytujące, ale rzeczy, które dość za często widzimy są jeszcze bardziej złe. Kiedyś myśleliśmy, że wybuchł pożar, ale to tylko kamerzysta z innego filmu chciał spalić swoją kamerę, bo nie miała efektu "lomo" w przerabianiu nagrań.
Ogród był naprawdę śliczny. Kwiaty tu, kwiaty tam, równo obcięte krzaki i trawnik.
- Specjalnie na bal kazałem wykupić sto różnych kolorów róż i postawić w Studiu i w przypadkowych miejscach w ogrodzie.
- Bardzo dobrze pan postąpił. To prześlicznie wygląda.
- Taką miałem szczerą nadzieję. O czym pani chciała ze mną pogadać?
- Panie Kopelow, proszę mówić po imieniu jak codziennie.
- Nie mogę. Podczas balu zakazane jest mówienie mową dwudziestego pierwszego wieku, hrabino.
- No dobrze... Chciałam pogadać o serialu. - reżyser spojrzał na mnie nic nie odpowiadając. - Hrabio. - dokończyłam.
- Czy popełniłem w czymś błąd?
- Ja i mój... eee... mój najdroższy przyjaciel Ross, dyskutowaliśmy ostatnio o skutku balu. W e-ma... w wiadomości, było napisane, że "z okazji rozpoczęcia nagrywania serialu, które rozpocznie się w październiku". Ja i hrabia Ross nie rozumiemy tych słów. Przecież nagrywanie zostało zakończone cztery dni temu, proszę pana.
- Otóż, to były tylko próby nagrywania. Do tego jakże sławnego programu telewizyjnego ogłosiliśmy już oficjalnie w kwietniu, że sezon czwarty "Austin & Ally" będzie nagrywany na pewno.
- Raczej chyba "Hrabia Howard & Hrabina Eleonor". - zaśmialiśmy się. - Czyli całe to nagrywanie... to na nic? - posmutniałam.
- Oczywiście, że nie. Niektóre odcinki będziemy porównywać z tymi nowymi i sprawdzać, które są lepsze. Proszę się nie smucić, pani Marano.
- Ale mamy szkołę, hrabio, jak my to mamy połączyć! To absurdalne!
- Będziecie od razu po szkole przychodzić do Studia.
- Ale wywiady, spotkania ze znajomymi, zajęcia dodatkowe.
- Trzeba to jakoś połączyć. Sobota i niedziela, będą dniami wolnymi. Cóż, muszę już wracać. - oznajmił nagle i zatrzymał się.
- Czuję, że nie długo będzie wybieranie na króla i królową balu. Wraca pani ze mną?
- Nie, dziękuję za propozycję, ale jeszcze trochę się przejdę. Proszę powiedzieć mojemu... drogiemu przyjacielowi Rossowi, że nie długo przyjdę. Przekaże mu to pan?
- Oczywiście. Życzę miłego spaceru. Proszę wracać szybko. Nie może hrabinę ominąć wybieranie zgromadzonych na balu pięciu najpiękniejszych dziewczyn. Jedną wybieram ja. Jest pani najpiękniejsza tego wieczoru. Zostanie pani wybrana większością głosów, tego jestem pewien. Nie żegnam się. Czuję, że nie długo się zobaczymy.
- Na pewno. - ukłoniłam się. Chwilę jeszcze patrzyłam na oddalającego się szefa, ale w końcu odwróciłam się i zaczęłam przemierzać ogród patrząc na szczegóły.
Mogło się wydawać, że sprowadzono tutaj najpiękniejsze kwiaty świata. Przerażało mnie tylko to, że jestem tu sama. Reszta ludzi była w środku, tylko ja chodziłam po ogrodzie zalanym promieniami księżyca.
Moja suknia była śliczna. Spoglądałam czasem na nią, nie wierząc, że naprawdę mam ją na sobie. Wyobrażałam sobie czasem, że obok mnie idzie mój tata i prowadzi mnie do mojego ukochanego. Ktoś dla mnie bliski gra marsza weselnego. Łapię rękę mojego przyszłego męża i spoglądam na niego. Gdy byłam mała, nigdy nie widziałam twarzy tej osoby. Teraz widzę Rossa. Jednak wszystko może się zmienić... Ale nie chciałabym tego i to właśnie z nim chciałabym spędzić resztę życia. Przechodzić z nim przez problemy i cieszyć się z nim każdą wesołą chwilą. W naszej bajce. Ale jeszcze lata miną, zanim drugi raz, założę suknię i kupię welon.
Coś zaszeleściło w krzakach. Pomyślałam, że to jakiś ptak, czy coś innego i szłam dalej. Znowu szelest. Zatrzymałam się i popatrzyłam jak ten szelest oddala się ode mnie i w końcu zaprzestaje na końcu żywopłotu. Trochę się bałam, ale za wszelką cenę chciałam zobaczyć co się tam kryje. Podeszłam spokojnie do końca i zobaczyłam kogoś, kogo wcale nie chciałam widzieć już nigdy w życiu na oczy.
- Witaj, hrabino. - Peter podszedł do mnie i ucałował mi rękę.
- Czego chcesz?
- Jesteś Cristine, nie jakąś nędzną władczynią, kochanie. "Twój drogi przyjaciel" odciął by mi głowę, gdyby to usłyszał. - zaśmiał się, ale ja nadal byłam przerażona. Uśmiechnęłam się jednak, dawne zasady etykiety.
- Proszę, byś opuścił bal.
- Nie masz prawa mnie o to prosić. Jestem tu legalnie i według prawa. Chciałem się tylko trochę rozerwać. Pani, jak układa ci z twoim kochasiem?
- Nie obchodzi mnie mowa tego balu, gdy nie słyszą mnie jego organizatorzy. Odejdź ode mnie. - rozkazałam, ale on złapał mnie za rękę.
- Puść ją! Nie masz prawa! - usłyszałam krzyk z alejki, którą szłam. Biegła do nas Mary. W długiej sukni miała to utrudnione. - Zostaw ją, nieznajomy. - powiedziała i uwolniła moją rękę z uścisku.
- Nieznajomy? Vensis! Ogarnij się! - krzyknął Peter i załamał ręce.
- Mówiłam, masz zakaz zbliżania się do nich!
Nie rozumiałam sytuacji.
- Wy się znacie? - zapytałam. Mary spojrzała na mnie pełnym strachu spojrzeniem. Jednak Concory patrzył na mnie pełen wściekłości w oczach.
Laura do godziny trzynastej była cały czas w piżamach, ale jednak w końcu się ubrała i postanowiła się przejść. Ross zaprzestał szukania przebrania i poszedł w ślady Laury, ale dopiero pół godziny później.
♪ Ross ♪
Gdy przeglądałem Twittera, idąc ulicami miasta do domu, zadzwonił do mnie menager zespołu.
- Za tydzień ty i zespół macie wywiad do tego... no... co za nazwa...
- "Jay Show"? - próbowałem coś podpowiedzieć.
- Coś ty. Wiesz, że go nie lubie. Inny program. Popularny, ale ja nie mam pamięci do nazw...
- "Zoom"? Proszę, powiedz, że załatwiłeś nam wywiad w "Zoomie"!
- Tak, to ta nazwa. Masz jednocześnie też reprezentować "Austin & Ally"
- Porozmawiaj z menagerem Laury. Jej marzeniem było tam wystąpić.
- Spróbuje.
- I jeśli się zgodzi to niech nie dzwoni.
- I tak zadzwoni.
- No racja. No to się postaraj. No dzięki. - rozłączyłem się, ponieważ dotarłem już do domu. Miałem już wejść do ogrodu, ale zauważyłem kilka metrów ode mnie Laurę.
- Kto do kogo ma nie dzwonić? - podeszła do mnie.
- Tylko tyle słyszałaś?
- Tak. Powiesz mi?
- Znasz "Zoom"? - zapytałem chowając telefon do kieszeni.
- No jasne! Kocham ten program! Są tam wywiady z największymi gwiazdami i aktorami najsławniejszych seriali! A co? - ostatnie słowa wypowiedziała z zaciekawieniem.
- Chyba załatwiłem ci tam wywiad ze mną i R5.
- Aaaaa! Dziękuję, dziękuję, dziękuję! Jak ja cię kocham! - przytuliła mnie mocno na oczach kilku osób. - A tam. Nie ma sprawy.
- Nie ma sprawy?! Jest sprawa! Kiedy to jest?
- Za tydzień.
- Muszę sobie przygotować odpowiedzi! To taki sławny program! - złapałem ją za rękę i zacząłem prowadzić do domu. - Muszę obejrzeć kilka odcinków i w ogóle! Przecież jak spale jakąś odpowiedź to masakra! - spojrzałem na nią, otwierając drzwi. W odpowiedzi mojego wzroku, zachowała się jak Ally z pierwszego sezonu. - Dobra, już nie będe. - przepuściłem ją w drzwiach i sam wszedłem.
~♥~
Po kilku godzinach, ściemniło się. Została bardzo mało czasu do balu. Laura chodziła od pomieszczenia do pomieszczenia nie wiedząc co zrobić i od czego zacząć przygotowania. Gdy z salonu szła do łazienki, zatrzymałem ją i objąłem.
- Mam dość jak tak chodzisz od jednego miejsca do drugiego.
- Ale ja muszę się szykować! - próbowała się wyrwać. Przytuliłem ją mocniej.
- Niee, najpierw powiedz, gdzie chcesz iść.
- Emmm... Najpierw powinnam iść zrobić paznokcie, żeby potem nie ubrudzić sukienki.
- Potem?
- Pomaluję się szybkoschnącym i powinno mi to zająć około pięciu minut. Chociaż zajmę się tym staranniej. Następnie założę suknię. Potem fryzura i buty. Na końcu makijaż. I jestem gotowa.
- A ja w tym czasie zdążę założyć garnitur i ułożyć fryzurę. No i buty. - puściłem dziewczynę.
- Chciałeś mnie po prostu ogarnąć! Dziękuję. - pocałowała mnie w policzek i pobiegła do swojego pokoju.
~♥~
Opierałem się o szafkę koło kanapy w salonie. Nie widziałem Laury, gdy szła po kosmetyki już ubrana do łazienki, czego bardzo żałuję. Czekałem koło piętnastu minut, aż moja dziewczyna wyjdzie ze swojego pokoju.
Zadzwonił dzwonek do drzwi. Otworzyłem, a w drzwiach znajdowała się dwójka mojego rodzeństwa, czyli Rydel i Riker ze swoimi drugimi połówkami, Ellingtonem i Vanessą. Przywitałem się z nimi i kazałem wejść do środka, ponieważ wieczór był zimny. Dziewczyny wyglądały prześliczne w strojach cesarzowych, a chłopaki gustownie w strojach hrabiów. Ja miałem na sobie zwykły garnitur i ułożyłem sobie włosy na "tamte czasy".
- Postanowiliśmy do was wpaść i zabrać się z wami. Gdzie Laura? - zagadnęła Vanessa.
- Przebiera się. - odpowiedziałem i spojrzałem na chłopaków. Mieli takie miny jakby za moimi plecami był jakiś cud świata. Odwróciłem się i ujrzałem cud świata.
Po schodach schodziła brunetka o błyszczących oczach, ślicznej twarzy i przepięknej, nieziemskiej sukni. Jej buty były ozdobione diamencikami, tak jak jej strój. Wydawało się, że na włosy ktoś posypał jej złoto.
Laura podbiegła do siostry i przyjaciółki. Przytuliła je mocno.
- Laura... Wyglądasz ślicznie! - krzyknęła Rydel.
- Wow! - dodała Vanessa.
- Dziękuję. Wiecie już o wywiadzie w "Zoomie" za tydzień?
- Tak. Strasznie się cieszę. Tylko Vanessy nie będzie. - Rydel posmutniała po ostatnich słowach. Dziewczyny odwróciły się do nas.
- Idziemy? - Van spojrzała na Rikera.
Ja cały czas byłem oszołomiony widokiem Laury. Jednak ja i chłopaki ogarnęliśmy się widokiem swoich dziewczyn i wszyscy wyszliśmy na zewnątrz. Droga minęła nam wesoło. Do pomieszczenia musieliśmy wchodzić tylko w dwójkę, bo było małe na trzy przepiękne suknie. Najpierw wszedł Ratllif z Rydel, potem Riker z Vanessą, na końcu ja z Laurą. Gdy wkroczyliśmy my, wszyscy spojrzeli na nas i zaprzestali tańczyć. DJ, który opowiadał mi historię o Smutnej Pannie Młodej, wyłączył na chwilę muzykę.
- Drodzy państwo, od czterech lat, nie pojawiała się u nas Cristine. Powitajmy ją. - rozległy się oklaski i okrzyki. - Panno Cristine, proszę wejść na podest. - poprosił przez mikrofon DJ. Podszedłem z Laurą do ruchomego podestu. Sam wejść nie mogłem, ale trzymałem dziewczynę za rękę dopóki nie doszła do końca schodów.
Gdy Laura ukłoniła się do publiczności, podest zaczął się podnosić, czego brunetka lekko się przestraszyła i zachwiała. Po chwili wszystkie światła skierowały się na Cristine, a portret prawdziwej Panny Młodej został odsłonięty.
- Mamy najbardziej podobną Cristine od trzydziestu lat! - znowu okrzyki i oklaski. Nie umiałem powiedzieć czy na obrazie jest Laura, która stoi pod swoim własnym obrazem, czy Cristine, która z tego obrazu wyszła.
Po sprawdzeniu podobieństwa do panny Vertino z przebraną panną Vertino, był uroczysty polonez.
- Ostatnio poloneza tańczyłam na koniec gimnazjum! - oświadczyła brunetka, gdy reżyser ustawił nas na samym początku tańczących.
- Z kim? - zapytałem ciekawy.
- Z moją pierwszą miłością z gimnazjum. Już go nie pamiętam. Miał chyba na imię Sam. Znaczy, tak go nazywali. Ale naprawdę nazywał się inaczej.
Następnie młodsi mogli sobie zrobić zdjęcie ze swoimi idolami z serialu i z mini porozmawiać.
Potem uroczysta kolacja z zastawą wyglądająca, jakby była z szesnastego wieku. Ale dania były na wiek teraźniejszy. Gdy Laura skończyła jeść, podeszła do reżysera, który siedział kilka krzeseł od nas.
♪ Laura ♪
Skończyłam jeść i złapała mnie chęć na kłótnie w sprawie serialu, więc podeszłam do mojego szefa.
- Witam, panie Kopelow. - ukłoniłam się i ułożyłam dłonie jak to zwykle robią damy w filmach o tamtych czasach. - Chciałabym z panem porozmawiać w sprawie serialu.
- Dobrze. Wyjdźmy do ogrodu. - reżyser wstał i razem zmierzyliśmy do wyjścia.
Cały budynek był w nastroju balowym. Gdy wyszliśmy, kilka drzwi dalej była nagrywana jakaś scena, w której wybucha bomba, albo coś tam wysadzają. Wystrój budynku, aż przestał być taki piękny od takich dźwięków.
Nigdy nie przechodziłam z Rossem, z Raini, ani z Calumem przez ogród Studia. Omijaliśmy go szerokim łukiem, ponieważ woleliśmy wejść od tyłu, od zaplecza i rekwizytorni. Tam zawsze się coś działo. Na przykład kiedyś przyłapaliśmy sprzątaczkę na paleniu papierosa, a podobnież w firmie zakazane jest palenie. Nie jest to zbyt ekscytujące, ale rzeczy, które dość za często widzimy są jeszcze bardziej złe. Kiedyś myśleliśmy, że wybuchł pożar, ale to tylko kamerzysta z innego filmu chciał spalić swoją kamerę, bo nie miała efektu "lomo" w przerabianiu nagrań.
Ogród był naprawdę śliczny. Kwiaty tu, kwiaty tam, równo obcięte krzaki i trawnik.
- Specjalnie na bal kazałem wykupić sto różnych kolorów róż i postawić w Studiu i w przypadkowych miejscach w ogrodzie.
- Bardzo dobrze pan postąpił. To prześlicznie wygląda.
- Taką miałem szczerą nadzieję. O czym pani chciała ze mną pogadać?
- Panie Kopelow, proszę mówić po imieniu jak codziennie.
- Nie mogę. Podczas balu zakazane jest mówienie mową dwudziestego pierwszego wieku, hrabino.
- No dobrze... Chciałam pogadać o serialu. - reżyser spojrzał na mnie nic nie odpowiadając. - Hrabio. - dokończyłam.
- Czy popełniłem w czymś błąd?
- Ja i mój... eee... mój najdroższy przyjaciel Ross, dyskutowaliśmy ostatnio o skutku balu. W e-ma... w wiadomości, było napisane, że "z okazji rozpoczęcia nagrywania serialu, które rozpocznie się w październiku". Ja i hrabia Ross nie rozumiemy tych słów. Przecież nagrywanie zostało zakończone cztery dni temu, proszę pana.
- Otóż, to były tylko próby nagrywania. Do tego jakże sławnego programu telewizyjnego ogłosiliśmy już oficjalnie w kwietniu, że sezon czwarty "Austin & Ally" będzie nagrywany na pewno.
- Raczej chyba "Hrabia Howard & Hrabina Eleonor". - zaśmialiśmy się. - Czyli całe to nagrywanie... to na nic? - posmutniałam.
- Oczywiście, że nie. Niektóre odcinki będziemy porównywać z tymi nowymi i sprawdzać, które są lepsze. Proszę się nie smucić, pani Marano.
- Ale mamy szkołę, hrabio, jak my to mamy połączyć! To absurdalne!
- Będziecie od razu po szkole przychodzić do Studia.
- Ale wywiady, spotkania ze znajomymi, zajęcia dodatkowe.
- Trzeba to jakoś połączyć. Sobota i niedziela, będą dniami wolnymi. Cóż, muszę już wracać. - oznajmił nagle i zatrzymał się.
- Czuję, że nie długo będzie wybieranie na króla i królową balu. Wraca pani ze mną?
- Nie, dziękuję za propozycję, ale jeszcze trochę się przejdę. Proszę powiedzieć mojemu... drogiemu przyjacielowi Rossowi, że nie długo przyjdę. Przekaże mu to pan?
- Oczywiście. Życzę miłego spaceru. Proszę wracać szybko. Nie może hrabinę ominąć wybieranie zgromadzonych na balu pięciu najpiękniejszych dziewczyn. Jedną wybieram ja. Jest pani najpiękniejsza tego wieczoru. Zostanie pani wybrana większością głosów, tego jestem pewien. Nie żegnam się. Czuję, że nie długo się zobaczymy.
- Na pewno. - ukłoniłam się. Chwilę jeszcze patrzyłam na oddalającego się szefa, ale w końcu odwróciłam się i zaczęłam przemierzać ogród patrząc na szczegóły.
Mogło się wydawać, że sprowadzono tutaj najpiękniejsze kwiaty świata. Przerażało mnie tylko to, że jestem tu sama. Reszta ludzi była w środku, tylko ja chodziłam po ogrodzie zalanym promieniami księżyca.
Moja suknia była śliczna. Spoglądałam czasem na nią, nie wierząc, że naprawdę mam ją na sobie. Wyobrażałam sobie czasem, że obok mnie idzie mój tata i prowadzi mnie do mojego ukochanego. Ktoś dla mnie bliski gra marsza weselnego. Łapię rękę mojego przyszłego męża i spoglądam na niego. Gdy byłam mała, nigdy nie widziałam twarzy tej osoby. Teraz widzę Rossa. Jednak wszystko może się zmienić... Ale nie chciałabym tego i to właśnie z nim chciałabym spędzić resztę życia. Przechodzić z nim przez problemy i cieszyć się z nim każdą wesołą chwilą. W naszej bajce. Ale jeszcze lata miną, zanim drugi raz, założę suknię i kupię welon.
Coś zaszeleściło w krzakach. Pomyślałam, że to jakiś ptak, czy coś innego i szłam dalej. Znowu szelest. Zatrzymałam się i popatrzyłam jak ten szelest oddala się ode mnie i w końcu zaprzestaje na końcu żywopłotu. Trochę się bałam, ale za wszelką cenę chciałam zobaczyć co się tam kryje. Podeszłam spokojnie do końca i zobaczyłam kogoś, kogo wcale nie chciałam widzieć już nigdy w życiu na oczy.
- Witaj, hrabino. - Peter podszedł do mnie i ucałował mi rękę.
- Czego chcesz?
- Jesteś Cristine, nie jakąś nędzną władczynią, kochanie. "Twój drogi przyjaciel" odciął by mi głowę, gdyby to usłyszał. - zaśmiał się, ale ja nadal byłam przerażona. Uśmiechnęłam się jednak, dawne zasady etykiety.
- Proszę, byś opuścił bal.
- Nie masz prawa mnie o to prosić. Jestem tu legalnie i według prawa. Chciałem się tylko trochę rozerwać. Pani, jak układa ci z twoim kochasiem?
- Nie obchodzi mnie mowa tego balu, gdy nie słyszą mnie jego organizatorzy. Odejdź ode mnie. - rozkazałam, ale on złapał mnie za rękę.
- Puść ją! Nie masz prawa! - usłyszałam krzyk z alejki, którą szłam. Biegła do nas Mary. W długiej sukni miała to utrudnione. - Zostaw ją, nieznajomy. - powiedziała i uwolniła moją rękę z uścisku.
- Nieznajomy? Vensis! Ogarnij się! - krzyknął Peter i załamał ręce.
- Mówiłam, masz zakaz zbliżania się do nich!
Nie rozumiałam sytuacji.
- Wy się znacie? - zapytałam. Mary spojrzała na mnie pełnym strachu spojrzeniem. Jednak Concory patrzył na mnie pełen wściekłości w oczach.
czwartek, 23 lipca 2015
Chapter 18 "Ile szczęścia może dać nawet jedno słowo"
• Ross •
Dokańczałem malowanie podestu, gdy zadzwoniła Laura.
- Ross! Już, do domu. Musisz jeszcze wypełnić papiery i się przebrać!
- Laura, spokojnie. Nie rób się starsza.
- Ble ble ble do domu. - rozłączyła się.
- Już spadasz? - zapytała Mary, gdy założyłem plecak.
- No. Musze załatwić szkołę. Cześć.
- Cześć.
Śpieszyłem się, więc prawie biegłem przez park. Wkroczyłem do domu, moja dziewczyna spojrzała na mnie gniewnym wzrokiem i podała mi papiery podaniowe.
- Miejsca są zapewnione. Trzeba się tylko zgłosić. Powiedziałeś o tym Raini?
- Nie było jej... - Laura była do tego momentu odwrócona tyłem do mnie. Gdy się odwróciła, byłem wpatrzony w papiery. Sięgając telefon, z ramienia spadły jej branzoletki.
- Lauruś? Czemu nosisz biżuterie tak wysoko na ramieniu?
- To ładnie wygląda. - spojrzała na branzoletki. - Wypełniaj, bo została godzina do zamknięcia.
~♡~
- Wszystkie papiery się zgadzają, czyli.. Witamy w szkole! - oznajmił dyrektor. Ja przybiłam piątkę Raini, która siedziała po lewej, a Ross który był u mojego drugiego boku przytulił mnie i pocałował w głowę. Potem ja przytuliłam Raini.
- Ech, ile już takich scen tu było... I to wszystko ze szczęścia. Zawsze zastanawiałem się nad siłą szczęścia. Ile radości może sprawić nawet jedno słowo. To zadziwiające. - uśmiechnął się. - Laura i Ross, będziecie mieli koleżankę w klasie. Podobno panna Laura zna Mary Vensis.
- Raini też. - brunetka spojrzała na przyjaciółkę.
- Będziemy mieli razem tylko zajęcia ogólne. Na przykład polski czy fizyka. Chociaż, fizyki nie. Ja idę na prawo, wy na muzykę. - oznajmiła Raini.
- Na prawo? - zapytełem zdziwiony. Co ja jakiś dzisiaj o niczym nie poinformowany?
- Witamy w szkole, ale w poniedziałek zapraszam na wybranie przedmiotu głównego na maturę i przedmioty "drobnostkowe". Czyli lekcje, na które chcecie uczęszczać, ale nie musicie. Waszą trójka będzie razem chodzić na zajęcia przymusowe. Ale reszta lekcji, to już sami musicie zdecydować.
• Rydel, w tym samym czasie •
Postanowiłam iść na bal z okazji rozpoczęcia nagrywań. Ross mówił, że skończyli już kręcenie odcinków. Co jest dziwne.
Postanowiłam wybrać się na bal kostiumowy z Ellingtonem, który miał się przebrać za hrabię z siedemnastego wieku. Ja chciałam dopasować się do niego i przebrać się za niemiecką cesarzową Sisi. Kiedyś widziałam o niej film. Była zawsze wesoła i była zupełnie inna niż inne cesarzowe. Pokochał ją cały naród. Za to ją podziwiałam. Miała śliczną suknię na początku filmu i ten strój i perukę właśnie chciałam zdobyć.
- Witam. - podszedł do mnie jakiś przystojny facet, gdy szukałam peruki rudego koloru.
- Dzień dobry.
- Piękny mamy dziś dzień, nieprawdaż?
- Tak, dzisiaj jest bardzo słonecznie. W czymś pomóc?
- Czy jest pani siostrą Rocky'ego Lyncha?
- Tak. Czy coś zrobił?
- Chciałbym, żeby nie przystawiał się do mojej siostry.
- Pan wybaczy, nie mogę mu tego zabronić. Mogę pana tylko zapewnić, że to dobry chłopak.
- Słyszałem, że troche za dużo pije.
- Przecież jest pełnoletni. Zresztą on nie przesadza. A pan niech przestanie martwić się o swoją siostrę. Widać, że jest pan nadopiekuńczy. - powiedziałam mu prosto z mostu.
- Co mi pani sugeruje?
- To co pan słyszy. Rocky to dobry chłopak i żadnej dziewczyny, by w życiu nie zranił. I niech pan zostawi mojego brata w spokoju!
- Dopóki on nie zostawi mojej siostry!
- Dobrze, nie krzyczmy. Pana siostra i mój brat sami powinni o tym zadecydować. A nie my. My nawet n i e m o ż e m y w to ingerować. Teraz muszę już iść. Proszę tak nie przejmować się siostrą i dać jej normalnie żyć. - zdjęłam perukę z wieszaka. - Do widzenia.
• Mary, 19:34 •
- Poproszę bilet. - rzekłam z uśmiechem.
- A ja poproszę sto dolarów. - odparła pani z recepcji.
- Pomagałam przy przygotowaniach. To się powinno liczyć.
- Tak, wiem. Poproszę sto dolarów.
- A ile kosztuje bez pomagania?
- Bez pomagania i bez zaproszenia sto siedemdziesiąt dolarów.
- Ehh... No dobra. - podałam recepcjonistce kasę.
- Kwota się zgadza. Proszę, oto bilet. Bal również jest kostiumowy.
- Tak, wiem. Wierzy pani, że pojawi się ktoś przebrany za Cristine?
- Oczywiście.
~♡~
Doszłam do domu ledwo co. Zapaliłam światło i walnęłam się na kanapę.
- Witaj. - usłyszałam za sobą męski głos. Odwróciłam się, a na fotelu siedział Peter.
- Jeszcze ciebie tu brakowało. - załamka totalna.
- Gdzie byłaś?
- Próbowałam zdobyć bilety na bal kostiumowy, żeby śledzić Rossa i Laurę. Tak się narobiłam, że chciałam odpocząć. Won.
- Nie zrobiłaś dotąd nic, żeby ich rozdzielić.
- Planuje to. Spadaj z mojego domu. - próbowaam go wywalić siłą za drzwi, ale nie miałam siły.
- Za tydzień wracam do więzienia. Jaki masz plan ich rozdzielić?
- Jeszcze nie mam pomysłu... Chociaż? Możesz mi się nagrać na telefon?
- Ym, skoro to sprawi, że ich rozdzielą moje słowa, to oczywiście.
Ja mówiłam mu to co on miał powiedzieć i nagrałam go. I chyba mam plan.
• narrator, godzinę wcześniej •
Ross przytulał Laurę, a Raini szła obok nich z Calumem, który trzymał ją za rękę.
- Calum? Skończyłeś już ten swój film? - zapytała Laura.
- Tak. Zastanawiam się nad powrotem do szkoły filmowej.
- Ale przecież teraz do stycznia będziemy nagrywać "Austin & Ally"! Zostań. - przytuliła się do chłopaka Raini.
- Nie rozumiem. Przecież skończyliśmy nagrywanie serialu! I reżyser osobiście nam mówił, że już kończymy i dlatego musimy iść do szkoły. Ja nie wiem, jak to połączymy. - oznajmił Ross.
- Przecież to były tylko próby nagrywania.
- Próby nagrywania! - prychnął blondyn. Chłopak spojrzał na swoje buty, ale przy okazji dostrzegł coś niepokojącego na ramieniu swojej dziewczyny. Branzoletki ssunęły jej się do nadgarstka i widać było wielką bliznę.
- Laura! Co ty sobie zrobiłaś? - krzyknął Ross z niepokojem.
- Przewróciłam się. - cała trójka patrzyła raz na bliznę, raz na dziewczynę.
- To nie jest prawdziwa blizna. To tatuaż. I to zmywalny. - powiedział Worthy przyglądając się uważnie.
- Nno tak. To tatuaż.
- Będzie w tym roku Smutną Panną Młodą?! - krzyknęła z uśmiechem szatynka.
- Emm... - brunetka nie wiedziała co powiedzieć przyjaciołom. Rozejrzała się upewniając, że nikogo nie ma w pobliżu, zdecydowała się powiedzieć im prawdę. - Tak. Będę Cristine. Po suknie pojechałam specjalnie do Californii. Gdy byłam na balu cztery lata temu, tak spodobała mi się ta postać, że musiałam się czegoś o niej dowiedzieć. Przez cztery lata ominęły mnie wszystkie bale maskowe, bo musieliśmy kręcić odcinki i nawet nie było czasu na kupienie przebrania. Kupiłam najśliczniejszą suknię ślubną o jakiej mogłam zamarzyć. Poprosiłam panią, która sprzedawała, byśmy razem podarły trochę suknię. Oczywiście była o wiele ładniejsza. W niektórych miejscach spięłyśmy materiał małymi diamencikami i wyglądało to... Cudnie. Chce sobie tą suknie zostawić na swój własny ślub, który oczywiście będzie szczęśliwy. - brunetka opowiedziała historię i usiadła na fontannie, do której dotarli.
- Na pewno będziesz ślicznie wyglądać. - pocałował ją Ross.
::::::::::::::::::::::::::::
Mi się wydaje, czy ten rozdział jest naprawdę taki krótki? o.o
A teraz sprawy ważne i najważniejsze:
Z ważnych:
Wstawiłam "Pytania do bohaterów". Na czym to polega, na stronce ;) Na komputerze strony są widoczne strony u góry ^ Na telefonie również ^
Z najważniejszych:
Przyjmuje zamówienia na One Shoty :D Wystarczy napisać w komentarzu czy One Shot ma być smutny, czy wesoły, ewentualnie o czym ma być :] Przyjmę każde zamówienie, ale nie 18+! Staram się ograniczać takie rzeczy na blogu.
Rozdział następny, czyli bal, będzie dedykowany osobom, które skomentują rozdział ;]
I dawajcie zamówienia na One Shoty, bo to też chyba liczy się do postów i rozdziałów na bloga! :D
Rozdział 7/20
Czas przedłużony o tydzień :P
poniedziałek, 20 lipca 2015
Chapter 17 "Mówiono, że miała ona nieziemską urodę"
PoLaura jeszcze chwile zastanawiała się ostatnimi zdaniami e-maila. Ale potem popatrzyła na temat wiadomości; bal maskowy. Przypomniała jej się legenda Studia i już miała plan, co założyć. Tylko musiała zadzwonić w niektóre miejsca...
Laura poszła do swojego pokoju, wyjęła notes z kontaktami i przedzwoniła pierw do Miami Studios.
- Dzień dobry, Miami Studios, w czym mogę pomóc?
- Czy bal który się odbędzie, można uznawać również za bal kostiumowy?
- Tak, oczywiście.
- A mogę nie pojawić się na przygotowaniach?
- A nazwisko?
- Marano.
- Proszę podać powód.
- Wyjazd do Californii.
- No dobrze... Chyba nie będzie problemu.
- Dziękuje, do widzenia.
- Do widzenia.
Następnie zadzwoniła do ochrony Lynchów.
-Witam. Imię i nazwisko?
- Laura Marano. Chciałabym zamówić prywatny samolot, na mój rachunek.
- Laura Marano, Laura Marano... Tak, tak, jest taki rachunek. Wynajęła pani ochroniarzy również na swój koszt?
- Tak, to ja.
- W takim razie, dokąd ma lecieć samolot?
- Do centrum Californii. Pierwszy przystanek to studio sukien ślubnych, a drugi to salon sztucznych tatuaży. Ubiorę perukę, by nikt mnie nie rozpoznał. Znak, że to ja, będzie brzmiał "California sst ssś"
- No dobrze, zapamiętam. Na kiedy samolot?
- Na teraz. I żaden z Lynchów ma się o tym nie dowiedzieć.
- Dobrze, według życzenia. Transport będzie za pół godziny. Do widzenia.
Po tych telefonach, brunetka napisała krótki list do Ross'a, kiedy wróci i inne ważne sprawy. Jednak nie napisała, gdzie będzie. Laura zdążyła zjeść obiad i zadzwonili do niej z ochrony, że ma się stawić przy fontannie w parku, ponieważ tam był największy plac do lądowania.
Godzinę później, Laura patrzyła przez okno na oddalające się Miami.
• Ross , następnego dnia, południe •
Wkroczyłem do domu, w którym mieszkałem tymczasowo bez dziesięciu dolarów. Ryland sam znalazł "Igrzyska Śmierci" pod łóżkiem Rocky'ego. Riker sam przyznał się, że chował książkę co godzinę w innym miejscu i bardzo dobrze się tym bawił.
- Laura! Jesteś?! - krzyknąłem z korytarza na dom. Na stoliku zauważyłem zwiniętą karteczkę. Rozłożyłem ją i okazało się, że była ona od Lau.
Odebrałeś już e-maila od asystentki reżysera o balu maskowym? Zapytałam i jednocześnie też jest bal kostiumowy. I co do ostatnich zdań to ja też jestem w szoku. Przecież skończyliśmy nagrywanie!
Wyjechałam po kostium na bal. Wrócę na piętnastą. Razem z Raini pójdziemy załatwić sobie szkołę. Zapisałam nas do Design and Architecture High School. To szkoła z rozszerzonym materiałem co do danej dziedziny. Raini pewnie będzie na przygotowaniach do balu. Nie idźcie beze mnie. Będziemy w klasie F razem z Mary.
Jeśli nie przeczytałeś e-maila pewnie nie skumasz większości tego listu.
Jak już wrócę, to do ciebie zadzwonię.
Laura
I faktycznie prawie nic nie zrozumiałem. Jakie ostatnie zdania? Jaka szkoła? Ja nawet tych fokderów nie przeglądałem! I jakie przygotowania? Jaki wyjazd? Gdzie ona jest?
W głowie miałem mnóstwo pytań. Więc postanowiłem przeczytać wiadomość.
I po przeczytaniu to uczucie, że wie się wszystko...
~♡~
Stałem w progu sali "Austin & Ally". Nie zauważyłem nikogo z ekipy. Było tam bardzo dużo osób, których nie znałem. Wszyscy ubrani w stroje robocze do malowania, tak jak ja. Zwróciłem się do dziewczyny odwróconej do mnie tyłem, która nakładała tapetę na ścianę obok drzwi.
- Hej, możesz mi pani powiedzieć, co tu robią ci ludzie? - blondynka odwróciła się do mnie twarzą. To była Mary!
- Ross! Przyszedłeś! Ekipa już dawno się zmyła, żeby uniknąć podpisywania autografów. Na bal w sprzedaży są bilety dla fanów. Ja wygrałam konkurs wiedzy o serialu. I dostałam. bilet. I tak pomagam. Chociaż nie musze. Bo żeby dostać bilet taniej, trzeba pomóc w przygotowaniach. I trzeba przyjść z partnerem lub partnerką.
- Aaha...
- No pomagaj! Dalej! Mało osób pomaga przy wysuwanym podeście do Cristine. Mało kto wierzy, że się pojawi.
- Co za Cristine?
- Co ty taki nie poinformowany? Nie słyszałeś legendy o Smutnej Pannie Młodej?
- No jakoś nie. - odpowiedziałem idąc z Mary do podestu.
- Nie znam dobrze tej historii, ale znam kogoś, kto tą legendę opowie ci... Dokładnie. Nie, że w szczegółach, ale dokładnie. - podeszliśmy do kamerzysty, który filmował całe przygotowania, by potem wstawić to na swój blog, który prowadził. - To Seweryn. Jest kamerzystą, ale również DJ'em.
- Teraz nagrywam na mojego bloga o przygotowaniach do imprez. Robi furorę. Ćććśśś
- Ten moment się wytnie. Ross chciałby, byś opowiedział mu historię o Smutnej Pannie Młodej.
- To zupełnie inna spraawaa. Chodźcie do sali numer sześć. - DJ zwinął kamerę i poszli razem do pomieszczenia, które znajdowało się na piętrze niżej. Gdy się tam znaleźli, kamerzysta nie zamknął drzwi i rozłożył sprzęt w rogu wielkiego pokoju.
- Powiadają, że to był kiedyś jej pokój. - mruknęła Mary siadając na wielkim starym łóżku owiniętym w folie.
- Kiedyś podobno był tu pałac Lorda Vertino. Już opowiadam ci tą legendę. Otóż wieki temu, podobno mieszkał tu Lord Vertino ze swoimi dziećmi. Był tu wielki pałac, co już mówiłem. Lord Vertino był milionerem, ale cały czas brakowało mu pieniędzy. Postanowił ze swojego "domu" zrobić wielkie Studio Nagraniowe, o którym słyszał w USA. Nie pochwalała tego jego córka Cristine, która przeczuwała, że to nie wypali. Ojciec chciał przekonać córkę, ale jednak ona nadal nie ulegała. Zażyczyła sobie średniego, skromnego pokoju. Lord nie posłuchał jej i zrobił jej apartament. Ona zdenerwowała się i sama urządziła sobie komnatę. Właśnie w niej stoimy. - rozejrzał się po pomieszczeniu.
- I tyle? - zapytałem.
- Nie, no coś ty. To tylko początek. Po latach, Lord Vertino tracił coraz więcej pieniędzy, bo nikt nie przychodził do Studia. Jego poddani nie mieli nawet pieniędzy na zwiedzanie budynku. Kiedy Vertino był już u skraju załamania, pojawił się Lord z innego kraju, który obiecał, że będzie przychodziło tutaj więcej ludzi.
- Haczyk? - oparłem się o staromodną szafkę nocną.
- Zgadłeś. W zamian chciał poślubić Cristine.
- Mówiono, że miała ona nieziemską urodę. Brunatne włosy, jasne oczy i piękny dziewczęcy uśmiech. - wtrąciła Vensis przynosząc z korytarza szczotkę.
- W dniu ślubu, Lord zapewnił córce najpiękniejszą suknię, jaką według niego istniała. Załatwił najlepszą fryzjerkę i urządził najpiękniejszy ślub w historii całego Miami. Cristine ubierając suknię zdenerwowała się i podarła suknię od pasa w dół, czyniąc ją jeszcze bardziej śliczniejszą. Może wydaje się być to nie możliwe, ale tak było.
- I teraz najtragiczniejsza część legendy. - Mary zaczęła ściągać folie z mebli. Chciałem jej pomóc, jednak ona szybciej ściągnęła materiał z szafki, mówiąc: - To moja robota, nie ruszaj.
- Gdy Cristine składała przysięgę, popłakała się i wybiegła z sali do swojego pokoju. Zahaczyła o próg, a na ramieniu pozostała jej po tym dość duża blizna. Widząc, że córka jest nieszczęśliwa, Vertino odwołał ślub. Lord, który rozgłosił o Studiu, był wściekły i chciał odwołać wszystko, co mówił o tym miejscu. Jednak Studio miało już swoich zwolenników. Gdy Lord chciał zburzyć budynek, stworzono "Wojsko Studia Nagraniowego", czyli inaczej WSN . Vertino nie był kreatywny. Lorda pokonano, a Miami Studios pozostało na swoim miejscu. Cristine umarła śmiercią naturalną pięćdziesiąt lat później.
- Piękna historia. - przyznałem.
- A teraz rozejrzyj się. - w trakcie, gdy kamerzysta opowiadał mi legendę, Mary odświeżyła i wyczyściła pokój. Teraz wyglądał on czysto i był skromny, ale ładny.
- Co roku tutaj odbywa się jakiś bal kostiumowy. Oczyszczany jest wtedy pokój Cristine. Co roku pojawiała się osoba przebrana za Smutną Pannę Młodą.
- Pojawiała? - spytałem.
- Teraz ta legenda staje się tylko historią. Nikt już o niej nie pamięta. A przebranie kosztuje bardzo dużo pieniędzy. I tylko w kilku krajach na świecie można je znaleźć. - Mary wyłączyła kamerę i razem z DJ'em wyszli z pokoju.
Laura poszła do swojego pokoju, wyjęła notes z kontaktami i przedzwoniła pierw do Miami Studios.
- Dzień dobry, Miami Studios, w czym mogę pomóc?
- Czy bal który się odbędzie, można uznawać również za bal kostiumowy?
- Tak, oczywiście.
- A mogę nie pojawić się na przygotowaniach?
- A nazwisko?
- Marano.
- Proszę podać powód.
- Wyjazd do Californii.
- No dobrze... Chyba nie będzie problemu.
- Dziękuje, do widzenia.
- Do widzenia.
Następnie zadzwoniła do ochrony Lynchów.
-Witam. Imię i nazwisko?
- Laura Marano. Chciałabym zamówić prywatny samolot, na mój rachunek.
- Laura Marano, Laura Marano... Tak, tak, jest taki rachunek. Wynajęła pani ochroniarzy również na swój koszt?
- Tak, to ja.
- W takim razie, dokąd ma lecieć samolot?
- Do centrum Californii. Pierwszy przystanek to studio sukien ślubnych, a drugi to salon sztucznych tatuaży. Ubiorę perukę, by nikt mnie nie rozpoznał. Znak, że to ja, będzie brzmiał "California sst ssś"
- No dobrze, zapamiętam. Na kiedy samolot?
- Na teraz. I żaden z Lynchów ma się o tym nie dowiedzieć.
- Dobrze, według życzenia. Transport będzie za pół godziny. Do widzenia.
Po tych telefonach, brunetka napisała krótki list do Ross'a, kiedy wróci i inne ważne sprawy. Jednak nie napisała, gdzie będzie. Laura zdążyła zjeść obiad i zadzwonili do niej z ochrony, że ma się stawić przy fontannie w parku, ponieważ tam był największy plac do lądowania.
Godzinę później, Laura patrzyła przez okno na oddalające się Miami.
• Ross , następnego dnia, południe •
Wkroczyłem do domu, w którym mieszkałem tymczasowo bez dziesięciu dolarów. Ryland sam znalazł "Igrzyska Śmierci" pod łóżkiem Rocky'ego. Riker sam przyznał się, że chował książkę co godzinę w innym miejscu i bardzo dobrze się tym bawił.
- Laura! Jesteś?! - krzyknąłem z korytarza na dom. Na stoliku zauważyłem zwiniętą karteczkę. Rozłożyłem ją i okazało się, że była ona od Lau.
Odebrałeś już e-maila od asystentki reżysera o balu maskowym? Zapytałam i jednocześnie też jest bal kostiumowy. I co do ostatnich zdań to ja też jestem w szoku. Przecież skończyliśmy nagrywanie!
Wyjechałam po kostium na bal. Wrócę na piętnastą. Razem z Raini pójdziemy załatwić sobie szkołę. Zapisałam nas do Design and Architecture High School. To szkoła z rozszerzonym materiałem co do danej dziedziny. Raini pewnie będzie na przygotowaniach do balu. Nie idźcie beze mnie. Będziemy w klasie F razem z Mary.
Jeśli nie przeczytałeś e-maila pewnie nie skumasz większości tego listu.
Jak już wrócę, to do ciebie zadzwonię.
Laura
I faktycznie prawie nic nie zrozumiałem. Jakie ostatnie zdania? Jaka szkoła? Ja nawet tych fokderów nie przeglądałem! I jakie przygotowania? Jaki wyjazd? Gdzie ona jest?
W głowie miałem mnóstwo pytań. Więc postanowiłem przeczytać wiadomość.
I po przeczytaniu to uczucie, że wie się wszystko...
~♡~
Stałem w progu sali "Austin & Ally". Nie zauważyłem nikogo z ekipy. Było tam bardzo dużo osób, których nie znałem. Wszyscy ubrani w stroje robocze do malowania, tak jak ja. Zwróciłem się do dziewczyny odwróconej do mnie tyłem, która nakładała tapetę na ścianę obok drzwi.
- Hej, możesz mi pani powiedzieć, co tu robią ci ludzie? - blondynka odwróciła się do mnie twarzą. To była Mary!
- Ross! Przyszedłeś! Ekipa już dawno się zmyła, żeby uniknąć podpisywania autografów. Na bal w sprzedaży są bilety dla fanów. Ja wygrałam konkurs wiedzy o serialu. I dostałam. bilet. I tak pomagam. Chociaż nie musze. Bo żeby dostać bilet taniej, trzeba pomóc w przygotowaniach. I trzeba przyjść z partnerem lub partnerką.
- Aaha...
- No pomagaj! Dalej! Mało osób pomaga przy wysuwanym podeście do Cristine. Mało kto wierzy, że się pojawi.
- Co za Cristine?
- Co ty taki nie poinformowany? Nie słyszałeś legendy o Smutnej Pannie Młodej?
- No jakoś nie. - odpowiedziałem idąc z Mary do podestu.
- Nie znam dobrze tej historii, ale znam kogoś, kto tą legendę opowie ci... Dokładnie. Nie, że w szczegółach, ale dokładnie. - podeszliśmy do kamerzysty, który filmował całe przygotowania, by potem wstawić to na swój blog, który prowadził. - To Seweryn. Jest kamerzystą, ale również DJ'em.
- Teraz nagrywam na mojego bloga o przygotowaniach do imprez. Robi furorę. Ćććśśś
- Ten moment się wytnie. Ross chciałby, byś opowiedział mu historię o Smutnej Pannie Młodej.
- To zupełnie inna spraawaa. Chodźcie do sali numer sześć. - DJ zwinął kamerę i poszli razem do pomieszczenia, które znajdowało się na piętrze niżej. Gdy się tam znaleźli, kamerzysta nie zamknął drzwi i rozłożył sprzęt w rogu wielkiego pokoju.
- Powiadają, że to był kiedyś jej pokój. - mruknęła Mary siadając na wielkim starym łóżku owiniętym w folie.
- Kiedyś podobno był tu pałac Lorda Vertino. Już opowiadam ci tą legendę. Otóż wieki temu, podobno mieszkał tu Lord Vertino ze swoimi dziećmi. Był tu wielki pałac, co już mówiłem. Lord Vertino był milionerem, ale cały czas brakowało mu pieniędzy. Postanowił ze swojego "domu" zrobić wielkie Studio Nagraniowe, o którym słyszał w USA. Nie pochwalała tego jego córka Cristine, która przeczuwała, że to nie wypali. Ojciec chciał przekonać córkę, ale jednak ona nadal nie ulegała. Zażyczyła sobie średniego, skromnego pokoju. Lord nie posłuchał jej i zrobił jej apartament. Ona zdenerwowała się i sama urządziła sobie komnatę. Właśnie w niej stoimy. - rozejrzał się po pomieszczeniu.
- I tyle? - zapytałem.
- Nie, no coś ty. To tylko początek. Po latach, Lord Vertino tracił coraz więcej pieniędzy, bo nikt nie przychodził do Studia. Jego poddani nie mieli nawet pieniędzy na zwiedzanie budynku. Kiedy Vertino był już u skraju załamania, pojawił się Lord z innego kraju, który obiecał, że będzie przychodziło tutaj więcej ludzi.
- Haczyk? - oparłem się o staromodną szafkę nocną.
- Zgadłeś. W zamian chciał poślubić Cristine.
- Mówiono, że miała ona nieziemską urodę. Brunatne włosy, jasne oczy i piękny dziewczęcy uśmiech. - wtrąciła Vensis przynosząc z korytarza szczotkę.
- W dniu ślubu, Lord zapewnił córce najpiękniejszą suknię, jaką według niego istniała. Załatwił najlepszą fryzjerkę i urządził najpiękniejszy ślub w historii całego Miami. Cristine ubierając suknię zdenerwowała się i podarła suknię od pasa w dół, czyniąc ją jeszcze bardziej śliczniejszą. Może wydaje się być to nie możliwe, ale tak było.
- I teraz najtragiczniejsza część legendy. - Mary zaczęła ściągać folie z mebli. Chciałem jej pomóc, jednak ona szybciej ściągnęła materiał z szafki, mówiąc: - To moja robota, nie ruszaj.
- Gdy Cristine składała przysięgę, popłakała się i wybiegła z sali do swojego pokoju. Zahaczyła o próg, a na ramieniu pozostała jej po tym dość duża blizna. Widząc, że córka jest nieszczęśliwa, Vertino odwołał ślub. Lord, który rozgłosił o Studiu, był wściekły i chciał odwołać wszystko, co mówił o tym miejscu. Jednak Studio miało już swoich zwolenników. Gdy Lord chciał zburzyć budynek, stworzono "Wojsko Studia Nagraniowego", czyli inaczej WSN . Vertino nie był kreatywny. Lorda pokonano, a Miami Studios pozostało na swoim miejscu. Cristine umarła śmiercią naturalną pięćdziesiąt lat później.
- Piękna historia. - przyznałem.
- A teraz rozejrzyj się. - w trakcie, gdy kamerzysta opowiadał mi legendę, Mary odświeżyła i wyczyściła pokój. Teraz wyglądał on czysto i był skromny, ale ładny.
- Co roku tutaj odbywa się jakiś bal kostiumowy. Oczyszczany jest wtedy pokój Cristine. Co roku pojawiała się osoba przebrana za Smutną Pannę Młodą.
- Pojawiała? - spytałem.
- Teraz ta legenda staje się tylko historią. Nikt już o niej nie pamięta. A przebranie kosztuje bardzo dużo pieniędzy. I tylko w kilku krajach na świecie można je znaleźć. - Mary wyłączyła kamerę i razem z DJ'em wyszli z pokoju.
niedziela, 19 lipca 2015
Chapter 16 "Czy znalazło by się miejsce?"
♪ sierpień, narrator ♪
Cztery miesiące pracy nad serialem minęło szybko dla Laury i Rossa. Pewnego deszczowego dnia, reżyser kazał przyjść im dopiero o osiemnastej. Ross musiał odwołać swoje plany spotkania się z resztą zespołu, a Laura nie mogła przyjąć zaproszenia Mary na kolację z jej siostrą.
- Moja siostra bardzo chciała cię poznać. Oddzwoń proszę czy przyjdziesz, czy jednak nie. To dla Emi bardzo ważne. - mówiła przez telefon blondynka.
- Dobrze, że nie muszę tam iść. - Laura zwierzała się swojemu chłopakowi w drodze do Studios Miami. - Wiem, że to ważne dla Elizabeth. Ale nie chcę oglądać Mary! - Ross tylko pokręcił głową i nic się nie odezwał. Próbował już wiele razy nastawić Laurę, żeby chociaż znosiła towarzystwo Vensis. Nie udało mu się.
- Ross, Laura! Proszę, siadajcie. - reżyser powitał ich, gdy weszli do pomieszczenia. - Jutro kręcimy ostatni odcinek czwartego sezonu i chciałbym zrobić z tej okazji małą imprezę dla pracowników Studia. W sumie... Taki bankiet, bal. Wiem, że się to różni, ale chcę zrobić albo to, albo to.
- Można to połączyć. - myślał głośno Worthy.
O przyjeździe Caluma do Miami, para dowiedziała się dopiero następnego dnia w pracy. Bardzo się ucieszyli. Tydzień po jego przybyciu, zrobili sobie w czwórkę wieczór TV.
- Dobry pomysł! Datę przyjęcia wyślę wam e - mailem. A teraz poważniejsza sprawa... - Kopelow wziął jakieś dokumenty. Rozdał je aktorom. Dał im sekundkę, by na nie spojrzeli.
- Ale... to foldery szkół w Miami. - odezwała się Raini.
- Tak... Musicie pójść od września do ostatniej klasy licealnej. "Austin & Ally" się skończyło, a wy musicie się kształcić. Macie na podjęcie decyzji... Na balu mi powiecie. To ostateczny termin. Będziecie sobie załatwiać sprawy sami, ale ja muszę wiedzieć do jakiej szkoły pójdziecie. To najbardziej prestiżowe szkoły. I do nich macie najbliżej.
- Najbliżej? Trzynaście kilometrów? Na własny koszt? - Ross raz spoglądał na kartkę, raz na reżysera.
- Trzeba mieć prawko. Jak się ktoś z was zapisze teraz to może nie będziecie chodzić na nogach. - zaśmiał się Kopelow.
- Ja mam prawo jazdy. - zgłosił się Calum.
- A ja się zapisze! - podniósł rękę Ross.
- To będziecie swoje dziewczyny podwozić. - chłopaki przybili sobie piątkę.
♪ dom Lynchów, w tym samym czasie ♪
- Co czytasz? - Riker podszedł do najmłodszego brata.
- "Igrzyska Śmierci". Ciekawa książka. - odpowiedział Ryland ponuro.
- Młody, coś się stało?
- Nie... Po prostu mój ulubiony bohater książki umarł. Wiesz, troche smutno.
- Przecież wiem, że nie chodzi o książke. - starszy wyczuł, że to coś innego trapi brata.
- Chodzi o Rossa. Mamy mało prób i go prawie nie widzimy na oczy.
- No tak... Taki stary jest, że się wyprowadził! - zaśmiali się. - Nie no, stary tak bardzo to nie jest... Zakochał się.
- Rozumiem go... Jak Laura wyjechała, chciał tylko próby i rocka słuchał... Teraz to taki misiu przytulaśny. - znów śmiech.
- Zgadza się. Ty czytaj, a ja ustale z resztą kiedy zrobimy próbę.
- Ty serio m u s i s z to przeczytać. To jest takie kurde fajne!
- Dobra, to dawaj. - Riker wziął książkę i uciekł z pokoju brata. Schował ją pod swoim łóżkiem i poszedł do salonu.
- Ey, daj skończyć! - krzyknął Ryland. - Gdzie to masz?
- Schował! - wydał starszego Rocky.
- Ten kto znajdzie książke, temu dam dziesięć dolarów! - oświadczył młody i w domu rozpoczęło się wielkie szukanie "Igrzysk Śmierci". A w tym czasie, Riker siedział sobie na kanapie i rozkoszował się widokiem szukających.
♪ następnego dnia ♪
Laura przeglądała foldery szkół. Niektóre były bardzo ciekawe, ale trzeba było chodzić w mundurkach, czego po prostu nienawidziła. Zastanawiała się nad Design and Architecture High School z programem rozszerzonym w danej dziedzinie, a Coral Reef High School, która zajmowała dwudzieste miejsce w rankingu najlepszych amerykańskich szkół średnich.
Obie jednak były publiczne. Ale to jej nie przeszkadzało. Pozna więcej ludzi i znajomych...
Dzwonek do drzwi przerwał jej przemyślenia. Ross był na próbie zespołu. Zadzwoniła do niego Rydel, że jest próba i wielkie szukanie "Igrzysk Śmierci" za dziesięć dolarów. Wybiegł z domu mówiąć wcześniej Laurze tylko tyle, że idzie na próbę.
W progu stała Mary z wyższą od niej blondynką o brązowych oczach. Dziewczyny były do siebie podobne z twarzy, więc Laura uznała, że wyższa blondynka to siostra Mary, Elizabeth.
- Dzień dobry, Lauro. - przywitała się Mary i weszła z Emi do pomieszczenia.
- Wejdźcie do salonu. - zaproponowała brunetka.
- Laura Marano! Omg! Tak długo czekałam na ten moment! Jestem twoją wielką fanką! - Mary wzięła kilka folderów ze stolika i zaczęła je oglądać. - Jestem Elizabeth, ale mówią mi Emily. Albo Emi. Mów jak chcesz. - przywitała się brązowooka.
- Miło cię poznać. - powiedziała z uśmiechem Laura.
- My chodzimy do Design and Archiitecture High School. To bardzo dobra szkoła. - pochwaliła się Mary odkładając kartki.
- Zastanawiałam się nad nią. I też nad Coral... Reef High School.
- Wybierz DAAHS. To jest taki skrót szkoły. Mamy reprezentacje koszykarzy. Jesteśmy lwami.
- Jeszcze nigdy nie słyszałam o drużynie koszykarskiej lwów.
- Jesteśmy mało znani. Zresztą jeśli chodzi o szkołę, to musze złożyć podanie o przyjęcie do ostatniej klasy. I matura! - westchnęła blondynka.
- Ja teraz idę do drugiej klasy. - Elizabeth wyjęła z plecaka swój notes i długopis. - Chciałabym jeszcze odwiedzić przyjaciółkę i nie mam trochę czasu, więc może podpisałabyś mi się i spadamy?
- Jasne. Dawaj ten notes. - brunetka uśmiechnęła się do fanki i dała jej autograf. Siostry pożegnały się i wyszły.
~♥~
Laura siedziała przed gabinetem dyrektora liceum. Poinformowała wcześniej o tym Ross'a, który powiedział jej, że zostaje na noc u rodzeństwa, żeby nie czekała na niego i pozamykała wszystkie drzwi, okna i balkony. Dodał jeszcze, że będzie tęsknił i się rozłączył.
- Laura Marano proszona do gabinetu dyrektora. - powiedział miły kobiecy głos z głośnika nad oknem w korytarzu. Laura weszła do gabinetu. Było to duże pomieszczenie, z wielkim, czystym biurkiem, na którym leżała sterta pukładanych papierów. Okna były uchylone, a klimatyzacja włączona. Dyrektor, człowiek dostojny, poważny, przyglądał się rozglądającej się po pomieszczeniu brunetce.
- Witam. - przywitał się.
- Dzień dobry. Chciałabym złożyć podanie do klasy trzeciej licealnej.
- Dobrze. Czy jest pani przygotowana?
- Tak uważam. Mam folder szkoły, wypełnione papiery...
- Dobrze. Proszę mi to podać. - dziewczyna zrobiła, jak dyrektor chciał. Mężczyzna przeglądał chwile papiery. Zatrzymał się na pewnej stronie.
- Nie ma podpisu rodziców, panno Marano.
- Moi rodzice nie żyją.
- Jest pani pełnoletnia, ale trzeba mieć podpis straszego członka rodziny. Ma pani? Najlepiej jest mieć ten podpis. Jeśli pani by zemdlała, zadzwonilibyśmy do tego członka rodziny i dowiedzielibyśmy się jakie leki pani bierze, jeśli ich pani nie będzie chciała podać od razu.
- Ja wypełniłam tą rubrykę o chorobach. Jest tam wszystko. I mam jeszcze jedno pytanie.
- Słucham?
- Czy ja i mój chłopak możemy być w jednej klasie? On jeszcze nie złożył podania, ale prawdopodnie jutro razem przyjdziemy.
- Dobrze, chyba da się coś zrobić.
- I jeszcze na jednej osobie mi zależy. Czy znalazło by się miejsce? - dyrektor wygrzebał z biurka jakieś kartki. Pięć minut je czytał i przeglądał inne papiery.
- Są cztery wolne miejsca w klasie F. Przeczytać pani skład klasy?
- Dobrze.
- Albertson Emily, Alvin Courtney... - gdy dyrektor przeczytał już dwadzieścia osób, Laura już miała zapytać się, który by miała numerek, gdy nagle usłyszała coś, co ją zumurowało. - Vensis Mary, Rooney Martin...
- Mary Vensis? - zapytała z niedowierzaniem.
- Tak. Zna ją pani? Będzie miała pani koleżankę w klasie.
- Tak, znam... A nie ma w innej klasie wolnych miejsc?
- Niestety nie. Już po połowie sierpnia i nie powinienem już pani przyjmować, ponieważ prawie wszystkie miejsca są już zajęte.
- No dobrze, trudno... A czy zajmie pan miejsce dla moich znajomych? Jutro na pewno przyjdziemy w trójkę!
- Jeśli jutro się państwo nie stawią, to miejsce już będzie zajęte. Do godziny szesnastej. Zapisywać już panią?
- Nie, zapiszemy się w trójkę. Dziękuję panu! Do widzenia! - Laura wyszła szczęśliwa z gabinetu.
Nie miała co robić przez resztę dnia, gdy wróciła do domu. Już miała wychodzić do kina, gdy dostała e-maila.
Od: Kopelow.reżyser@wp.pl
Temat: Bal maskowy
Witam. Ustaliłem z innymi, że uświęcimy rozpoczęcie kręcenia "Austin & Ally", które zacznie się w październiku, balem maskowym. Odbędzie się ono pojutrze, o godzinie dziewiętnastej, w sali kręcenia "Austin & Ally". Proszę, by załoga przyszła serialu pomogła w przygotowaniach balu. Mam nadzieję, że szkoła już jest wybrana. Dzisiaj załoga miała wolne, mam nadzieję, że nikt nie trudził się odwiedzinami w Studiu.
Marie Carson
- Rozpoczęcia? - Laura odłożyła telefon na stolik obok kanapy. - Przecież my skończyliśmy...
:::::::::::::::::::::::::::::::
Teraz już nie ma odpoczynku! Zabieram się do pracy! I to ostro! :D ;P
Cztery miesiące pracy nad serialem minęło szybko dla Laury i Rossa. Pewnego deszczowego dnia, reżyser kazał przyjść im dopiero o osiemnastej. Ross musiał odwołać swoje plany spotkania się z resztą zespołu, a Laura nie mogła przyjąć zaproszenia Mary na kolację z jej siostrą.
- Moja siostra bardzo chciała cię poznać. Oddzwoń proszę czy przyjdziesz, czy jednak nie. To dla Emi bardzo ważne. - mówiła przez telefon blondynka.
- Dobrze, że nie muszę tam iść. - Laura zwierzała się swojemu chłopakowi w drodze do Studios Miami. - Wiem, że to ważne dla Elizabeth. Ale nie chcę oglądać Mary! - Ross tylko pokręcił głową i nic się nie odezwał. Próbował już wiele razy nastawić Laurę, żeby chociaż znosiła towarzystwo Vensis. Nie udało mu się.
- Ross, Laura! Proszę, siadajcie. - reżyser powitał ich, gdy weszli do pomieszczenia. - Jutro kręcimy ostatni odcinek czwartego sezonu i chciałbym zrobić z tej okazji małą imprezę dla pracowników Studia. W sumie... Taki bankiet, bal. Wiem, że się to różni, ale chcę zrobić albo to, albo to.
- Można to połączyć. - myślał głośno Worthy.
O przyjeździe Caluma do Miami, para dowiedziała się dopiero następnego dnia w pracy. Bardzo się ucieszyli. Tydzień po jego przybyciu, zrobili sobie w czwórkę wieczór TV.
- Dobry pomysł! Datę przyjęcia wyślę wam e - mailem. A teraz poważniejsza sprawa... - Kopelow wziął jakieś dokumenty. Rozdał je aktorom. Dał im sekundkę, by na nie spojrzeli.
- Ale... to foldery szkół w Miami. - odezwała się Raini.
- Tak... Musicie pójść od września do ostatniej klasy licealnej. "Austin & Ally" się skończyło, a wy musicie się kształcić. Macie na podjęcie decyzji... Na balu mi powiecie. To ostateczny termin. Będziecie sobie załatwiać sprawy sami, ale ja muszę wiedzieć do jakiej szkoły pójdziecie. To najbardziej prestiżowe szkoły. I do nich macie najbliżej.
- Najbliżej? Trzynaście kilometrów? Na własny koszt? - Ross raz spoglądał na kartkę, raz na reżysera.
- Trzeba mieć prawko. Jak się ktoś z was zapisze teraz to może nie będziecie chodzić na nogach. - zaśmiał się Kopelow.
- Ja mam prawo jazdy. - zgłosił się Calum.
- A ja się zapisze! - podniósł rękę Ross.
- To będziecie swoje dziewczyny podwozić. - chłopaki przybili sobie piątkę.
♪ dom Lynchów, w tym samym czasie ♪
- Co czytasz? - Riker podszedł do najmłodszego brata.
- "Igrzyska Śmierci". Ciekawa książka. - odpowiedział Ryland ponuro.
- Młody, coś się stało?
- Nie... Po prostu mój ulubiony bohater książki umarł. Wiesz, troche smutno.
- Przecież wiem, że nie chodzi o książke. - starszy wyczuł, że to coś innego trapi brata.
- Chodzi o Rossa. Mamy mało prób i go prawie nie widzimy na oczy.
- No tak... Taki stary jest, że się wyprowadził! - zaśmiali się. - Nie no, stary tak bardzo to nie jest... Zakochał się.
- Rozumiem go... Jak Laura wyjechała, chciał tylko próby i rocka słuchał... Teraz to taki misiu przytulaśny. - znów śmiech.
- Zgadza się. Ty czytaj, a ja ustale z resztą kiedy zrobimy próbę.
- Ty serio m u s i s z to przeczytać. To jest takie kurde fajne!
- Dobra, to dawaj. - Riker wziął książkę i uciekł z pokoju brata. Schował ją pod swoim łóżkiem i poszedł do salonu.
- Ey, daj skończyć! - krzyknął Ryland. - Gdzie to masz?
- Schował! - wydał starszego Rocky.
- Ten kto znajdzie książke, temu dam dziesięć dolarów! - oświadczył młody i w domu rozpoczęło się wielkie szukanie "Igrzysk Śmierci". A w tym czasie, Riker siedział sobie na kanapie i rozkoszował się widokiem szukających.
♪ następnego dnia ♪
Laura przeglądała foldery szkół. Niektóre były bardzo ciekawe, ale trzeba było chodzić w mundurkach, czego po prostu nienawidziła. Zastanawiała się nad Design and Architecture High School z programem rozszerzonym w danej dziedzinie, a Coral Reef High School, która zajmowała dwudzieste miejsce w rankingu najlepszych amerykańskich szkół średnich.
Obie jednak były publiczne. Ale to jej nie przeszkadzało. Pozna więcej ludzi i znajomych...
Dzwonek do drzwi przerwał jej przemyślenia. Ross był na próbie zespołu. Zadzwoniła do niego Rydel, że jest próba i wielkie szukanie "Igrzysk Śmierci" za dziesięć dolarów. Wybiegł z domu mówiąć wcześniej Laurze tylko tyle, że idzie na próbę.
W progu stała Mary z wyższą od niej blondynką o brązowych oczach. Dziewczyny były do siebie podobne z twarzy, więc Laura uznała, że wyższa blondynka to siostra Mary, Elizabeth.
- Dzień dobry, Lauro. - przywitała się Mary i weszła z Emi do pomieszczenia.
- Wejdźcie do salonu. - zaproponowała brunetka.
- Laura Marano! Omg! Tak długo czekałam na ten moment! Jestem twoją wielką fanką! - Mary wzięła kilka folderów ze stolika i zaczęła je oglądać. - Jestem Elizabeth, ale mówią mi Emily. Albo Emi. Mów jak chcesz. - przywitała się brązowooka.
- Miło cię poznać. - powiedziała z uśmiechem Laura.
- My chodzimy do Design and Archiitecture High School. To bardzo dobra szkoła. - pochwaliła się Mary odkładając kartki.
- Zastanawiałam się nad nią. I też nad Coral... Reef High School.
- Wybierz DAAHS. To jest taki skrót szkoły. Mamy reprezentacje koszykarzy. Jesteśmy lwami.
- Jeszcze nigdy nie słyszałam o drużynie koszykarskiej lwów.
- Jesteśmy mało znani. Zresztą jeśli chodzi o szkołę, to musze złożyć podanie o przyjęcie do ostatniej klasy. I matura! - westchnęła blondynka.
- Ja teraz idę do drugiej klasy. - Elizabeth wyjęła z plecaka swój notes i długopis. - Chciałabym jeszcze odwiedzić przyjaciółkę i nie mam trochę czasu, więc może podpisałabyś mi się i spadamy?
- Jasne. Dawaj ten notes. - brunetka uśmiechnęła się do fanki i dała jej autograf. Siostry pożegnały się i wyszły.
~♥~
Laura siedziała przed gabinetem dyrektora liceum. Poinformowała wcześniej o tym Ross'a, który powiedział jej, że zostaje na noc u rodzeństwa, żeby nie czekała na niego i pozamykała wszystkie drzwi, okna i balkony. Dodał jeszcze, że będzie tęsknił i się rozłączył.
- Laura Marano proszona do gabinetu dyrektora. - powiedział miły kobiecy głos z głośnika nad oknem w korytarzu. Laura weszła do gabinetu. Było to duże pomieszczenie, z wielkim, czystym biurkiem, na którym leżała sterta pukładanych papierów. Okna były uchylone, a klimatyzacja włączona. Dyrektor, człowiek dostojny, poważny, przyglądał się rozglądającej się po pomieszczeniu brunetce.
- Witam. - przywitał się.
- Dzień dobry. Chciałabym złożyć podanie do klasy trzeciej licealnej.
- Dobrze. Czy jest pani przygotowana?
- Tak uważam. Mam folder szkoły, wypełnione papiery...
- Dobrze. Proszę mi to podać. - dziewczyna zrobiła, jak dyrektor chciał. Mężczyzna przeglądał chwile papiery. Zatrzymał się na pewnej stronie.
- Nie ma podpisu rodziców, panno Marano.
- Moi rodzice nie żyją.
- Jest pani pełnoletnia, ale trzeba mieć podpis straszego członka rodziny. Ma pani? Najlepiej jest mieć ten podpis. Jeśli pani by zemdlała, zadzwonilibyśmy do tego członka rodziny i dowiedzielibyśmy się jakie leki pani bierze, jeśli ich pani nie będzie chciała podać od razu.
- Ja wypełniłam tą rubrykę o chorobach. Jest tam wszystko. I mam jeszcze jedno pytanie.
- Słucham?
- Czy ja i mój chłopak możemy być w jednej klasie? On jeszcze nie złożył podania, ale prawdopodnie jutro razem przyjdziemy.
- Dobrze, chyba da się coś zrobić.
- I jeszcze na jednej osobie mi zależy. Czy znalazło by się miejsce? - dyrektor wygrzebał z biurka jakieś kartki. Pięć minut je czytał i przeglądał inne papiery.
- Są cztery wolne miejsca w klasie F. Przeczytać pani skład klasy?
- Dobrze.
- Albertson Emily, Alvin Courtney... - gdy dyrektor przeczytał już dwadzieścia osób, Laura już miała zapytać się, który by miała numerek, gdy nagle usłyszała coś, co ją zumurowało. - Vensis Mary, Rooney Martin...
- Mary Vensis? - zapytała z niedowierzaniem.
- Tak. Zna ją pani? Będzie miała pani koleżankę w klasie.
- Tak, znam... A nie ma w innej klasie wolnych miejsc?
- Niestety nie. Już po połowie sierpnia i nie powinienem już pani przyjmować, ponieważ prawie wszystkie miejsca są już zajęte.
- No dobrze, trudno... A czy zajmie pan miejsce dla moich znajomych? Jutro na pewno przyjdziemy w trójkę!
- Jeśli jutro się państwo nie stawią, to miejsce już będzie zajęte. Do godziny szesnastej. Zapisywać już panią?
- Nie, zapiszemy się w trójkę. Dziękuję panu! Do widzenia! - Laura wyszła szczęśliwa z gabinetu.
Nie miała co robić przez resztę dnia, gdy wróciła do domu. Już miała wychodzić do kina, gdy dostała e-maila.
Od: Kopelow.reżyser@wp.pl
Temat: Bal maskowy
Witam. Ustaliłem z innymi, że uświęcimy rozpoczęcie kręcenia "Austin & Ally", które zacznie się w październiku, balem maskowym. Odbędzie się ono pojutrze, o godzinie dziewiętnastej, w sali kręcenia "Austin & Ally". Proszę, by załoga przyszła serialu pomogła w przygotowaniach balu. Mam nadzieję, że szkoła już jest wybrana. Dzisiaj załoga miała wolne, mam nadzieję, że nikt nie trudził się odwiedzinami w Studiu.
Marie Carson
- Rozpoczęcia? - Laura odłożyła telefon na stolik obok kanapy. - Przecież my skończyliśmy...
:::::::::::::::::::::::::::::::
Teraz już nie ma odpoczynku! Zabieram się do pracy! I to ostro! :D ;P
wtorek, 14 lipca 2015
Chapter 15 "Nadal nie mogę uwierzyć, że tu jesteś."
• Ross, ósma rano •
Spałem spokojnie, gdy nagle usłyszałem jakieś jęki. Zakryłem głowę poduszką, ale cały czas je słyszałem. Nie bolała mnie głowa, choć wczoraj wypiłem... średnio alkoholu.
- Aał. Ross... Chodź tu. - usłyszałem z sąsiedniego pokoju głos Laury. - Roos... - wstałem i poszedłem do pokoju dziewczyny.
- Co się stało? - oparłem się o drzwi.
- Czemu tak boli mnie głowa? - Lau spojrzała na mnie zwrokiem przepełnionym bólem.
Usiadłem na jej łóżku.
- Wypiłaś troche.
- Kto mnie przebrał w piżamy?
- Ja. - odpowiedziałem zaspany.
- Nie mam siły się na ciebie złościć.
- Ale przecież nie dałbym ci spać w takiej ładnej sukience. Ani bez piżamy, bo noc była zimna.
- Dziękuje kochanie.
- Przyniose ci wody. - pocałowałem ją w czoło i poszedłem do kuchni nalać wody. Przeszukałem kilka szafek i znalazłem w końcu półkę z lekami. Wziąłem jakieś tabletki na ból głowy i znowu zmierzyłem na górę. Dałem brunetce leki.
- Skoro twierdzisz, że noc była taka zimna, to czemu ty sam chodzisz w samych bokserkach.
- Bo ja jestem gorrrący! - zażartowałem. Zaśmiała się.
- A ja to nie?
- Oczywiście, że tak. - pocałowałem ją. Ona odwzajemniła go i wplotła ręce w moje włosy. Ja objąłem ją w talii, gdy wstała z łóżka.
- Dobra, ja się ubieram. - powiedziała, trzymając się za głowę.
- A nie chcesz jeszcze troche poleżeć?
- Nie... Pooglądamy z godzinke TV, a potem zrobimy obiad.
- Nie zjemy na mieście?
- Przecież zaprosiłeś tą jakąś Mary na dzisiaj.
- A nie na jutro?
- Mówiłeś, że jutro. Tylko wczoraj.
- Widzę, że aż tak bardzo cię główka nie boli.
- To dzięki tym lekom. Są bardzo dobre. - zaśmiała się.
• Riker, w tym samym czasie •
Robiłem ze swoją dziewczyną śniadanie dla całej rodzinki. Zwykłe naleśniki. Choć najlepiej robiłem je Ross, myślałem, że odziedziczył ten talent po mamie. To może,ja też umiem gotować?
- Dzisiaj ja zamawiam bez nutelli. - powiedziała Vanessa.
- A czemu?
- Muszę troche schudnąć. Gdzieś z... Żebym była chudsza po prostu.
- Dla mnie masz idealną figurę. - objąłem ją w talii.
- Dla ciebie przecież cała jestem idealna. - przewróciła naleśnika na drugą stronę.
- A wiesz, że przy jednominutowym pocałunku spalasz 26 kalorii?
- Serio? W każdym razie, bardzo chętnie cię pocałuję. - i zrobiła to. Ale po trzydziestu sekundach przypomniała sobie o śniadaniu.
- A jakbyśmy... spędzili tak całą noc na tych pocałunkach?
- Riker! - uderzyła mnie w ramię.
- No co? Chociaż z trzy godzinki!
- Nie! Przecież obok jest pokój Rocky'ego!
- Iii?
- Nie.
- Ugh. Ale kochaaanie.
- Nie.
- Vanessaaa!
- Riker, daj mi spokój. - weszliśmy do salonu z naleśnikami i naszą kłótnią.
- Nasze gołąbeczki się kłócą! - krzyknął wiecznie wolny Rocky.
- Och zamknij się! - krzyknęliśmy jednocześnie.
• Raini, dziesiąta rano •
Obudził mnie dzwonek do drzwi. Chciałam się chociaż dzisiaj, chociaż do jedenastej noo.
Ostatnio się nie wysypiam, bo cały poranek czekam na telefon od Caluma. Mówił, że jeśli nie zadzwoni wieczorem, mam czekać rano na telefon od niego. I nie gadałam z nim już dwa tygodnie!
Poczłapałam otworzyć. Gdy to zrobiłam w progu ujrzałam... Caluma.
- Kochanie! - przytulił mnie.
- Co tu robisz? - zapytałam szczęśliwa.
- Chciałem zrobić ci niespodziankę!
- Chodź, musisz mi wszystko opowiedzieć. Ale najpierw zadzwonimy do reżysera "Austin & Ally", że wróciłeś. Nadal nie mogę uwierzyć, że tu jesteś.
- A ja, że przez ten cały rok na mnie czekałaś.
• 13.50, narrator •
- Dziękuję, że dzisiaj ty gotowałeś. - Laura przytuliła się do swojego chłopaka.
- Nie ma sprawy. Lepiej się czujesz?
- Tak. Trochę. Ale jest dobrze. - usłyszeli dzwonek do drzwi. - Pójdę otworzyć. - brunetka zmierzyła do drzwi. W progu stała zielonooka blondynka, w sukience podobnego kroju do stroju Laury, ale w innych, bardziej kolorowych wzorach.
- Dzień dobry.
- Mery Vensis? - zapytała dziewczyna.
- Mary. Nie Mery tylko Mary.
- Dobrze, zapraszam cię do kuchni. Dzisiaj gotował Ross. - Laura uśmiechnęła się do Mary.
- Na pewno będzie smaczne. I oczywiście, gdyby pani gotowała, byłoby równie pyszne. Choć nie próbowałam.
- Pani? Żadna pani. Mary, mów na mnie Laura. I na Rossa też mów po imieniu.
- Dobrze. Bez problemu. - dziewczyny usiadły do stołu, a Ross podał dania i sam usiadł. Wszyscy zabrali się do jedzenia.
- Tak się cieszę, że z wami tu jestem. Ja, jako wasza fanka, postaram nie być natrętna. Chcę zostać waszą przyjaciółką. Chociaż koleżanką. - Mary chciała być przyjazna, by dowiedzieć się czegoś istotnego dla Petera. Naprawdę lubiła R5 i serial "Austin & Ally", o którym wiedziała prawie wszystko.
- Na pewno nie będziesz natrętna. Niektórzy fani, po prostu umią zedrzeć z ciebie ubranie i zostawić na ulicy! Ale niektórzy - jak ty - są spokojni. - powiedział Ross spokojnie.
- A według ciebie, Lauro? - zapytała brunetki zielonooka.
- Cóż... Ja myślę, że każdy fan zespołu, serialu czy danej osoby jest ważny, bo właśnie dzięki nim mamy sławę i popularność. Ale też szczęście, że jesteśmy znani i że ktoś na lubi. To naprawdę fajne uczucie. Masz może rodzeństwo?
- Tak. Młodszą siostrę Eli. Jej pełne imię to Elizabeth, choć znajomi mówią na nią Emily.
- Eli to bardzo ładne przezwisko. - wtrącił cię Ross.
- Tak. Też tak uważam. Oglądałam ostatnio twój wywiad z Jay'em Cristinem.
- W "Jay Show"?
- Tak. Bardzo podobała mi się twoja wypowiedź na temat chłopaków.
- Jakich chłopaków? - blondyn spojrzał na swoją dziewczynę.
- On spytał się mnie, czy umówiłabym się z chłopakiem typu... raper, luzik. Spytałam, czy on umówiłby się z taką dziewczyną, stawiając go w niezręcznej sytuacji. Zatkało go. Wtedy ja przerwałam ciszę, mówiąc: "Nie zadawaj mi takich pytań, Jay. Dobrze wiesz, że mam najlepszego chłopaka na świecie. I wiem, że niektórzy tego nie pochwalają, ale bez przesady. " - Lynch uśmiechnął się do brunetki. Ona do niego.
z tematu wychodził inny temat i tak jakoś ten czas zleciał. Wkrótce para musiała pożegnać Mary.
- Ale było fajnie! Musimy to powtórzyć! Czy mogę jeszcze kiedyś do was wpaść?
- Najpierw musisz nas poinformować. - uśmiechnęła się sztucznie Marano.
- Jasne! To ja lecę, paa! - pożegnała się i wyszła.
Mary szła z uśmiechem na ustach do następnej ulicy. Wiedziała, że oni obserwują ją przez okno. Wkroczyła do swojego domu. Zamknęła drzwi i oparła się o nie.
- Eh. Za mało się dzisiaj dowiedziałam. Ona mnie nie lubi. Ja to wiem. Polubi mnie. Musi. Będzie mi się jeszcze zwierzać.
W tym czasie Laura i Ross sprzątali po obiedzie.
- Nie ufam jej. - brunetka przerwała wkładanie naczyń do zmywarki.
- Czemu? Jest bardzo miła.
- Coś dziwnie zapytała o ten wywiad. Chciała, byś był zazdrosny.
- Co? Lau, przesadzasz.
- A jak powiedziała "A ty co sądzisz, Lauro?" to to jakoś dziwnie brzmiało. Albo mi mówiła pani! A do ciebie w parku od samego początku mówiła po imieniu!
- To już paranoja! Idę na górę. Nie zamierzam tego słuchać.
- Ale... Ross. Ja mówię, co myślę.
- Właśnie.
Ross poszedł do pokoju dziewczyny, a ona wróciła do sprzątania.
::::::::::::::::::::::::::
Dzisiaj jakieś lipny rozdział :|
Obecny rok, był liczbą wyświetleń na blogu :) Zaciesz :] Już ponad 2000! Jeej ;)
Dowiedziałam się, że "Austin &Allu" nie kręcone jest w Miami, tylko w Kalifornii :/ Ale nic nie będę zmieniać :|
I jeszcze jedno: Ross naprawdę ma brązowe oczy, ale w moim opowiadaniu są niebieskie, bo k o c h a m niebieskie oczy *-* I do tego blond włosy.. Ideał ⌒.⌒ xD według mnie xde
Nie długo pojawi się "Spis treści" i "Pytania do bohaterów" ^.^
Spałem spokojnie, gdy nagle usłyszałem jakieś jęki. Zakryłem głowę poduszką, ale cały czas je słyszałem. Nie bolała mnie głowa, choć wczoraj wypiłem... średnio alkoholu.
- Aał. Ross... Chodź tu. - usłyszałem z sąsiedniego pokoju głos Laury. - Roos... - wstałem i poszedłem do pokoju dziewczyny.
- Co się stało? - oparłem się o drzwi.
- Czemu tak boli mnie głowa? - Lau spojrzała na mnie zwrokiem przepełnionym bólem.
Usiadłem na jej łóżku.
- Wypiłaś troche.
- Kto mnie przebrał w piżamy?
- Ja. - odpowiedziałem zaspany.
- Nie mam siły się na ciebie złościć.
- Ale przecież nie dałbym ci spać w takiej ładnej sukience. Ani bez piżamy, bo noc była zimna.
- Dziękuje kochanie.
- Przyniose ci wody. - pocałowałem ją w czoło i poszedłem do kuchni nalać wody. Przeszukałem kilka szafek i znalazłem w końcu półkę z lekami. Wziąłem jakieś tabletki na ból głowy i znowu zmierzyłem na górę. Dałem brunetce leki.
- Skoro twierdzisz, że noc była taka zimna, to czemu ty sam chodzisz w samych bokserkach.
- Bo ja jestem gorrrący! - zażartowałem. Zaśmiała się.
- A ja to nie?
- Oczywiście, że tak. - pocałowałem ją. Ona odwzajemniła go i wplotła ręce w moje włosy. Ja objąłem ją w talii, gdy wstała z łóżka.
- Dobra, ja się ubieram. - powiedziała, trzymając się za głowę.
- A nie chcesz jeszcze troche poleżeć?
- Nie... Pooglądamy z godzinke TV, a potem zrobimy obiad.
- Nie zjemy na mieście?
- Przecież zaprosiłeś tą jakąś Mary na dzisiaj.
- A nie na jutro?
- Mówiłeś, że jutro. Tylko wczoraj.
- Widzę, że aż tak bardzo cię główka nie boli.
- To dzięki tym lekom. Są bardzo dobre. - zaśmiała się.
• Riker, w tym samym czasie •
Robiłem ze swoją dziewczyną śniadanie dla całej rodzinki. Zwykłe naleśniki. Choć najlepiej robiłem je Ross, myślałem, że odziedziczył ten talent po mamie. To może,ja też umiem gotować?
- Dzisiaj ja zamawiam bez nutelli. - powiedziała Vanessa.
- A czemu?
- Muszę troche schudnąć. Gdzieś z... Żebym była chudsza po prostu.
- Dla mnie masz idealną figurę. - objąłem ją w talii.
- Dla ciebie przecież cała jestem idealna. - przewróciła naleśnika na drugą stronę.
- A wiesz, że przy jednominutowym pocałunku spalasz 26 kalorii?
- Serio? W każdym razie, bardzo chętnie cię pocałuję. - i zrobiła to. Ale po trzydziestu sekundach przypomniała sobie o śniadaniu.
- A jakbyśmy... spędzili tak całą noc na tych pocałunkach?
- Riker! - uderzyła mnie w ramię.
- No co? Chociaż z trzy godzinki!
- Nie! Przecież obok jest pokój Rocky'ego!
- Iii?
- Nie.
- Ugh. Ale kochaaanie.
- Nie.
- Vanessaaa!
- Riker, daj mi spokój. - weszliśmy do salonu z naleśnikami i naszą kłótnią.
- Nasze gołąbeczki się kłócą! - krzyknął wiecznie wolny Rocky.
- Och zamknij się! - krzyknęliśmy jednocześnie.
• Raini, dziesiąta rano •
Obudził mnie dzwonek do drzwi. Chciałam się chociaż dzisiaj, chociaż do jedenastej noo.
Ostatnio się nie wysypiam, bo cały poranek czekam na telefon od Caluma. Mówił, że jeśli nie zadzwoni wieczorem, mam czekać rano na telefon od niego. I nie gadałam z nim już dwa tygodnie!
Poczłapałam otworzyć. Gdy to zrobiłam w progu ujrzałam... Caluma.
- Kochanie! - przytulił mnie.
- Co tu robisz? - zapytałam szczęśliwa.
- Chciałem zrobić ci niespodziankę!
- Chodź, musisz mi wszystko opowiedzieć. Ale najpierw zadzwonimy do reżysera "Austin & Ally", że wróciłeś. Nadal nie mogę uwierzyć, że tu jesteś.
- A ja, że przez ten cały rok na mnie czekałaś.
• 13.50, narrator •
- Dziękuję, że dzisiaj ty gotowałeś. - Laura przytuliła się do swojego chłopaka.
- Nie ma sprawy. Lepiej się czujesz?
- Tak. Trochę. Ale jest dobrze. - usłyszeli dzwonek do drzwi. - Pójdę otworzyć. - brunetka zmierzyła do drzwi. W progu stała zielonooka blondynka, w sukience podobnego kroju do stroju Laury, ale w innych, bardziej kolorowych wzorach.
- Dzień dobry.
- Mery Vensis? - zapytała dziewczyna.
- Mary. Nie Mery tylko Mary.
- Dobrze, zapraszam cię do kuchni. Dzisiaj gotował Ross. - Laura uśmiechnęła się do Mary.
- Na pewno będzie smaczne. I oczywiście, gdyby pani gotowała, byłoby równie pyszne. Choć nie próbowałam.
- Pani? Żadna pani. Mary, mów na mnie Laura. I na Rossa też mów po imieniu.
- Dobrze. Bez problemu. - dziewczyny usiadły do stołu, a Ross podał dania i sam usiadł. Wszyscy zabrali się do jedzenia.
- Tak się cieszę, że z wami tu jestem. Ja, jako wasza fanka, postaram nie być natrętna. Chcę zostać waszą przyjaciółką. Chociaż koleżanką. - Mary chciała być przyjazna, by dowiedzieć się czegoś istotnego dla Petera. Naprawdę lubiła R5 i serial "Austin & Ally", o którym wiedziała prawie wszystko.
- Na pewno nie będziesz natrętna. Niektórzy fani, po prostu umią zedrzeć z ciebie ubranie i zostawić na ulicy! Ale niektórzy - jak ty - są spokojni. - powiedział Ross spokojnie.
- A według ciebie, Lauro? - zapytała brunetki zielonooka.
- Cóż... Ja myślę, że każdy fan zespołu, serialu czy danej osoby jest ważny, bo właśnie dzięki nim mamy sławę i popularność. Ale też szczęście, że jesteśmy znani i że ktoś na lubi. To naprawdę fajne uczucie. Masz może rodzeństwo?
- Tak. Młodszą siostrę Eli. Jej pełne imię to Elizabeth, choć znajomi mówią na nią Emily.
- Eli to bardzo ładne przezwisko. - wtrącił cię Ross.
- Tak. Też tak uważam. Oglądałam ostatnio twój wywiad z Jay'em Cristinem.
- W "Jay Show"?
- Tak. Bardzo podobała mi się twoja wypowiedź na temat chłopaków.
- Jakich chłopaków? - blondyn spojrzał na swoją dziewczynę.
- On spytał się mnie, czy umówiłabym się z chłopakiem typu... raper, luzik. Spytałam, czy on umówiłby się z taką dziewczyną, stawiając go w niezręcznej sytuacji. Zatkało go. Wtedy ja przerwałam ciszę, mówiąc: "Nie zadawaj mi takich pytań, Jay. Dobrze wiesz, że mam najlepszego chłopaka na świecie. I wiem, że niektórzy tego nie pochwalają, ale bez przesady. " - Lynch uśmiechnął się do brunetki. Ona do niego.
z tematu wychodził inny temat i tak jakoś ten czas zleciał. Wkrótce para musiała pożegnać Mary.
- Ale było fajnie! Musimy to powtórzyć! Czy mogę jeszcze kiedyś do was wpaść?
- Najpierw musisz nas poinformować. - uśmiechnęła się sztucznie Marano.
- Jasne! To ja lecę, paa! - pożegnała się i wyszła.
Mary szła z uśmiechem na ustach do następnej ulicy. Wiedziała, że oni obserwują ją przez okno. Wkroczyła do swojego domu. Zamknęła drzwi i oparła się o nie.
- Eh. Za mało się dzisiaj dowiedziałam. Ona mnie nie lubi. Ja to wiem. Polubi mnie. Musi. Będzie mi się jeszcze zwierzać.
W tym czasie Laura i Ross sprzątali po obiedzie.
- Nie ufam jej. - brunetka przerwała wkładanie naczyń do zmywarki.
- Czemu? Jest bardzo miła.
- Coś dziwnie zapytała o ten wywiad. Chciała, byś był zazdrosny.
- Co? Lau, przesadzasz.
- A jak powiedziała "A ty co sądzisz, Lauro?" to to jakoś dziwnie brzmiało. Albo mi mówiła pani! A do ciebie w parku od samego początku mówiła po imieniu!
- To już paranoja! Idę na górę. Nie zamierzam tego słuchać.
- Ale... Ross. Ja mówię, co myślę.
- Właśnie.
Ross poszedł do pokoju dziewczyny, a ona wróciła do sprzątania.
::::::::::::::::::::::::::
Dzisiaj jakieś lipny rozdział :|
Obecny rok, był liczbą wyświetleń na blogu :) Zaciesz :] Już ponad 2000! Jeej ;)
Dowiedziałam się, że "Austin &Allu" nie kręcone jest w Miami, tylko w Kalifornii :/ Ale nic nie będę zmieniać :|
I jeszcze jedno: Ross naprawdę ma brązowe oczy, ale w moim opowiadaniu są niebieskie, bo k o c h a m niebieskie oczy *-* I do tego blond włosy.. Ideał ⌒.⌒ xD według mnie xde
Nie długo pojawi się "Spis treści" i "Pytania do bohaterów" ^.^
środa, 8 lipca 2015
Chapter 14 "Twoje szczęście to moje szczęście"
Ja i Laura postanowiliśmy wyjść wcześniej do studia. Już na piątą rano byliśmy gotowi, choć mieliśmy być tam dopiero na ósmą trzydzieści. Gdy dotarliśmy do Miami Studios, wszystko było zamknięte.
- Przecież to jest czynne dopiero od ósmej trzydzieści.
- Rossy, ja to wiem. I mam zapasowe klucze!
- Lau była dzisiaj w doskonałym humorze. Wyjęła klucze i otworzyła budynek. Weszliśmy, przeszliśmy przez recepcje, zostawiając podpisy na Karcie Gwiazd, jak to nazywał Kopelow i poszliśmy do planu "Austin & Ally".
- Laura, nie ma statystów, nie ma Raini, nie ma kamerzysty, co ty chcesz zrobić? - podszedłem do kamery i oparłem się o nią. Chyba coś kliknąłem...
- Nie wiem... Nagramy te sceny, w których widać tylko nas. I nie widać drzwi.
- A kiedy scena z pocałunkiem? - zapytałem zupełnie innym tonem.
- Będzie dopiero za pięć odcinków. - posmutniałem.
- Ustawisz kamery? - zapytała spokojnym głosem. Udałem obrażonego.
- Rossy... No dobra, chodź tu. - uśmiechnęła się do mnie. Podszedłem, a ona dała mi buziaka w policzek.
- Liczyłem na coś więcej. - znowu się obraziłem, a ona nagle odwróciła mi głowę w swoją stronę i zaczęliśmy się całować. Z przerwami to chyba trwało... dwie minuty? Ale było tak... miło, przyjemnie. Całowała mnie z taką stanowczością, miłością. Odwzajemniłem to i czułem się jak w niebie.
- Będzie ci się lepiej pracowało. - powiedziała z szerokim uśmiechem na ustach.
~❤~
W ciągu dwóch godzin zrobiliśmy kawał roboty. Lau miała racje, że lepiej mi cię pracowało po tym pocałunku...
Po skończeniu mieliśmy jeszcze jedną i pół godziny do otwarcia Studia, więc materiały zostawiliśmy w kamerze i poszliśmy na lody, bo było meeeeeeegaa gorąco.
- Ile jest stopni na termometrze?
- Trzydzieści... sześć. - odpowiedziałem na pytanie swojej dziewczyny i wyszliśmy z lodziarni. Laura wzięła śmietankowego loda, ja czekoladowego. Objąłem ją ramieniem i ruszyliśmy szukać jakiegoś chłodnego miejsca. W parku było gorąco, w kinie byśmy się zasiedzieli, do parku wodnego nie mieliśmy strojów, a nie chcieliśmy wracać do Studia, dopóki nie będzie tam reżysera. Nie wiedzieliśmy co mamy zrobić, więc poszliśmy do domu mojego rodzeństwa.
~❤~
- Haaalo! Jest tu kto? - zawołałem. Z dołu przybiegła Vanessa z Rikerem. Spojrzeli na nas.
- Siostro! - Van zwróciła się do Laury.
- Bracie! - zwrócił się do mnie Riker.
- Co was sprowadza? - zapytali jednocześnie.
- Nie mieliśmy gdzie iść, to jesteśmy tu. Mamy tylko godzine. Dość dużo czasu zajęło nam szukanie chłodnego miejsca.
- Ha! Ale mam pomysł! - krzyknęła Vanessa. - Zrobimy wieczorem potrójną randkę! Ja i Rik, Ross i Laura i Rydel i Ell.
- Dzisiaj postanowiliśmy wpaść na noc do klubu. I jutro robimy sobie wolne. Bo pewnie będziemy mieli duużeego kaca.
- Słucham?! - Vanessa wpadła w szał na słowa i śmiech Laury. - Siostra, nie jestem już dzieckiem!
- Masz osiemnaście lat!
- No właśnie! Przestań mnie pilnować!
- Będę cie pilnować, bo ty sama siebie pilnować nie umiesz! - Vanessa podeszła bardzo blisko siostry i tak to wyglądało, jakby chciały się na siebie rzucić. Spojrzałem na najstarszego brata. On spojrzał na mnie. Obaj nie wiedzieliśmy co zrobić.
- Może masz coś jeszcze do tego, że jestem z Rossem?!
- Mam! Mam, bo jesteś z a m ł o d a.
- Jesteś, jesteś... podła. - Laura wybiegła z domu.
- Naprawdę coś do nas masz? - zapytałem ją.
- Nie. Jasne, że nie. - dziewczyna załamała ręce i westchnęła. - Przepraszam. Przecież ja nie chciałam.
- To nie mnie powinnaś przepraszać.
- Wiem, wiem. Mogę potem do was wpaść?
- Jasne, przed dwudziestą drugą.
- To wpadne. Nie mów jej nic.
- Okey. Lecę jej poszukać. - pożegnałem się z bratem i wybiegłem.
~❤~
Po godzinie szukania musiałem iść do Studia. Laury nigdzie nie było. A szukałem wszędzie. Gdy wparowałem do Studia, reżyser przeglądał materiały z rana.
- No Ross. Dobra robota. A ten pocałunek. Nie wiedziałem, że jesteście do tego zdolni. - już miałem zacząć mówić, ale teksy Kopelowa mnie rozwalił.
- Jaki pocałunek? - zapytałem. Reżyser pokazał mi nagranie z rana. Widocznie, gdy opierałem się o kamerę, musiałem ją włączyć...
- A gdzie Laura? - zapytał kamerzysta.
- Pokłóciła się z siostrą i wybiegła z domu. Szukałem jej, ale nie mogłem jej znaleźć. Już miałem szpitale obdzwaniać i... - nagle trzasnęły drzwi. Wszyscy odwrócili się w tamtą stronę. W drzwiach stała Raini, a obok niej Laura w opłakanym stanie. Z rozmazanym makijażem, podpuchniętymi oczyma i z nieciekawą miną. Podbiegłem do dziewczyny i mocno ją przytuliłem. Ona odwzajemniła uścisk.
- Kochanie, jak się o ciebie martwiłem! Gdzie byłaś? - dopiero przy ostatnim zdaniu ją puściłem.
- Znalazłam ją jak do mnie szła. - powiedziała Raini.
- Dziękuje ci. - przytuliłem przyjaciółke.
- Może chcecie dzisiaj wolne? - zapytał reżyser.
- Nie. Chcemy wolne jutro. Możemy? - zapytała z nadzieją brunetka.
- Dobrze. Macie na jutro wolne. Dzisiaj praca jest luźna. Laura, może dać ci jakieś leki na uspokojenie? Wodę?
- Nie, nie trzeba.
- Dobrze, idź do garderoby i się przebierz.
~❤~
Wracałem z Lau do domu. Już się troche rozchmurzyła. Uszczęśliwiła mnie tym.
- Idziemy dzisiaj do tego klubu? - zapytałem.
- Taak. Musze troche odreagować. - przytuliła się do mnie.
- Ja zrobię zakupy, a ty sobie poleżysz pod kocem i odpoczniesz, co?
- Co ja bym bez ciebie zrobiła. - dała mi buziaka
- To ty idź już sama, a ja pójde. - powiedziałem, gdy doszliśmy do skrzyżowania.
♪ Laura, dwanaście minut później ♪
Wylegiwałam się na kanapie i oglądałam telewizję. Praktycznie to myślałam, a telewizor cały czas był po prostu włączony. Czemu Van traktuje mnie cały czas jak dziecko? Nie rozumiem tego zupełnie. Usłyszałam dzwonek do drzwi i poszłam je otworzyć. Stała w nich Vanessa z koszykiem słodyczy. Wpuściłam ją, zamknęłam drzwi i poszłam z siostrą do salonu.
- Chciałam przeprosić i wytłumaczyć się. Przepraszam i nic nie mam do ciebie i Rossa. Tworzycie śliczną, kochającą się parę i cieszę, że jesteś z nim szczęśliwa. Twoje szczęście to moje szczęście. I traktuje cię, jakbyś była mała, bo cię kocham i jesteś moją jedyną siostrą. Tylko ty mi zostałaś z całej rodziny. I nie chce cię stracić. - wyznała, a ja uśmiechnęłam się i ją mocno przytuliłam. - Ja spadam, bo pewnie musisz się szykować na imprezę. Musimy kiedyś zrobić tą potrójną randke.
- Jasne, że trzeba! Umówimy się za dwa dni, w jaki dzień to zrobić.
- Świetny pomysł. Wpadajcie kiedy chcecie. Ja spadam, bawcie się dobrze na tej imprezie!
- Paa! - siostra zostawiła mi koszyk w kuchni i wyszła. Minęła się z Rossem, który właśnie wracał z marketu. Położył torby w kuchni i dał mi buziaka na powitanie.
- Kupiłem chyba cały market. Pamiętasz tą dziewczynę, co spotkałem ją w parku miesiąc temu?
- No kojarzę.
- To jest nasza mega fanka. Chodziłem z nią po sklepie. Jeśli dobrze pamiętam, nazywa się Mary Vensis. - mówił rozkładając rzeczy po półkach. - Wie o nas prawie wszystko. Zaprosiłem ją na jutro na obiad.
- Przecież jej prawie nie znasz. - powiedziałam troche zła.
- Ale przez kolacje poznamy ją lepiej.
- Nnoo dobra.
- Teraz chodź się szykuj do tego klubu. - poszedł ze mną na górę. Ja się ubierałam w łazience, a on szykował się w moim pokoju. Po zrobieniu makijażu, wyszłam na zewnątrz i czekałam na chłopaka przy furtce. Nie zauważyłam, kiedy wyszedł i patrzył na mnie. Miałam obcisłą, krótką sukienkę. Była srebrna i trochę pozłacana, co idealnie podkreślało moją figurę. - Wyglądasz... gorąco. - zmierzył mnie od stóp do głów. Dodatkowo miałam buty na koturnie, co sprawiało, że moje nogi wyglądały na bardziej atrakcyjne.
- Kocham cię. - powiedział i pocałował mnie, tak jak ja go rano.
- Idziemy?
- Idziemy.
I ruszyliśmy. W klubie byliśmy pięć minut przed dziewiątą. A wyruszyliśmy wpół do dwudziestej pierwszej. Zaczęło się normalnie. Potańczyliśmy, po jednym drinku i od nowa taniec. I to była taka rutyna. Pamiętam, że alkohol coraz bardziej mącił mi w głowie i z tamtego wypady prawie nic nie pamiętam. Zapamiętałam jeszcze to, że zaczęłam się rozkręcać i coraz więcej chłopaków się do mnie przystawiało, a ja nie zwróciłam na to uwagi. Teraz bardzo tego żałuję.
♪ Ross, pierwsza w nocy ♪
Laura świetnie się bawiła i miałem pewność, że zapomniała o wszystkich problemach. Ja też wypiłem, ale mniej. Tylko cztery drinki. Laura wypiła ich osiem. Tańczyłem z jakąś fanką zespołu - naprawde, ci fani są wszędzie - gdy zauważyłem jak jakiś chłopak wynosi na rękach moją dziewczynę! Wybiegłem z lokalu i zacząłem ich szukać. Facet wrzucił ją do samochodu. Dobiegłem tam i przywaliłem mu w mordę z pięści.
- Co ty robisz mojej dziewczynie?!
- Sory stary. - gościu był nieźle wcięty.
- Myślałem, że dziewczyna samotna, do tego w takiej sukience to myślałem, że kogoś na pewno chce poderwać to pomyślałem, że zabiorę ją do siebie i...
- Nie kończ, bo znowu dostaniesz.
- Nie! Nic z tych rzeczy, co ty masz na myśli. Chciałem ją tylko poderwać. I nic więcej.
- Dobra, czyli niby mam uwierzył, że w dobre chciałeś ją zawieść?
- Chciałem jej pomóc, bo zemdlała przy barze.
- Zemdlała?! No masz, otwieraj auto. - zrobił to, a ja wziąłem ją na ręce i zacząłem nieść do domu. Otworzyłem drzwi i zaniosłem Laurę na górę. Zdjąłem sukienke i założyłem jej piżamę. Przykryłem kołdrą, wywietrzyłem jej pokój i sam poszedłem spać do pokoju Vanessy, gdzie mnie ulokowała. Co to w ogóle był za koleś? Wcięty, ale może naprawdę chciał ją zawieźć do swojego domu w dobrym celu? Nie darowałbym sobie, gdyby mojej Laurze się coś stało. Jeśli jej się coś z tego momentu przypomni, powiem, że to był tylko jej sen. Nie chce, by miała jeszcze więcej złych wspomnień.
- Przecież to jest czynne dopiero od ósmej trzydzieści.
- Rossy, ja to wiem. I mam zapasowe klucze!
- Lau była dzisiaj w doskonałym humorze. Wyjęła klucze i otworzyła budynek. Weszliśmy, przeszliśmy przez recepcje, zostawiając podpisy na Karcie Gwiazd, jak to nazywał Kopelow i poszliśmy do planu "Austin & Ally".
- Laura, nie ma statystów, nie ma Raini, nie ma kamerzysty, co ty chcesz zrobić? - podszedłem do kamery i oparłem się o nią. Chyba coś kliknąłem...
- Nie wiem... Nagramy te sceny, w których widać tylko nas. I nie widać drzwi.
- A kiedy scena z pocałunkiem? - zapytałem zupełnie innym tonem.
- Będzie dopiero za pięć odcinków. - posmutniałem.
- Ustawisz kamery? - zapytała spokojnym głosem. Udałem obrażonego.
- Rossy... No dobra, chodź tu. - uśmiechnęła się do mnie. Podszedłem, a ona dała mi buziaka w policzek.
- Liczyłem na coś więcej. - znowu się obraziłem, a ona nagle odwróciła mi głowę w swoją stronę i zaczęliśmy się całować. Z przerwami to chyba trwało... dwie minuty? Ale było tak... miło, przyjemnie. Całowała mnie z taką stanowczością, miłością. Odwzajemniłem to i czułem się jak w niebie.
- Będzie ci się lepiej pracowało. - powiedziała z szerokim uśmiechem na ustach.
~❤~
W ciągu dwóch godzin zrobiliśmy kawał roboty. Lau miała racje, że lepiej mi cię pracowało po tym pocałunku...
Po skończeniu mieliśmy jeszcze jedną i pół godziny do otwarcia Studia, więc materiały zostawiliśmy w kamerze i poszliśmy na lody, bo było meeeeeeegaa gorąco.
- Ile jest stopni na termometrze?
- Trzydzieści... sześć. - odpowiedziałem na pytanie swojej dziewczyny i wyszliśmy z lodziarni. Laura wzięła śmietankowego loda, ja czekoladowego. Objąłem ją ramieniem i ruszyliśmy szukać jakiegoś chłodnego miejsca. W parku było gorąco, w kinie byśmy się zasiedzieli, do parku wodnego nie mieliśmy strojów, a nie chcieliśmy wracać do Studia, dopóki nie będzie tam reżysera. Nie wiedzieliśmy co mamy zrobić, więc poszliśmy do domu mojego rodzeństwa.
~❤~
- Haaalo! Jest tu kto? - zawołałem. Z dołu przybiegła Vanessa z Rikerem. Spojrzeli na nas.
- Siostro! - Van zwróciła się do Laury.
- Bracie! - zwrócił się do mnie Riker.
- Co was sprowadza? - zapytali jednocześnie.
- Nie mieliśmy gdzie iść, to jesteśmy tu. Mamy tylko godzine. Dość dużo czasu zajęło nam szukanie chłodnego miejsca.
- Ha! Ale mam pomysł! - krzyknęła Vanessa. - Zrobimy wieczorem potrójną randkę! Ja i Rik, Ross i Laura i Rydel i Ell.
- Dzisiaj postanowiliśmy wpaść na noc do klubu. I jutro robimy sobie wolne. Bo pewnie będziemy mieli duużeego kaca.
- Słucham?! - Vanessa wpadła w szał na słowa i śmiech Laury. - Siostra, nie jestem już dzieckiem!
- Masz osiemnaście lat!
- No właśnie! Przestań mnie pilnować!
- Będę cie pilnować, bo ty sama siebie pilnować nie umiesz! - Vanessa podeszła bardzo blisko siostry i tak to wyglądało, jakby chciały się na siebie rzucić. Spojrzałem na najstarszego brata. On spojrzał na mnie. Obaj nie wiedzieliśmy co zrobić.
- Może masz coś jeszcze do tego, że jestem z Rossem?!
- Mam! Mam, bo jesteś z a m ł o d a.
- Jesteś, jesteś... podła. - Laura wybiegła z domu.
- Naprawdę coś do nas masz? - zapytałem ją.
- Nie. Jasne, że nie. - dziewczyna załamała ręce i westchnęła. - Przepraszam. Przecież ja nie chciałam.
- To nie mnie powinnaś przepraszać.
- Wiem, wiem. Mogę potem do was wpaść?
- Jasne, przed dwudziestą drugą.
- To wpadne. Nie mów jej nic.
- Okey. Lecę jej poszukać. - pożegnałem się z bratem i wybiegłem.
~❤~
Po godzinie szukania musiałem iść do Studia. Laury nigdzie nie było. A szukałem wszędzie. Gdy wparowałem do Studia, reżyser przeglądał materiały z rana.
- No Ross. Dobra robota. A ten pocałunek. Nie wiedziałem, że jesteście do tego zdolni. - już miałem zacząć mówić, ale teksy Kopelowa mnie rozwalił.
- Jaki pocałunek? - zapytałem. Reżyser pokazał mi nagranie z rana. Widocznie, gdy opierałem się o kamerę, musiałem ją włączyć...
- A gdzie Laura? - zapytał kamerzysta.
- Pokłóciła się z siostrą i wybiegła z domu. Szukałem jej, ale nie mogłem jej znaleźć. Już miałem szpitale obdzwaniać i... - nagle trzasnęły drzwi. Wszyscy odwrócili się w tamtą stronę. W drzwiach stała Raini, a obok niej Laura w opłakanym stanie. Z rozmazanym makijażem, podpuchniętymi oczyma i z nieciekawą miną. Podbiegłem do dziewczyny i mocno ją przytuliłem. Ona odwzajemniła uścisk.
- Kochanie, jak się o ciebie martwiłem! Gdzie byłaś? - dopiero przy ostatnim zdaniu ją puściłem.
- Znalazłam ją jak do mnie szła. - powiedziała Raini.
- Dziękuje ci. - przytuliłem przyjaciółke.
- Może chcecie dzisiaj wolne? - zapytał reżyser.
- Nie. Chcemy wolne jutro. Możemy? - zapytała z nadzieją brunetka.
- Dobrze. Macie na jutro wolne. Dzisiaj praca jest luźna. Laura, może dać ci jakieś leki na uspokojenie? Wodę?
- Nie, nie trzeba.
- Dobrze, idź do garderoby i się przebierz.
~❤~
Wracałem z Lau do domu. Już się troche rozchmurzyła. Uszczęśliwiła mnie tym.
- Idziemy dzisiaj do tego klubu? - zapytałem.
- Taak. Musze troche odreagować. - przytuliła się do mnie.
- Ja zrobię zakupy, a ty sobie poleżysz pod kocem i odpoczniesz, co?
- Co ja bym bez ciebie zrobiła. - dała mi buziaka
- To ty idź już sama, a ja pójde. - powiedziałem, gdy doszliśmy do skrzyżowania.
♪ Laura, dwanaście minut później ♪
Wylegiwałam się na kanapie i oglądałam telewizję. Praktycznie to myślałam, a telewizor cały czas był po prostu włączony. Czemu Van traktuje mnie cały czas jak dziecko? Nie rozumiem tego zupełnie. Usłyszałam dzwonek do drzwi i poszłam je otworzyć. Stała w nich Vanessa z koszykiem słodyczy. Wpuściłam ją, zamknęłam drzwi i poszłam z siostrą do salonu.
- Chciałam przeprosić i wytłumaczyć się. Przepraszam i nic nie mam do ciebie i Rossa. Tworzycie śliczną, kochającą się parę i cieszę, że jesteś z nim szczęśliwa. Twoje szczęście to moje szczęście. I traktuje cię, jakbyś była mała, bo cię kocham i jesteś moją jedyną siostrą. Tylko ty mi zostałaś z całej rodziny. I nie chce cię stracić. - wyznała, a ja uśmiechnęłam się i ją mocno przytuliłam. - Ja spadam, bo pewnie musisz się szykować na imprezę. Musimy kiedyś zrobić tą potrójną randke.
- Jasne, że trzeba! Umówimy się za dwa dni, w jaki dzień to zrobić.
- Świetny pomysł. Wpadajcie kiedy chcecie. Ja spadam, bawcie się dobrze na tej imprezie!
- Paa! - siostra zostawiła mi koszyk w kuchni i wyszła. Minęła się z Rossem, który właśnie wracał z marketu. Położył torby w kuchni i dał mi buziaka na powitanie.
- Kupiłem chyba cały market. Pamiętasz tą dziewczynę, co spotkałem ją w parku miesiąc temu?
- No kojarzę.
- To jest nasza mega fanka. Chodziłem z nią po sklepie. Jeśli dobrze pamiętam, nazywa się Mary Vensis. - mówił rozkładając rzeczy po półkach. - Wie o nas prawie wszystko. Zaprosiłem ją na jutro na obiad.
- Przecież jej prawie nie znasz. - powiedziałam troche zła.
- Ale przez kolacje poznamy ją lepiej.
- Nnoo dobra.
- Teraz chodź się szykuj do tego klubu. - poszedł ze mną na górę. Ja się ubierałam w łazience, a on szykował się w moim pokoju. Po zrobieniu makijażu, wyszłam na zewnątrz i czekałam na chłopaka przy furtce. Nie zauważyłam, kiedy wyszedł i patrzył na mnie. Miałam obcisłą, krótką sukienkę. Była srebrna i trochę pozłacana, co idealnie podkreślało moją figurę. - Wyglądasz... gorąco. - zmierzył mnie od stóp do głów. Dodatkowo miałam buty na koturnie, co sprawiało, że moje nogi wyglądały na bardziej atrakcyjne.
- Kocham cię. - powiedział i pocałował mnie, tak jak ja go rano.
- Idziemy?
- Idziemy.
I ruszyliśmy. W klubie byliśmy pięć minut przed dziewiątą. A wyruszyliśmy wpół do dwudziestej pierwszej. Zaczęło się normalnie. Potańczyliśmy, po jednym drinku i od nowa taniec. I to była taka rutyna. Pamiętam, że alkohol coraz bardziej mącił mi w głowie i z tamtego wypady prawie nic nie pamiętam. Zapamiętałam jeszcze to, że zaczęłam się rozkręcać i coraz więcej chłopaków się do mnie przystawiało, a ja nie zwróciłam na to uwagi. Teraz bardzo tego żałuję.
♪ Ross, pierwsza w nocy ♪
Laura świetnie się bawiła i miałem pewność, że zapomniała o wszystkich problemach. Ja też wypiłem, ale mniej. Tylko cztery drinki. Laura wypiła ich osiem. Tańczyłem z jakąś fanką zespołu - naprawde, ci fani są wszędzie - gdy zauważyłem jak jakiś chłopak wynosi na rękach moją dziewczynę! Wybiegłem z lokalu i zacząłem ich szukać. Facet wrzucił ją do samochodu. Dobiegłem tam i przywaliłem mu w mordę z pięści.
- Co ty robisz mojej dziewczynie?!
- Sory stary. - gościu był nieźle wcięty.
- Myślałem, że dziewczyna samotna, do tego w takiej sukience to myślałem, że kogoś na pewno chce poderwać to pomyślałem, że zabiorę ją do siebie i...
- Nie kończ, bo znowu dostaniesz.
- Nie! Nic z tych rzeczy, co ty masz na myśli. Chciałem ją tylko poderwać. I nic więcej.
- Dobra, czyli niby mam uwierzył, że w dobre chciałeś ją zawieść?
- Chciałem jej pomóc, bo zemdlała przy barze.
- Zemdlała?! No masz, otwieraj auto. - zrobił to, a ja wziąłem ją na ręce i zacząłem nieść do domu. Otworzyłem drzwi i zaniosłem Laurę na górę. Zdjąłem sukienke i założyłem jej piżamę. Przykryłem kołdrą, wywietrzyłem jej pokój i sam poszedłem spać do pokoju Vanessy, gdzie mnie ulokowała. Co to w ogóle był za koleś? Wcięty, ale może naprawdę chciał ją zawieźć do swojego domu w dobrym celu? Nie darowałbym sobie, gdyby mojej Laurze się coś stało. Jeśli jej się coś z tego momentu przypomni, powiem, że to był tylko jej sen. Nie chce, by miała jeszcze więcej złych wspomnień.
poniedziałek, 6 lipca 2015
Chapter 13 "To umowa"
🎵 Laura, tydzień po wypuszczeniu Petera 🎵
- Ross, w tej scenie, Ally wyznaje ci, że dzięki tobie jej płyta dobiegła końca. Ty się cieszysz! - reżyser był wściekły na Ross'a. Cały czas chodził jakiś przymulony.
- No dobrze. Spróbuje to zagrać z entuzjazmem. - powiedział i wrócił do roli Austina.
- Akcja!
- Austin! Dobrze, że jesteś! Właśnie wróciłam ze spotkania z Jim'im.
- I jak?
- Powiedział, że moja płyta to hit nastolatków! - przytuliłam go w swej roli.
- To świetnie. - powiedział cicho z uśmiechem.
- Austin, co się z tobą dzieje? - Em... Musze ci coś powiedzieć.
- Cięcie! Tego nie ma w scenariuszu! Mam na dzisiaj dość tej sceny... I was! Ross, jak się nie ogarniesz to zastąpię cie kimś innym! Czwarta seria jeszcze nie jest w emisji! Won mi z planu! Ciuchy oddacie jutro. Macie być już na ósmą trzydzieści! Mamy nakręcić aż dwa odcinki! I to wszystko przez pana Lyncha. Zejdźcie mi z oczu! - Kopelow własnoręcznie wywalił nas za plan.
- Ale mnie zjechał. - mówił Ross, gdy szliśmy alejkami parku do mnie.
- Mi też się dostało.
- Przepraszam cię. Po prostu... Peter ma przepustkę. - powiedział spokojnie.
- Co?! Na ile? - Na miesiąc. Wypuścili go tydzień temu. Boje się o ciebie. Zamieszkaj z nami. Nic ci się nie stanie.
- Od kiedy o tym wiesz? - uspokoiłam się i położyłam głowę na jego ramieniu.
- Od wczoraj. Chodźmy do ciebie, spakujesz się i idziemy do mnie.
- Nie mogę. - spojrzałam na niego. On objął mnie i pocałował w głowę.
- Przecież Vanessa nie będzie miała nic przeciwko. Ani żaden z domowników. Ja będę skakał pod sufit, jak trochę u nas pomieszkasz. Każdy zna sytuacje z Peterem.
- Ale wy nie macie żadnego gościnnego pokoju. Vanessa śpi w gościnnym?
- Nie, z Rikerem.
- Jest dorosła. Nic nie mówię. - zaśmialiśmy się. Doszliśmy do mojego domu.
- Chcesz coś do picia?
- Nie. Chce pogadać. Siadaj. - pociągnął mnie za rękę przez co upadłam na jego kolana. Przybliżył swoją twarz do mojej.
- Rozumiem, że nie chcesz zamieszkać z nami. To ja mogę zamieszkać z tobą? - pocałował mnie.
- Chodzi mi o plotki. Ale to było miłe. - cmoknęłam go. - Mówią, że jak Van i Riker zamieszkali razem to są zaręczeni.
- O nas nie będą tak mówić.
- A Vanessa?
- Ona zna sytuacje. Zgodzi się na pewno. Zadzwoń. - Ross dał mi swój telefon. Znalazłam numer do siostry i zadzwoniłam. Po dziesięciu minutowej rozmowie zgodziła się.
- Okey. Van się zgadza.
- A ty? - dałam mu buziaka.
- Chodź, idziemy po twoje rzeczy. - zeskoczyłam z kolan chłopaka i pociągnęłam go do drzwi.
- Czyli tak?
- Ćśś. Idziemy po rzeczy! Biegniemy! - zamknęłam za sobą drzwi.
🎵 Mary Vensis, w tym samym czasie 🎵
Siedziałam w swoim własnym salonie z Peterem. Odłożyłam filiżankę z zimną już herbatą na stolik. Concory patrzył na mnie z pogardą.
- Jednak się decydujesz?
- Tak. Lepiej mów, co masz.
- Są razem, są szczęśliwi. Ross proponował Laurze, żeby z nią zamieszkał, miesiąc temu, ale ona nie zgodziła się i mieszka sama. Mogę dowiedzieć się więcej, pod jednym warunkiem.
- Jakim?
- Nic im nie zrobisz.
- Słucham?!
- Dobrze, że słuchasz. Słuchaj dalej. Chcę byś zapłacił mi ten dług. Zraniłeś moją siostrę.
- Mogę zapłacić ci ten dług nawet teraz, tylko pozwól skopać mi dupe temu blondasowi!
- Przecież nie masz pieniędzy.
- Mam na swoim koncie. Ponad pięć milionów.
- Nie masz. Otóż; sprawa wygląda tak. W okresie trzech lat od zawarcia umowy z reżyserem nie powinieneś mieć żadnych kontaktów z prawem. - wstałam i odszukałam w półce kopii zapasowej umowy Petera. Usiadłam znów. - W tym papierku jest zawarte również to, że jeśli coś przeskrobiesz, nie zrobią z tobą kolejnej umowy i nie wyciągną cię z kłopotów. I rozwiązują z tobą ten papierek. - podarłam umowę i wróciłam do monologu. - Jeśli będziesz miał kłopoty z prawem, zabierają ci również całą kasę. Znaczy ci, co te pieniądze ci dali.
- Rozumiem jeszcze, że jeśli ich skrzywdze, to będę miał dokładane lata w tym więzieniu? - Zgadza się. Masz zakaz zbliżania się do nich.
- To po co mi informacje o nich, jak nie mogę im nic zrobić?
- Wyjdziesz, spłacisz dług, robisz co chcesz.
- To umowa.
- Umowa.
🎵 Ross, wieczór 🎵
Rozpakowywałem się sam, ponieważ Lau chciała wyjść, nie mówiąc mi gdzie, kiedy wróci. Ostatnio jest jakaś nie obecna. Nie czyta książek, nie interesują ją filmy. Ostatnio wpadła na jakiegoś chłopaka i nie przeprosiła. A przecież dla niej zawsze to było skandaliczne, żeby na kogoś wpaść i nie przeprosić.
Po skończeniu mojej roboty, poszedłem szukać dziewczyny. Szukałem w całym domu, nie było jej, poszedłem do ogrodu i tam ją znalazłem. Wiedziałem, że mnie zauważyła. Choć nie zwróciła na mnie uwagi. Jej włosy lśniły w pomarańczowych promieniach zachodu słońca. Tak jak... jej łzy. Patrzyła się w przestrzeń. Wysoko, za murem pokrytym bluszczem. Cały ogród otoczony był czerwoną cegłą, cały pokryty rozrastającą się rośliną.
- Lubię tu siedzieć. - odezwała się nagle. - Mam pewność, że nikt oprócz domowników tego domu mnie nie zobaczy. - uśmiechnęła się do mnie przez łzy. Usiadłem obok niej na trawie. - Dość często teraz myślę o rodzicach. - odgarnęła włosy. - Kochałam ich. Nie troszczyli się o nas za bardzo i... teraz cały czas zastanawiam się czemu. I nie mogę znaleźć rozwiązania. - coraz więcej płakała. Przytuliła się do mnie. - Czy oni nas nie kochali? Czemu? Babcia zawsze mówiła, że oni cały czas opowiadali jej o nas, jakie to my łobuzy z Vanessą i urwisy. Tylko od czasu do czasu wspomnieli, że jesteśmy grzeczni. Mówili, że jesteśmy śliczne, ale to nie wynagrodzi im tych lat cierpienia. Wychowywała nas opiekunka. Która była lepszą matką niż mój prawdziwa. - rozpłakała się na dobre. Nie odzywałem się tylko gładziłem ją po włosach co tylko trochę ją uspokajało. Cierpiałem w duszy, że nie mogę znaleźć żadnego słowa pocieszenia. - To jej chwaliłam się ocenami w szkole, to jej powiedziałam nawet o swojej pierwszej miłości jej powiedziałam.
- Wiesz, może dzisiaj nie masz humoru, ale jutro, wybierzemy się do klubu?
- Możemy iść. Mi tam nie zależne. Tylko żebym już przestała o tym myśleć.
- Ross, w tej scenie, Ally wyznaje ci, że dzięki tobie jej płyta dobiegła końca. Ty się cieszysz! - reżyser był wściekły na Ross'a. Cały czas chodził jakiś przymulony.
- No dobrze. Spróbuje to zagrać z entuzjazmem. - powiedział i wrócił do roli Austina.
- Akcja!
- Austin! Dobrze, że jesteś! Właśnie wróciłam ze spotkania z Jim'im.
- I jak?
- Powiedział, że moja płyta to hit nastolatków! - przytuliłam go w swej roli.
- To świetnie. - powiedział cicho z uśmiechem.
- Austin, co się z tobą dzieje? - Em... Musze ci coś powiedzieć.
- Cięcie! Tego nie ma w scenariuszu! Mam na dzisiaj dość tej sceny... I was! Ross, jak się nie ogarniesz to zastąpię cie kimś innym! Czwarta seria jeszcze nie jest w emisji! Won mi z planu! Ciuchy oddacie jutro. Macie być już na ósmą trzydzieści! Mamy nakręcić aż dwa odcinki! I to wszystko przez pana Lyncha. Zejdźcie mi z oczu! - Kopelow własnoręcznie wywalił nas za plan.
- Ale mnie zjechał. - mówił Ross, gdy szliśmy alejkami parku do mnie.
- Mi też się dostało.
- Przepraszam cię. Po prostu... Peter ma przepustkę. - powiedział spokojnie.
- Co?! Na ile? - Na miesiąc. Wypuścili go tydzień temu. Boje się o ciebie. Zamieszkaj z nami. Nic ci się nie stanie.
- Od kiedy o tym wiesz? - uspokoiłam się i położyłam głowę na jego ramieniu.
- Od wczoraj. Chodźmy do ciebie, spakujesz się i idziemy do mnie.
- Nie mogę. - spojrzałam na niego. On objął mnie i pocałował w głowę.
- Przecież Vanessa nie będzie miała nic przeciwko. Ani żaden z domowników. Ja będę skakał pod sufit, jak trochę u nas pomieszkasz. Każdy zna sytuacje z Peterem.
- Ale wy nie macie żadnego gościnnego pokoju. Vanessa śpi w gościnnym?
- Nie, z Rikerem.
- Jest dorosła. Nic nie mówię. - zaśmialiśmy się. Doszliśmy do mojego domu.
- Chcesz coś do picia?
- Nie. Chce pogadać. Siadaj. - pociągnął mnie za rękę przez co upadłam na jego kolana. Przybliżył swoją twarz do mojej.
- Rozumiem, że nie chcesz zamieszkać z nami. To ja mogę zamieszkać z tobą? - pocałował mnie.
- Chodzi mi o plotki. Ale to było miłe. - cmoknęłam go. - Mówią, że jak Van i Riker zamieszkali razem to są zaręczeni.
- O nas nie będą tak mówić.
- A Vanessa?
- Ona zna sytuacje. Zgodzi się na pewno. Zadzwoń. - Ross dał mi swój telefon. Znalazłam numer do siostry i zadzwoniłam. Po dziesięciu minutowej rozmowie zgodziła się.
- Okey. Van się zgadza.
- A ty? - dałam mu buziaka.
- Chodź, idziemy po twoje rzeczy. - zeskoczyłam z kolan chłopaka i pociągnęłam go do drzwi.
- Czyli tak?
- Ćśś. Idziemy po rzeczy! Biegniemy! - zamknęłam za sobą drzwi.
🎵 Mary Vensis, w tym samym czasie 🎵
Siedziałam w swoim własnym salonie z Peterem. Odłożyłam filiżankę z zimną już herbatą na stolik. Concory patrzył na mnie z pogardą.
- Jednak się decydujesz?
- Tak. Lepiej mów, co masz.
- Są razem, są szczęśliwi. Ross proponował Laurze, żeby z nią zamieszkał, miesiąc temu, ale ona nie zgodziła się i mieszka sama. Mogę dowiedzieć się więcej, pod jednym warunkiem.
- Jakim?
- Nic im nie zrobisz.
- Słucham?!
- Dobrze, że słuchasz. Słuchaj dalej. Chcę byś zapłacił mi ten dług. Zraniłeś moją siostrę.
- Mogę zapłacić ci ten dług nawet teraz, tylko pozwól skopać mi dupe temu blondasowi!
- Przecież nie masz pieniędzy.
- Mam na swoim koncie. Ponad pięć milionów.
- Nie masz. Otóż; sprawa wygląda tak. W okresie trzech lat od zawarcia umowy z reżyserem nie powinieneś mieć żadnych kontaktów z prawem. - wstałam i odszukałam w półce kopii zapasowej umowy Petera. Usiadłam znów. - W tym papierku jest zawarte również to, że jeśli coś przeskrobiesz, nie zrobią z tobą kolejnej umowy i nie wyciągną cię z kłopotów. I rozwiązują z tobą ten papierek. - podarłam umowę i wróciłam do monologu. - Jeśli będziesz miał kłopoty z prawem, zabierają ci również całą kasę. Znaczy ci, co te pieniądze ci dali.
- Rozumiem jeszcze, że jeśli ich skrzywdze, to będę miał dokładane lata w tym więzieniu? - Zgadza się. Masz zakaz zbliżania się do nich.
- To po co mi informacje o nich, jak nie mogę im nic zrobić?
- Wyjdziesz, spłacisz dług, robisz co chcesz.
- To umowa.
- Umowa.
🎵 Ross, wieczór 🎵
Rozpakowywałem się sam, ponieważ Lau chciała wyjść, nie mówiąc mi gdzie, kiedy wróci. Ostatnio jest jakaś nie obecna. Nie czyta książek, nie interesują ją filmy. Ostatnio wpadła na jakiegoś chłopaka i nie przeprosiła. A przecież dla niej zawsze to było skandaliczne, żeby na kogoś wpaść i nie przeprosić.
Po skończeniu mojej roboty, poszedłem szukać dziewczyny. Szukałem w całym domu, nie było jej, poszedłem do ogrodu i tam ją znalazłem. Wiedziałem, że mnie zauważyła. Choć nie zwróciła na mnie uwagi. Jej włosy lśniły w pomarańczowych promieniach zachodu słońca. Tak jak... jej łzy. Patrzyła się w przestrzeń. Wysoko, za murem pokrytym bluszczem. Cały ogród otoczony był czerwoną cegłą, cały pokryty rozrastającą się rośliną.
- Lubię tu siedzieć. - odezwała się nagle. - Mam pewność, że nikt oprócz domowników tego domu mnie nie zobaczy. - uśmiechnęła się do mnie przez łzy. Usiadłem obok niej na trawie. - Dość często teraz myślę o rodzicach. - odgarnęła włosy. - Kochałam ich. Nie troszczyli się o nas za bardzo i... teraz cały czas zastanawiam się czemu. I nie mogę znaleźć rozwiązania. - coraz więcej płakała. Przytuliła się do mnie. - Czy oni nas nie kochali? Czemu? Babcia zawsze mówiła, że oni cały czas opowiadali jej o nas, jakie to my łobuzy z Vanessą i urwisy. Tylko od czasu do czasu wspomnieli, że jesteśmy grzeczni. Mówili, że jesteśmy śliczne, ale to nie wynagrodzi im tych lat cierpienia. Wychowywała nas opiekunka. Która była lepszą matką niż mój prawdziwa. - rozpłakała się na dobre. Nie odzywałem się tylko gładziłem ją po włosach co tylko trochę ją uspokajało. Cierpiałem w duszy, że nie mogę znaleźć żadnego słowa pocieszenia. - To jej chwaliłam się ocenami w szkole, to jej powiedziałam nawet o swojej pierwszej miłości jej powiedziałam.
- Wiesz, może dzisiaj nie masz humoru, ale jutro, wybierzemy się do klubu?
- Możemy iść. Mi tam nie zależne. Tylko żebym już przestała o tym myśleć.
niedziela, 5 lipca 2015
Chapter 12 "Tyle nas ominęło!"
♪ tydzień później ♪
Siedziałam przytulona do Ross'a. Jedliśmy kanapki i gadaliśmy na kanapie w salonie.
-Czad, że już nic mnie nie boli. Rodzeństwo moje nie dzwoniło do mnie od tygodni.
-Do mnie Vanessa czasem pisze. Tylko raz na tydzień czy coś.
-A co ostatnio pisała?
-Że wyjazd im się przedłużył i wrócą później.
-Czyli dlatego nie ma ich tydzień dłużej.-Ross'a olśniło.
Nagle drzwi domu otworzyły się z hukiem. Ja i blondyn zerwaliśmy się z kanapy. Weszło całe rodzeństwo Ross'a, Ellington i Vanessa. Wszyscy rzucili się do uścisków.
-Ross! Ty jesteś zdrowy!-Rydel chyba najmocniej wyściskała brata.
-Taak, jestem.
~♥~
Po godzinie rozmów, Rydel wygoniła wszystkich chłopaków i zostało tylko grono dziewczyn.
-Laura, opowiadaj, jak tam z Peter'em?-zapytała blondynka.
-Emm... zerwałam z nim. Jeśli można tak powiedzieć.
-Nareszcie!-krzyknęła Vanessa.-To zły chłopak. To on pobił Ross'a. Wiedziałam, że miał wolne wtedy, kiedy Ross został pobity. Dzień później przyszedł cię odwiedzić z pudrem na oku i próbował mi wcisnąć kit, że film robił i się malował. Nie nabrałam się. Ja wiedziałam, że on ma wolne.
-Ja się bałam na niego naskarżyć policji. Jeszcze coś mi zrobi czy coś.-powiedziałam.
-Już nic ci kanalia nie zrobi. Zabrali go wczoraj do paki.
-Serio?
-Kamery mówią o wszystkim.
-Strasznie się cieszę, dziękuję dziewczyny.-przytuliłam je obie.
-Musimy coś ci powiedzieć, Laura. Głównie to ja muszę ci coś powiedzieć.-zaczęła nieśmiało Vanessa.-Chcę zamieszkać z Riker'em.
-To świetnie!-zaśmiałam się.
-Nie gniewasz się?
-A na co? Kochacie się, jesteście ze sobą od pół roku... To świetnie!
-Dziękuję ci siostra.
-A wiecie, że wszystko słyszą chłopaki?-wtrąciła się Rydel. Odwróciłyśmy się. Za naszymi plecami były głowy Lynchów i Ratliff. Ross podszedł do mojego krzesła i przytulił mnie od tyłu.
-To ja zamieszkam z Laurą.
-To wy... Wy...-nie mógł się wysłowić Rocky.
-Tak, jesteśmy razem. W naszej bajce, prawda Lau?
-Tak. Jesteśmy w naszej bajce, razem.
-Należała wam się ta miłość.-uśmiechnęła się do nas Vanessa, a ja spojrzałam na chłopaka i uśmiechnęłam się do niego.
-No wiemy.-powiedzieliśmy razem.
-Tyle nas ominęło!-załamała się Rydel.
-Spokojnie, nadrobicie. W domu opowiecie mi ze szczegółami jak było na wyjeździe. A ja to potem opowiem Laurze.
-Okey, to lećcie. A ja tu zostanę.-pożegnałam wszystkich. Gdy odjechali, weszłam na górę i położyłam się na łóżku i zaczęłam czytać książkę.
♪ tymczasem w domy Lynchów, Ross ♪
- Cieszę się strasznie, że ty i Laura jesteście razem. Ale czasami to nie za wcześnie, żeby mieszkać razem?-Vanessa udzielała mi wykładu.
- No może troche... Ale ja Laurę kocham i...
- Ross to za wcześnie.
- Ja nie będę z tobą mieszkał pod jednym dachem. Zresztą jak nie zamieszkam z Laurą to i tak będę ją cały czas odwiedzał i u niej nocował, więc co to za różnica?
- Jest. I to duża. Ja się nie zgadzam, bo jestem jej siostrą. Laura ma też prace w serialu.
- W którym gram też ja.
- Ma wywiady do telewizji, sesje zdjęciowe.
- Dobra, wygrałaś. - posmutniałem i poszedłem na górę zadzwonić do dziewczyny.
Chwyciłem telefon i wybrałem jej numer.
- Halo? Po co dzwonisz? - zapytała ze zdziwieniem.
- Czy byłoby poprawnie, gdybym powiedział ci coś mega ważnego przez telefon?
- Nie. Zachowałbyś się jak idiota. A co?
- Możemy się spotkać na ButStreet w parku.
- Okey, ale wiesz, że to najdalsze miejsce jakie mogłeś wynaleźć w swoim mózgu?
- Ale zarazem najbardziej romantyczniejsze. - uśmiechnąłem się sam do siebie.
- Za pół godziny.
- Za długo.
- Dwadzieścia dziewięć minut i pięćdziesiąt... trzy sekundy?
- Okey, ale punktualnie! - zaśmialiśmy się.
♪ Dwadzieścia pięć minut później ♪
Siedziałem na ławce z różami w ręku. Wpatrzyłem się w chodnik i nawet nie zauważyłem, że ktoś obok mnie usiadł.
- Hej. Czemu się smutasz? - obok mnie usiadła blondynka o zielonych oczach. Uśmiechała się do mnie.
- Nie jestem smutny. Czekam na dziewczynę. Wybacz. - wstałem i próbowałem odejść dalej.
- Zatrzymaj się. - złapała mnie za ręke.
- Przepraszam, co ty robisz? - zapytałem wyrywając ręke.
- Nic. Przepraszam. Jestem twoją fanką. Znaczy fanką Rylanda, ale zawsze chciałam spotkać kogoś z R5, wybacz. Jaką masz dziewczynę? Zastanawiam się nad tym.
- Właśnie idzie. - spojrzałem na Laurę i uśmiechnąłem się. Ona odwzajemniła gest i podeszła do mnie. Miała śliczną niebieską sukienkę i czarne szpilki. Włosy jak zawsze rozpuszczone i to dodało jej uroku. Przytuliła się do mnie.
- Cześć. - dziewczyna przywitała się z Laurą.
- Hej. - brunetka trochę nie wiedziała co powiedzieć.
- Jestem fanką R5. Dobra, nie chce wam psuć wieczoru. Do widzenia.
- Do widzenia. -odpowiedziałem. Gdy odeszła trochę od nas zwróciłem się do Lau. - To było bardzo dziwne... Przejdziemy się?
- Nawet nie ma jeszcze zachodu słońca. Nie cierpie przechadzać się w pełnym słońcu. Chodźmy gdzieś... indziej.
- Kręgle! Są nie daleko. Biegnijmy!
- Mam szpilki. - zaśmiała się.
Nagłym ruchem wziąłem ją na ręce.
- Wiesz, że możemy tam pójść? - znowu usłyszałem jej śmiech.
- Wiem, ale muszę o ciebie dbać. - wyszczerzyłem się i zacząłem z nią iść. Nagle o mało co nie potknął bym się o kamień.
- Może jednak... mnie postaw. - spojrzała na mnie z przestrachem. Zrobiłem to i poszliśmy na kręgielnie.
~♥~
Gdy wyszliśmy z kręgielni, było już po dziewiętnastej. Ostatnią godzinę przed zachodem słońca postanowiliśmy się spędzić w restauracji i klubie.
Po dwudziestej wyszliśmy z klubu pełni szczęścia i śmiechu. Byliśmy rozweseleni choć nie wypiliśmy ani kropli.
Wkroczyliśmy potem w progi skromnego parku miejskiego.
- Patrz! Zachód słońca! - Laura złapała mnie za ręce i spojrzała w horyzont.
- Piękny. Jak ty. - spojrzeliśmy się na siebie.
- Co chciałeś mi powiedzieć? - zapytała, gdy złapałem ją za ręke i zaczeliśmy spacer po osamotnionych dróżkach parku.
- Vanessa nie pozwoliła mi z tobą mieszkać.
- To zrozumiałe. Cały czas się o mnie boi. Szkoda...
- Twierdzi, że to troche za wcześnie.
- Mieszkałam z tobą przez trzy tygodnie! - zatrzymała się i wyrwała swoją ręke z mojego uścisku.
- Ale ja tak nie uważam.
- Wiem, ale... ona przesadza.
- Czy ja wiem? Może racja że to troche za wcześnie.
- Trzy tygodnie u mnie mieszkałeś i teraz tak twierdzisz?
- No w sumie racja... Eee... sam nie wiem już co myśleć. Wybacz.
- Dobra, trudno. Musze lecieć. Pa. - pożegnała sie chłodno.
- Moge u ciebie przenocować? - zapytałem z nadzieją w głosie.
- Nie, Ross. Wybacz. Nie dzisiaj. - pocałowała mnie i odeszła pozostawiając mnie samego.
♪ miesiąc później, Peter Concory ♪
- Naczelnik dał ci przepustke. Twoja kuzynka go przekonała. Masz szczęście. - strażnik rzucił mi przez kraty ubrania, w których uwięzili mnie w tym... okropnym, śmierdzącym miejscu. Nawet mi ich nie raczyli wyprać.
- To co, wychodzisz? - spytał mój kolega z celi.
- Ta... w końcu.
- Już po miesiącu... Ty to masz szczęście. Ja dwa lata już tu siedzę. A moi bliscy siedzą se teraz w swoim ciepłym domku i co? I nic.
Przebrałem się, a strażnik wypuścił mnie i zamknął kraty.
- Cześć Tom. - pożegnałem się z kumplem z celi i poszedłem ze strażnikiem na zewnątrz.
Tam stała blondynka z zielonymi oczami. Domyśliłem się, że to ona mnie uwolniła. Była dość ładna... Szkoda, że kuzynka.
- Byś się przywitał. - odwróciła się do mnie i utkwiła twardy wzrok.
- Ta, siema. - rzuciłem i poszedłem dalej nie licząc na bliższe zapoznanie.
- Mam informacje o Lynchu i Marano. - odwróciłem się do niej, a ona patrzyła w przestrzeń.
- Jakie?
- Chodź se sobą. Gadałam z nimi. Wyglądają na szczęśliwych.
- Zwariowałaś?!
- Nie. - odpowiedziała spokojnie. - Polubili mnie. Mogę dowiedzieć się o nich coś więcej.
- Po co mi pomagasz?
- Bo wisisz mi dług. Znaczy, mojej siostrze. Jest na ciebie wkurzona. A jak ona to i ja. Jeśli ci pomogę, odpłacisz podwójnie. I tak nie lubię tej dwójki. To jak?
- Czyli że nie jesteś moją kuzynką?
- Wiem o tobie wszystko od mojej siostry. Nie widziałam cię w życiu.
- To może... - przybliżyłem się do niej.
- Śnisz. To mój numer. - podała mi małą karteczkę. - I nie licz na nic więcej, idioto. Nie cierpię cie i wolałabym cię nie oglądać. Ale spłacisz mi ten dług. - dała mi plaskacza w twarz i odeszła.
:::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::
Przychoodzeee z weesoołąąą informacją! 😃 Założyłam się z koleżankami, że w jeden miesiąc dodam 20 rozdziałów! 😉 I mam pomysł jak możecie mi pomóc 😁 Pod każdym postem poproszę komentarze! I nie będę zbyt często reklamowała ich na grupach na fb i jeśli chcecie być na bieżąco to możecie dodać bloga do obserwowanych 😊
Do następnego rozdziału! 😄 Który już blisko 😎
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)
